Urodziłem się niepoprawnym optymistą i ciągle żywię nadzieję, że coś zmieni się na lepsze. Czy coś się zmieni? Pierwsza zmiana, która powinna nastąpić, to zatrzymanie procesu eliminowania nas z jezdni, bo o to obecnie tylko chodzi w budowaniu tego syfu, który urzędnicy nazywają ścieżkami rowerowymi (plus wykazanie, że spełnia się obowiązek budowania ścieżek).
Wychodzę z założenia, że jeśli nie będziemy robić nic prócz narzekania, a jest na co narzekać, to z pewnością nic się nie zmieni.
Jako rowerzysta z dość sporym rocznym przebiegiem, potrafię śmignąć przez niemal każdą przeszkodę, więc koniec końców, mógłbym mieć to wszystko w dupie. Dodatkowo należę również do świata zmotoryzowanych, więc mógłbym wsiąść do samochodu i cieszyć się, że rowerzyści przestaną kręcić mi się przed maską i spowalniać ruch, ale tak nie robię, bo to nie rowerzyści spowalniają ruch, lecz rosnąca ilość samochodów. Każdy rowerzysta to człowiek, który zwalnia mi miejsce w korku, na parkingu i zmniejsza zatrucie powietrza w moim otoczeniu.
....
Rzecz zaczęła mnie gnębić w 2005 roku i wtedy właśnie zacząłem badać mechanizmy kierujące budowaniem dróg w naszym mieście i założyłem tę stronę. Nie jestem w tych sprawach lotny, ale drążyłem. Spotkałem też ludzi, którzy myślą podobnie. Z ówczesnym prezydentem umówiliśmy się na spotkanie, lecz ten nie dopuszczał krytyki, sam wiedząc wszystko najlepiej. Miało być drugie spotkanie, ale nas zbywał zawsze w ostatniej chwili odwołując umówione wcześniej spotkanie, na które niektórzy pozwalniali już się z pracy. Były też artykuły w Pomorskiej, o które Pan W. się na nas obraził. Poszedłem więc do ZDM-u i tam znalazłem życzliwego człowieka. Udało nam się wtedy wyprosić kilka drobiazgów, jak usunięcie kilku słupków, odsuwanie barierek od skrajni ścieżki itp. Rzecz miała się w dobrym kierunku, gdy gość odszedł z ZDM-u. Próbowaliśmy dalej, ale rozbijając się o urzędniczy mur, odpuściłem na dwa lata.
Do tematu postanowiłem wrócić w zeszłym roku i znowu: ZDM, Prezydent, Internet. Tu muszę się pożalić, że wizyty w ZDM-e nie należą do przyjemnych, gdyż czuję się tam wręcz opluwany. W tym miejscu pragnę podkreślić, że nie mówię o wszystkich pracujących tam osobach, ale pogarda dla upominającego się o sprawy rowerowe, jest tam bardzo boleśnie odczuwalna. Ale teraz nauczyłem się, aby załatwiać sprawy przez dyrekcję, która przynajmniej bronić stanu obecnego przestała i przyznaje, że jest bubel. Padło sporo obietnic, choć ich realizacji jakoś do tej pory nie widać...
To teraz ja mam pytanie: Czy powinienem odpuścić?
I jeszcze jedno - skąd wiesz, że WTR ma być ścieżkochodnikiem z kostki?
Pozdrawiam