Czytałem już niezwykle barwną relację startu w Kwidzynie naszego kolegi Bartka dlatego pokuszę się jedynie o podsumowanie własnego startu.
Pozycja 42 oczywiście nie powala jednak końcówka sezonu i docinki chunka: "czy naprawdę nie dało się pojechać lepiej?" skłoniły mnie do przemyśleń i...
Okazuje się, że we wszystkich moich startach prócz pierwszego jechałem niezwykle zachowawczo... powiedziałbym oszczędnie chcąc jakby przetrzymać pewną część trasy, ostrożnie pedałując woziłem się na kole a raczej kołach, chowałem za plecami innych kolarzy - sam nie wiem po co...
Tu w Kwidzynie już na wstępie byłem skazany na gorszą pozycję z kilku względów;
- pierwszy raz startowałem na dystansie najkrótszym - mini,
- aż 400 startujących na moim dystansie
- ostatni (najwolniejszy) sektor - pierwszy start w cyklu Skandia Lang Team
- nie zdołałem objechać trasy - niesamowitą przewagą jest jej znajomość,
- według Lefa cykle Skandii przyciągają silniejszych zawodników niż Mazovia.
Przejazd tego maratonu taktycznie zbliżony był do pierwszego w Świeciu przed którym DAMIAN Wheel Brothers zasugerował cisnąć ile wlezie od samego początku. Treningowy rachunek sumienia zrobiłem. Po zaliczeniu tego (pierwszego) sezonu znam swoje mocne i słabe strony. Dzięki temu wiem, że bazę wytrzymałości i siły kolarskiej posiadam odpowiednią, by wytrzymać tak krótki dystans na pełnych obrotach. Biorąc pod uwagę wszystkie przeciwności, które wymieniłem postanowiłem bawić się tym całym kolarstwem bardziej niż kiedykolwiek. Dlatego też plan tym razem mojego autorstwa zakładał ostre tempo od samego startu.
Już na początku wyszedł pierwszy błąd - brak "sprytu startowego" spowodował, iż dałem zamknąć się z dala od linii startowej w moim sektorze. Teoretycznie każdy z zawodników ma uruchomiony pomiar własnego przejazdu w sposób elektroniczny od momentu przekroczenia linii startu do mety. W praktyce taki błąd kosztował mnie dodatkowych kilkudziesięciu zawodników do wyprzedzenia. Trasy maratonów przebiegają zazwyczaj po drogach gruntowych, szutrowych, ścieżkach - singlach, duktach leśnych z mnóstwem piachu aczkolwiek nie zawsze. Manewr wyprzedzania zawodników wygląda tak, że starasz się jechać szybciej tam, gdzie nie jadą oni. Czyli skoro wszystkie "najlepsze" - i tak kiepskie nawierzchnie są już zajęte, zostaje możliwość skorzystania z tej po za klasyfikacją, po której nikt przy zdrowych zmysłach nie jechałby rowerem po za maratonem w ferworze walki... Wyprzedzenie kilku zawodników nawet w piachu kwidzyńskiego motokrosu jest niczym w porównaniu z przejechaniem 2, czy 3 km wałem Liwy po nawierzchni nawet nie wiadomo jakiej, bo przykrytej kilkucentymetrową warstwą ściętej trawy, do tego pełnej dziur i nierówności... Po tym właśnie odcinku i wyprzedzeniu 40-50 kolarzy usłyszałem znajome głosy Bartka i Icemana... i przeżyłem pierwszy kryzys... Serce waliło jak opętane, płuca wyplute, czworogłowe ud o mało nie eksplodowały - tyle starań a dogoniłem dopiero chłopaków??? Masakra!
Trasa Kwidzyńskiego maratonu w uproszczeniu wyglądała następująco:
1. Start w Kwidzynie i kilkukilometrowy odcinek wyprowadzający zawodników w tereny leśne.
2. Pętla w lesie
3. Powrót do Kwidzyna po tej samej trasie, którą dojeżdża się do pętli
Dalszą część oprę na liczbach:
Wyniki
Kolumna PR. SHIMANO to pierwszy elektroniczny pomiar czasu umieszczony przy końcówce dojazdu do pętli. Liczba w nawiasie to miejsce, które dany zawodnik zajmował mijając aparaturę pomiarową.
Następna kolumna o nazwie 23km to odczyty czasu i miejsca, które zostały osiągnięte po objechaniu pętli.
I tak dla przykładu:
Bartek jechał stosunkowo równo ponieważ na pierwszym pomiarze był 212 po okrążeniu pętli 232 i na mecie zameldował się 226.
Przy założeniu, że dogonienie na trasie Bartka wymagało ode mnie wyprzedzenia 40-50 osób to ilu musiałem wyprzedzić do końcówki dojazdu do pętli wbijając się na 109 pozycję? Trudno określić... Gdyby Bartek nie pozwolił się nikomu wyprzedzić miałbym wynik... Dalej; wykonanie pętli pozwoliło mi na wspięcie się na 69 pozycję przy drugim odczycie. Na metę wpadłem 42 przegrywając na końcówce 3 miejsca.
I teraz najciekawsze; proszę spojrzeć na zajmowane pozycje na poszczególnych odcinkach zawodników od miejsca 1 do 60. Widać dokładnie, że każdy z nich jechał równo lub w miarę równo (podobnie jak Bartek). Do ok. 60 pozycji byłem jedyny z takim progresem.
Czy dałoby się lepiej? Tak. Zawsze można lepiej.
Zamiast wspaniałomyślnie dać zmianę koledze z Cyklokwidzyna na wale Liwy w drodze powrotnej (na własne życzenie), miałem dowieźć się na jego kole oszczędzając siły na finisz.
Reasumując: to był mój najlepszy start w tym sezonie i bardzo się cieszę, że znalazłem taką pasję, której chcę dalej poświęcać czas.