Droga do Piekła
Droga do piekła jak powszechnie wiadomo jest prosta, wygodna i szeroka, ale nie w tę sobotę.
Już na starcie przy samolocie postanowiliśmy, że prawdopodobnie skrócimy trasę (było chłodno, padało i wiał dość silny wiatr północny) - nie zachęcało to do zbyt długich wypraw.
Od początku szło trochę "jak po grudzie", nie obeszło się bez dramatycznych i zaskakujących zwrotów akcji. Jeszcze w Grudziądzu podjeżdżając na ścieżkę wiodącą wzdłuż Skarpy Wiślanej, Tomek, który prowadził naszą trójkę dokonał rzeczy niezwykłej. Jechałem kilka metrów za nim a za mną Krzyś. Zauważyłem skrót wydeptany w trawniku, zauważył i Tomek i widzę jak wjeżdża na tę ścieżkę. Ale co się dzieje? Co ja widzę? Tomek zmienia dyscyplinę sportową - przyjął pozycję poziomą i ćwiczy poziome loty poślizgowe. Klasyczna żabka na trawie. Wyhamowałem z okropnym poślizgiem lekko wpadając na rower Tomka, ale utrzymałem pion. Było trochę dramatycznie trochę śmiesznie (nie śmiej się bratku z czyjego upadku).
Dalszy przebieg wycieczki dyktował już wiatr i przelotny deszcz. Trasa wiodła Doliną Wisły przez płaski odkryty teren. Silny czołowy wiatr zmuszał do potężnego wysiłku. Skróciliśmy trasę. Po odpowiednim zaopatrzeniu było już tradycyjne ognisko, pieczone kiełbaski i długie przyjacielskie rozmowy przy cieple płynącym z ogniska. Do domu wróciliśmy uśmiechnięci już późnym popołudniem.