Odpoczęliśmy, rany wylizaliśmy, rowery wyczyściliśmy (albo i nie), zatem pora na podsumowanie wczorajszej wycieczki.
Grupa była liczna, jakby nieśmiało wracała tradycja niedzielnych przejażdżek. Przejażdżka, słowo zdrobniałe, sugeruje może spacerek- ale z nami korbą trzeba było jednak kręcić
Dziewięćdziesiąt kilometrów mówi samo za siebie
Trasa oklepana (jeziora Radodzierz, Kałębie), może nie będę się roztkliwiał nad każdym kilometrem, a przejdę do smaczków- tym były niewątpliwie okolice jeziora Udzierz.
Tomek niezawodnie zaproponował odnalezienie wieży widokowej- może kilometr od drogi- lecz tego kilometra starcza, żeby mijać ją niezauważenie...
A warto odszukać!
Już kawałek od DW214 (i już z drogi niewidoczna) ogromna lipa- pomnik przyrody, a sama wieża posadowiona chwiejnie na torfowisku.
Trud przejazdu po podmokłej, uginającej się pod kołami torfowej poduszce wynagradza widok z góry na lazurową taflę Udzierzy…
Pięknie, podejrzewam o każdej porze roku i przy każdej pogodzie. A ta była dla nas wyjątkowo łaskawa- można było zapomnieć, że to nadal luty.
Za Udzierzą, no cóż, orka przez lasy... I Lipinki, stara wieś kociewska z dawną architekturą, kolejny sympatyczny punkt na naszej trasie.
Dalej temat znany, pożarówki i inne drogi leśne- i wylot w Grupie. Coś z esencji wyprawy oddadzą fotki w galerii, zapewne niebawem dodane przez Tomka
Za wycieczkę dziękuję:
-Davisovi
-MarcinowiHD
-Redowi
-Tomkowi (matolek)
Do następnego