Wiedzieliście, że liczniki rowerowe potrafią zamienić się w sabotażystów wycieczek, treningów tudzież planów?
O tak! Postanowiłem wreszcie przytwierdzić do kiery to szatańskie urządzenie, które zdjąłem dla jego dobra na okres zimowej jazdy. Wyciągam ten mały „użyteczny pierdół” i zakładam.
Puszczam koło i? I nic! Zastanawiam się co za padło z tej Sigmy, którą sprezentował mi Mikołaj, niby taka ładna i trochę mniejsza od poprzedniego, ale ten poprzedni nie protestował przed założeniem go na kierce. Mówię sobie, że chyba się poddam, ale z drugiej strony zostać wyniesionym na tarczy z powodu licznika?!
No i oprzytomniałem. Instrukcja! Eureka, teraz będzie dobrze! Ta, jasne.
Ten mały sabotażysta z uśmiechem na twarzy powiedział mi, że „ni huhu”, maksymalna odległość między tym czymś co się zwie szprychą, a tym czymś na goleni widelca to 5mm.
Wkroczyła inwencja twórcza, została zniszczona guma od słoika i jakoś działa
Ale mało brakowało, a bym się poddał... Ale byłby wstyd ;P
Uważajcie na te najmniejsze rzeczy, bo potrafią sprawić najwięcej kłopotów, hehe