No to miałeś nietypową kraksę hehehe
Ja miałem wypadków sporo, ale najbardziej zapamiętałem dwa. Pierwszy z nich był bardzo dawno temu, ale ślady mam po nim do teraz, a drugi jest stosunkowo świeży bo z trasy maratonu w Istebnej.
Pierwszy i zdecydowanie groźniejszy był podczas zjazdu z nowo odkrytego wąwozu... Miałem już przyzwoitą prędkość i nagle przed kołem dziura. Rower w powietrze, nad dziurą przeleciałem, ale podczas lądowania przednie koło jakoś niefortunnie wpadło w stertę kamieni i katapultowało mnie w kosmos... Śmieje się, że dwa metry leciałem, a kolejne cztery szorowałem po glebie. Zerwałem sobie wtedy włókna mięśniowe w lewym udzie i porządnie pozdzierałem... ale dałem radę, najfajniejsze jest to, że konkretnie skasowałem rower, a to dało pretekst do przesiadki na nowy sprzęt
Gleba na trasie maratonu wynikała raczej z nieodpowiedniego toru przejazdu. Próba wyprzedzenia kolesia przede mną okazała się nieudana, bo mi skubaniec zajechał drogę i musiałem się ratować wjeżdżając na nasyp po zewnętrznej zakrętu. Łuk szedł w lewo i prostował, cały czas schodząc w dół, podczas gdy nasyp miał mniejszy spadek i różnica wysokości robiła się nieciekawa. Przede mną zobaczyłem miejsce, z którego albo jakoś zjadę, albo skoczę małego dropa i wrócę na trasę. Ale... Jeden z wystających korzeni wybił mi niespodziewanie koło i to tak pechowo, że opadło na skraj tej ściany, po której jechałem i zjechało w dół, ciągnąc za sobą całą resztę. Reakcją z mojej strony była usilna próba wypięcia się z pedałów, jedna noga, druga, i już chciałem przeskoczyć jakoś przez kierę, kiedy przywaliłem w ziemię, kamienie, i Bóg wie co jeszcze. Bolało jak jasna cholera, ale dotarło to do mnie dopiero kiedy opadła adrenalina. To była konkretna gleba
Najniebezpieczniejsza była natomiast w mieście, tuż za zjazdem z wiaduktu. Przeleciałem wtedy z jednego pasa ruchu na drugi uderzając głową w asfalt. Kask i mój niezawodny Anioł stróż uratował mi życie. Jak sobie pomyślę, że na przeciwnym pasie mógł jechać autobus, albo cokolwiek innego...
Wiem, że wspomniałem o opisie tylko dwóch gleb, ale miałem ich tyle, same nachodzą kolejne wspomnienia, a jakby do tych niekontrolowanych przyziemień dodać te z BMXem w roli głównej to zrobiłby się nam tutaj kącik kraks hehe
Gleb jak najmniej! Pozdro