28.10.2012r. - Niedzielne rowerowanie pozmianoczasowe.
Morskie Oko nie tak daleko
Jesień mroźna śniegiem otuliła
pół krainy Polski.
Szczęściem nas tu nie sięgnęła.
Pozbawiła nas więc troski.
Troski zalegania w domu
kiedy rower własny wzywa.
Więc wataha się zebrała
i niedzielnie wyruszyła.
Słonko grzało mimo zimna,
liście szuru-buru pod kołami.
Pot strużkami już z nas spływa...
Mate znów nas gna górkami.
Postój przy sklepie wymuszony -
Piotruss łapie pierwszą gumę.
Więc korzystam ja z okazji...
męski kibel - ze śmiechu umrę!
Znów \"potlisko\". Znaczy podjazd
poty wielkie z nas wyciska.
Potem ostry zjazd ścieżynką
i cel nasz - Morskie Oko. Woda czysta.
Dwie godziny już minęły.
Nad jeziorem odpoczynku czas.
Głodne gęby wreszcie pełne...
O! Jest Piobak!
Znalazł nas!
Ufff...to miła część wyprawy.
Godzina spoczynku na pewno.
Trochę fotek nastrzelano...
jak to Mate wlazł na drzewo
Wszystko co dobre szybko się kończy.
\"Już do powrotu głos trąbki wzywa...\"
Kto zjeżdżał wjechać znów musi...
więc pod górę zadyszka straszliwa.
Masz ci los. Na górze ambona stoi.
Piotruss się wspina i na świat kikuje.
Piątka nas naprzód pojechała.
Mate plus Jeden Piotrussa pilnuje.
Nie ma tych trzech! Czas na nich czekać.
Dobrze że telefony działają...
-Już jedziemy! Czekajcie nas! -
tyle że w Kłódce dwie drogi się rozdzielają.
Kurde. Pół godziny czekaliśmy
a spóźniona Trójca inną drogą pojechała.
Tak to jest z maruderami.
Na szczęście na krzyżówce wataha się spotkała.
Lecz nie ma z losem bezkarnego igrania -
Piobakowi \"gadzina\" gumę przebiła.
Czwórka z nim została. Trójka pojechała -
ich godzina powrotu już dawno wybiła.
Cholera! Przez tych \"ambonowców\"
pół godziny spóźnienia i...już chmury!
Deszcz nas zmoczył, grad obstukał...
Który to z ambony nauczał? No który?!
Wreszcie. Damoj. Ciepła herbata.
I to własna. Nie z termosu Mata
której połowę nad jeziorem rozlał.
Taki to z Mate kawał chwata!
Tak zakończyliśmy jesienną wycieczkę.
W złotej polskiej osnowie \"babiego lata\",
nad pięknym Morskim Okiem w Rogóźnie.
Widoki przecudne to nasza za wysiłek zapłata
Hardy