Witamy, Gość
Nazwa użytkownika: Hasło: Zapamiętaj mnie

Odpowiedz w temacie: 01.09.2018r. XCM Miłosna #4

Nazwa
Tytuł
Boardcode
B) ;) :) :P :laugh: :ohmy: :sick: :angry: :blink: :( :unsure: :kiss: :woohoo: :lol: :silly: :pinch: :side: :whistle: :evil: :S :blush: :cheer: :huh: :dry: :ok: :serce: :unlike: xD
Wiadomość
Powiększ /  Pomniejsz
Załączniki

Kod antyspamowy: Wpisz słownie liczbę 12 *

Historia tematu:: 01.09.2018r. XCM Miłosna #4

Maks. pokazywanych 15 ostatnich postów - (zaczynając od ostatniego)
2018/09/03 22:41 #31423

iceman150

iceman150 Avatar

No raczej będę, objazd zaliczony no i może uda mi się awansować w generalce.
2018/09/03 20:12 #31422

Marcinelli

Marcinelli Avatar

Gratulacje za wytrwałość i dawaj 16.09 do Grudziądza na XC5
2018/09/03 19:54 #31421

iceman150

iceman150 Avatar

I kilka fotek.











Załączniki:
2018/09/03 19:53 #31420

iceman150

iceman150 Avatar

Dawno nie było moich wspomnień ze startów, więc chyba czas nieco ożywić towarzystwo kolejną opowiastką :)

Na wstępie chciałbym podziękować koledze małemu, który tuż przed startem wpadł przybić przysłowiową piątkę.

Wyścigi XCM Miłosna to w pewnym sensie dla mnie impreza szczególna. Staję na starcie w każdej edycji od powstania tego wyścigu, który jest organizowany przez prawdziwych pasjonatów i serdecznych ludzi z Cyklo Kwidzyn. Trasa jest bardzo wymagająca i przejazd całej trasy bez gleby to nie lada wyczyn.
Tak naprawdę nie walczę tutaj nigdy o jakiś szczególny wynik, a bardziej o przeżycie i ukończenie tego morderczego wyścigu. Niech nikogo nie zwiedzie krótki dystans 19km, bo na tym dystansie mamy aż 400m wzniesień a i zjazdy nie dają choć na chwilę odetchnąć, trasa daje w kość o wiele bardziej niż inne maratonowe trasy.
Wyścig ten jest dla mnie także szczególny, ponieważ po ostatnim nieukończonym wyścigu na tym terenie, miałem pewne rachunki do wyrównania z tą trasą.

Przed startem objechałem tylko mały fragment trasy aby nieco się rozgrzać i mieć rozeznanie w początkowych kilometrach trasy, musiałem także wypróbować zjazd który poprzednio mnie pokonał. Tym razem przejazd odbył się bez problemów, no ale wiadomo wyścig rządzi się swoimi prawami.

Stajemy na starcie niewielką grupą i oczekujemy na odliczanie ucinając sobie ostatnie pogawędki z towarzyszami przeprawy :). 3....2...1... Start - początek całkiem zadowalający, jadę spokojnie a mimo to przedzieram się wyprzedzając chytrze kilku zawodników, dojeżdżamy do pierwszego poważnego wzniesienia i korek, czas popchać trochę rower, ale na nogach wcale nie poruszam się wolniej od tych którzy próbują jechać. Po tym elemencie znacznie się zluzowało, mamy kolejne zjazdy i trudny techniczny podjazd po korzeniach, na którym także połykam 2-3 zawodników. Po tym podjeździe moje płuca są już ostro przewietrzone, więc czas nieco odpuścić dla złapania oddechu, idzie nieźle pokonuję mój słynny zjazd i kolejny w głębokim piachu i kurzu wzniecanym przez innych zawodników. Idzie dobrze, aż za dobrze do czasu aż przejeżdżamy przez rój szerszeni i czuję ukucie w dolną część pleców ;), pośladek nieco zdrętwiał, więc zatrzymuję się zbadać sytuację, żądła nie widać, opuchlizny też nie więc jadę dalej. Czując już niemałe zmęczenie coraz częściej podjazdy pokonuję pieszo. Stawka mocno się już rozciągnęła ale co chwila spotykamy się z tymi samymi zawodnikami nawiązując nowe znajomości. Pokonuję kolejne kilometry, aż tu za jednym z ostatnich trudnych zjazdów 3km przed metą widzę leżącego zawodnika. Standardowe pytanie czy wszystko ok, ale widzę że nie jest ok. Kolega twierdzi, że ktoś już wezwał pomoc i on czeka. Ale widząc jego ogólny stan i czerwoną szyję postanawiam przy nim pozostać i poczekać wspólnie na wspomnianą pomoc. W między czasie zatrzymałem kolejnego zawodnika i razem z nim dzwonimy jeszcze raz na telefon alarmowy określając nasze położenie co ma ułatwić dotarcie do poszkodowanego. Po ok 8-10min. wreszcie nadjeżdża pomoc medyczna i przekazujemy kolegę w odpowiednie ręce. My wsiadamy i mając świadomość że jesteśmy w tym momencie ostatni ruszamy spokojnie na metę omawiając jeszcze sytuację. Naszym głównym zmartwieniem w tym momencie było zdrowie kolegi oraz to aby nie przeszkadzać w walce najszybszym z długiego dystansu.
Więc oglądając się raz po raz dojeżdżamy do mety wyprzedzając po drodze jednego zawodnika, więc ostatni nie byłem :)

Na mecie usatysfakcjonowani wyścigiem i naszym czynem zasiadamy przy puszce coli oraz pożywamy się wyśmienitymi ciastami oraz żurkiem.

I na koniec czeka nas jeszcze miła niespodzianka, zostajemy uhonorowani nagrodą fair play, dzięki której chociaż raz poczułem się jak zwycięzca. :)

Pamiętajcie wyścig wyścigiem, ale zdrowie nasze i innych jest jednak ważniejsze.
Czas generowania strony: 0.169 s.