Wisła120 czyli sto trzydzieści siedem (i pół!) mgnień wiosny-
bo takim kilometrażem ostatecznie zamknąłem budzik- czas na podsumowanie
Plan zrealizowany całkowicie.
Ale od początku- zaczynamy ostrożnie, szanujemy siły i czas- spokojnymi asfaltami (z dodatkiem parku sartowickiego) dobijamy do Świecia i mijamy je bez zatrzymywania.
Za Świeciem na wał i pierwszy po nim długi odcinek. Mamy świeże siły, wiatr sprzyja, po chłodnym poranku przygrzewa słońce- a tu już dobijamy do pięćdziesiątego kilometra- jest dobrze, mamy chęci do poszukania przygód
I znajdujemy je przed Trzęsaczem- postanawiamy poszukać dróżki obchodzącej zamknięty i ogrodzony odcinek czarnego szlaku... I ostatecznie- co niniejszym zostaje stwierdzone komisyjnie- nie da się go obejść...
Wgłębiliśmy się w chaszcze- wszystkie ścieżki, nawet pokazane w locusie- są nieprzejezdne, gdzieś w końcu urywają się w rozlewisku.
Jak niepyszni musimy wracać- co nie jest proste, od drogi dzieli nas w linii prostej 115 metrów- niby nic- ale i stromy stok...
Wychodzimy w końcu u kogoś w sadzie i na podwórku
Dalej już spokojnie, jeszcze zjeżdżamy uroczyskiem Prodnia- taki jar- i już wita nas Fordon.
Zajeżdżamy doń od strony pól i w końcu także wału. Czas mamy dobry, więc postanawiamy odbić, obejrzeć rynek- i w końcu pomysł- Dolina Śmierci.
Stromo, wysoko, z fajną panoramą miasta, jego ogromnymi blokowiskami przetkanymi wieżami kościołów i linią mostu.
Nacieszywszy oczy, zjeżdżamy, obierając kierunek na gigantyczne elewatory zbożowe przy grodzisku wyszogrodzkim. Taki Fordon Przemysłowy- jakieś bocznice kolejowe, jakieś zakłady, jakieś dziewiętnastowieczne kamieniczki, jakieś tyły głównej ulicy.
I za chwilę esencja wycieczki- Brdyujście, system śluz i wyspa na Brdzie. Z wyspy musimy się niestety cofnąć- jaz Czersko Polskie, zgodnie z moimi przewidywaniami jest nieprzejezdny.
Ale to nic- znajdujemy skrót singielkiem między Brdą a linią kolejową- a co cieszy, można przejechać przez most. Zatem fajny, przełajowy wjazd do Bydgoszczy, od strony krzaków i spokojniejszych uliczek.
Już jesteśmy na Łęgnowie- dzielnica ma swój urok, chata podcieniowa jak w Chrystkowie (kolejną dostrzegamy w Nieszawce), trochę stuletnich domków- idealne miejsce na postój.
Posileni ruszamy dalej- jeszcze przejazd przez Solec Kujawski- takie tam miasteczko- i wjeżdżamy w Puszczę Bydgoską...
I już u mnie jest skreślona- ciężko, piach, upał, sosny, sosny, sosny... Deprymujące miejsce, wysysa mi siły i demoluje psychikę. Kilkanaście kilometrów męki jak dla mnie- i wreszcie znowu docieramy w pobliże Wisły- do Torunia wjeżdżamy po wale, ale tu już zaczyna doskwierać czołowy wiatr i wyboista nawierzchnia.
Do pociągu mamy czas- zatem na starówkę na obiad! Shoarma w sfinksie stawia na nogi.
Powrót na drugą stronę Wisły- i na Głównym ładujemy się w pociąg.
Wycieczka zakończona, my zmęczeni, ale zadowoleni
Niestety, skład mocno okrojony, zatem za towarzystwo w eksploracji nieznanych i nieczęsto odwiedzanych terenów dziękuję:
Tomkowi (Matołek)
Do następnego