Mnie już wcześniej przyłapała straż miejska kiedy to „testowałem”, jeszcze wtedy świeżego, BMXa na murkach w parku. No ale wtedy dałem radę i odjechałem bez kwitka w łapie.

Swoją drogą to są to bardzo ciekawi ludzie, ci policjanci. Widzą tylko to, co chcą widzieć i choć chodzą w stadzie, to nie ma w nim przywódcy, bo jeden pyta drugiego co z tym zrobić i jak ma to zrobić... Czysta paranoja

Ogólnie to policja jest mało tolerancyjna w stosdunku do rowerzystów a w dodatku nie mają pojęcia o tym fachu. Na szczęście nie miałem z nimi do czynienia po za rutynowymi kontrolami.

Wiecie co?! No skandal, normalnie skandal!

Wyjechałem z domu i jakieś sto metrów dalej zatrzymała mnie policja...

-Ile ma pan lat?
- CENZURA, ale w sumie to dopiero w lipcu skończę...
-Oo... to nie dobrze, bo po chodniku można jeździć do lat dziesięciu.
-...

Spisywali mnie z jakieś piętnaście minut, bo mieli problem z wpisaniem poprawnie mojego nazwiska... ehh... po prostu policja. Wlepili mi pięćdziesiąt zeta mandatu i śmiali się z mojego BMXa, bo widać nigdy wcześniej takiego urządzenia nie widzieli... Ograniczenie ludzkie jednak sięga głęboko
Moje tłumaczenia nie zostały przyjęte, powiedzieli, że jeżeli nie zapłacę w porę mandatu, to przyjdzie pan z filmu „Komornik”. He, dam mu moje kolarskie skarpetki i niech się odwali.
No co? To są bardzo fajne skarpetki

Hehehe... Trochę śmiać mi się chce, ale mandat mam i kropka...