Czas najwyższy na małe podsumowanie niedzielnej przejażdżki do Świecia
Nie jest tajemnicą, że wszystkie parametry wycieczki ustawiłem dla zadowolenia żony i mam cichą nadzieję, że mi się udało
Chciałem, aby w końcu mogła zajrzeć do Świecia i spędzić niedzielę wspólnie z mężem. Ja z kolei potrzebowałem spokojnego rozprężenia mięśni po sobotniej, mocnej terenówce, miłej, towarzyskiej przejażdżki i zadowolonej żony u swego boku
Na starcie pojawiła się sześcioosobowa ekipa w składzie:
Aneta
Monika
Andrzej 62
Hardy
Pieter
Matołek
Sympatyczny skład i miła niespodzianka, bo jak się okazało Aneta z Hardym i Andrzejem dołączyli w ostatniej chwili, choć mieli inne plany
Jak to się mówi - w kupie zawsze raźniej
No to ruszyliśmy, najbardziej lajtową i najkrótszą trasą, jaką udało mi się ułożyć do Świecia
Jechało się leciutko i przyjemnie. Po drodze postój na relaks i przyjemności.
W Świeciu postanowiliśmy dobrze zjeść
A gdzie dobrze się zjada? - w restauracji oczywiście
No to hajda na Restaurację Stare Miasto, ale tam pełna obstawa i rezerwacja
ale polecili nam Stylową
W Stylowej wolne stoliki są. Krótka debata i decyzja o wejściu do środka, bo na zewnątrz wieje. Noo i tu pierwszy zgrzyt, bo pan kelner wyszedł wskazać nam wyrwikółka, które nie dość, że za rogiem, to jeszcze cztery, a nas szóstka
Na szczęście po krótkiej rozmowie znalazł się kompromis i mogliśmy zasiąść do stołu.
A w Stylowej całkiem stylowo
Poczułem się więc trochę niedopasowany. Przydałby się chociaż jakiś krawat
Podano do stołu, ale wygląd dań zdecydowanie nie wpisywał się w wystrój wnętrza. Niestety tak samo było też ze smakiem. Ot - zwykły, smażony kotlet z ziemniakami z wody, w której spędziły chyba kilka godzin. Surówki też zwykłe. Wszystko to pasowało mi raczej do budki nad morzem z napisem "domowe obiady"
niż restauracji z tak wymowną nazwą. Całe szczęście, że nikt nie zamówił zielonego kurczaka, którego tak polecał kelner
W każdym razie już wiem, gdzie na obiad nie jechać - do Stylowej w Świeciu
...
Najedzeni - czas więc na powrót. Rozpoczęła się walka z wiatrem, ale to niestety parametr, którego nie da się tak zaplanować, aby było dobrze na całej trasie, jeśli powrót ma być na własnych kołach. Tempo spadło, morale chyba też, zwłaszcza, że czekał nas kawałek drogą krajową, która tego dnia wydawała się być bardziej ruchliwa, niż zazwyczaj. Na szczęście ten nieprzyjemny, motoryzacyjny akcent w miarę szybko się skończył i od skrętu na Sartowice, naszym przeciwnikiem pozostał tylko wiatr
....
Bardzo serdecznie dziękuję za wspólnie spędzone, niedzielne popołudnie w sympatycznym gronie. Jak zawsze było miło, pomimo przeciwności, z którymi dzielnie się zmagaliśmy
Na pamiątkę mała galeria fotek, do której serdecznie zapraszam
Pozdrawiam serdecznie i mam nadzieję - do zobaczenia