Wyjazd mega udany. Pierwsza część to błogie lenistwo poruszaliśmy się od jeziora do jeziora, wykorzystując każdą piękną miejscówkę do zachwycania się ciszą, spokojem i pięknem otaczającej przyrody. Moim numerem jeden został Polski Głęboczek.
Druga część już zdecydowanie bardziej intensywna. Obfita w leśne dukty różnej jakości od szybkich autostrad leśnych po przebijanie się przez szyszki i krzaczory z prędkością żółwia. Całe szczęście, że komary atakowały nas tylko w nielicznych miejcach bo by nas zjadły żywcem. Na deser wykorzystaliśmy fragment maratonu do spompowania resztek sił. Nie obyło się także bez zmiany gumy w samej końcówce
Wypad bardzo udany i pozytywny. Nie wiem jak matołek ale ja wróciłem bardzo zadowolony i zmęczony. Oby więcej takich wypadów. I żeby nie było to dolny próg kilometrarzowy przekroczony. Mój licznik wskazał niecałe 85km.