W uzupełnieniu:
Na rowerach spędziliśmy 22 dni. Średnio dziennie pokonywaliśmy odległość ok. 56 km. Najdłuższy etap to 90 km, najkrótszy 20 km.W dwóch miejscach nocowaliśmy dwie noce: we Wiedniu i w Bratysławie. Te miasta zwiedzaliśmy jeżdżąc rowerami i na piechotę. Było tego po ok. 20 km.
Koszt wyprawy wyniósł ok. 3900 zł. Dojazd na start to łącznie koszt ok.350 zł. W tym nocleg w kostrzyńskim Domu Turysty (80zł). Najdroższa pozycja to powrót pociągami z Bratysławy przez Wrocław do Grudziądza. Wyniósł ok. 800 zł. Zapewne nie była to najtańsza możliwość,ale innej nie szukaliśmy. Tak więc ok. 1/3 wszystkich kosztów to koszt dojazdu na start i powrotu do Grudziądza.
Noclegi były pod namiotem. Koszt tego był bardzo różny - najtaniej za 5 euro (Tutlingen), tj. ok. 20 zł, najdrożej 21 euro (Wiedeń). to od - koszt ok. 80 zł. Najczęściej było to ok. 15 - 18 euro. Średnio było to jakieś 15 euro. Dwukrotnie z uwagi na warunki (ostro padało, a dodatkowo miejscowości Melk fatalny kemping) nocowaliśmy pod stałym dachem, w Straubing w schronisku młodzieżowym, a Melk w pensjonacie. W obydwu miejscach koszt noclegu ze śniadaniem wynosił ok. 45 euro.
Wszystkie ceny dotyczą dwóch osób.
Jeżeli chodzi o jedzenie: ceny większości produktów podobne do naszych. Ogólnie droższe pieczywo, wędliny, sery. tak "na oko" jakieś 20%. Napoje, tj. wino i sporadycznie piwo - ceny "nasze". Ceny w lokalach trochę droższe jak u nas, pewnie też jakieś 20 do 30%. W moim odczucia Austria nieco droższa jak Niemcy. Między Bratysławą a Wiedniem nie ma różnicy - ceny takie same. Większość posiłków robiliśmy sobie sami, w tym celu mieliśmy kuchenkę na gaz (b.małą, palnik nakręcany na malutką butlę z gazem) i grzałkę. Tę ostatnią polecam, bardzo się przydaje na tego typu wyjazdach. Jednak uwaga - nie wszędzie (pomimo Unii Europejskiej) są znormalizowane kontakty. Typowo polskie wtyczki nie zawsze pasują.
Nie wiem, czy koszty wyżywienia można wliczyć do ogólnych kosztów wyprawy. Przecież nawet leżąc na kanapie przed telewizorem jeść i pić trzeba. No, w domu to może jednak przeżyłoby się trochę taniej. Ale w żaden sposób nie da się wówczas próbować regionalnych przysmaków.
Sprzęt mieliśmy polski, zarówno namiot jak i sakwy (Crosso). Kompletowany był sukcesywnie od lat.
Podsumowując: koszty rozłożyły się mniej więcej po 30% na transport, noclegi i jedzenie. Pozostałe 10% to różnego rodzaju bilety.
Wszystko podane dotyczy sierpnia 2013.
Na wszelkie pytania odpowiem.
Na jedno odpowiadam od razu: było warto. A najciekawszy kawałek Naddunajskiej Trasy Rowerowej jeszcze przede mną.