No to czas na małe podsumowanie i podziękowania dla niezawodnego klubu kibica
W Kwidzynie razem z Jacą pojawiliśmy się dużo wcześniej aby uniknąć kolejek w biurze zawodów, a także porozmawiać z sędziami na temat startu z wyższego sektora niż ostatni. Rozmowy przebiegły nad wyraz pomyślnie w wyniku czego zostaliśmy przeniesieni do 10 sektora o dużo mniejszym zatłoczeniu.
Korzystając z okazji pozwiedzaliśmy stoiska z akcesoriami rowerowymi. Po złożeniu rowerów, wystrojeniu się w rowerowy arsenał, udaliśmy się na małą rozgrzewkę, a po powrocie czekał na Nas już klub kibica. Przywitałem się ze wszystkimi był czas na pamiątkowe fotki przy fontannie i przybicie ostatniej piątki przed startem. Klub kibica udał się na pierwszy punkt widokowy a ja ustawiłem się w moim sektorze. Początkowo zajmowałem nieco dalsze miejsce, ale podczas przesuwania się sektora sprytnie przesuwałem się stopniowo do przodu w wyniku czego na starcie stałem już przy samej taśmie tuż obok sławnego Czesława Langa - patrona cyklu
.
Oczekując na start nieco się nakręcałem w rytm muzyki płynącej z głośników, która tylko podsycała atmosferę. 3...2...1... no i poszliśmy pierwszy był zjazd po asfalcie z szybki łukami. Tutaj trzeba było uważać na wciskających się pod łokcie rywali, w skutek czego nie mogłem jechać swoją optymalną linią, no ale w tym miejscu bezpieczeństwo najważniejsze.
Kolejnym etapem był znienawidzony przez wszystkich wał - prawdziwy wysysacz energii, który w tym roku był nieco dłuższy niż dotychczas po przebrnięciu przez ten etap nastąpił krótki łącznik na którym zawsze z miejscowymi dzieciakami przybija się piątki.
Tuż przed opuszczeniem asfaltu czekał klub kibica, który wrzeszcząc wniebogłosy zagrzewał do walki
teraz zaczynała się właściwa rywalizacja, stromy podjazd do żwirowni. Zaczynałem odrabiać straty poniesione na żwirowni i zyskiwałem kolejne pozycje. Kilka kilometrów moim oczom ukazuje się po raz kolejny klub kibica, który dopiero dojeżdżał na miejscówkę
, no ale czasu na pogaduchy nie było-trzeba jechać dalej.
Kolejnym ciekawszym elementem były tzw. "pierwsze hopki" - element bardzo techniczny gdzie nie ma wielu miejsc na wyprzedzanie. Tuż przed nim postanowiłem nieco się napoić i posilić, niestety w tym momencie wyprzedziło mnie kilku zawodników w tym bodajże 2 kobiety. Aby nie być blokowanym na całym odcinku chciałem ich jak najszybciej wyprzedzić, Przed pierwszym zjazdem zaatakowałem po krzakach i już 2 pierwsze osoby zostały za mną, krótki zjazd i podjazd który trzeba było iść po prostu ogniem niestety Pani przede mną tego nie uczyniła i oboje stanęliśmy, szybki podbieg i już byłem przed nią tym razem mialem czysta drogę i mogłem jechać swoim tempem a to na tym odcinku było bardzo ważne. Pod koniec całego tego odcinka dogoniłem kolejnego zawodnika i po wyjeździe na szeroką drogę postanowiłem jechać za nim i nieco odpocząć, jechaliśmy tak po bruku w górę, przekroczyliśmy tory kolejowe i w dalszej części trasy tasowaliśmy się między sobą. Niestety jak to ze mną bywa wraz z upływem kilometrów nieco słabłem i traciłem pozycje, zwłaszcza na fragmentach siłowych takich jak długie niezbyt strome podjazdy. Wiedziałem, że czeka mnie jeszcze mega wysiłek w postaci "ostatnich hopek" które były zdecydowanie najtrudniejsze pod względem podjazdów. I tu dałem z siebie wszystko, przeleciałem przez prowizoryczna przeprawę po kłodach wpadłem w błocko, ale nie odpuszczałem wyciągnąłem się jakoś z tego i podjechałem na sam szczyt, w tym miejcu udało mi się zyskać jakieś pozycje. Kolejne podjazdy także starałem się podjechać chociaż w dwóch wypadkach końcówki musiałem zsiąść bo nogi już nie dawały rady. Na jednym z podjazdów udało się wyprzedzić z dobre 4 osoby prowadzące rowery, które grzecznie ustępowały miejsca. Na innymi musiałem atakować po krzakach, ponieważ moje nieco za twarde przełożenia nie pozwala na zbyt wolną jazdę.
To była już ostatnia tak wielka trudność która dała w kość. Teraz pozostał już powrót w stronę zamku, jak się okazało na końcu pętli stał jeszcze klub kibica a za nim strefa bufetowa, z której ochoczo skorzystałem. Muszę przyznać że Panowie na strefie wyjątkowo sprawnie podawali napoje i nawet na sporej prędkości udało mi się złapać plastikowy kubeczek nie rozlewając zbyt wiele. Ostatnim etapem był powrót po słynnym już wale wzdłóż Liwy, na którym jechałem ostatkami sił kolejni zawodnicy mnie połykali a ja starałem się łapać koło. Z ulgą dotarłem do końca tego odcinka i w tym momencie dogonił mnie milo, wiedziałem że nadrobił nade mną już dwie minuty gdyż startował z dwóch sektorów później. Na asfalcie złapałem jego koło, ale gdy zaczął się podjazd pod górę odjechał niczym pociąg, a ja rywalizowałem z trójką innych zawodników ostatnie metry szedłem już na 110% aby odzyskać metry i dogonić wspomnianą trójkę, wpadliśmy praktycznie wszyscy razem na metę, niestety udało się wyprzedzić tylko jednego do pozostałej dwójki zabrakło tak naprawdę pół koła.
Dziękuję dzielnej ekipie kibiców za doping - czekam na wasze fotki i filmiki, a może i jakieś małe wspomnienia
Dziękuję również Jacy i milo za wspólną rywalizację.
Nasze wyniki:
22. Jaca (5 w kat. M-4) Czas 1:41:13
122. milo (19 w kat. M-2) Czas 2:03:46
141. iceman150 (22 w kat M-2)Czas 2:06:06
Startowało 293 zawodników
Muszę przyznać, że w stosunku do zeszłego roku odnotowałem olbrzymi progres. W 2016 roku byłem na 266 miejscu na 398 zawodników i stracilem do Jacy prawie 40 min natomiast do zwycięzcy 52min.
W tym roku byłem 141/293 do jacy straciłem "tylko" 25min, przy bardziej selektywnej trasie, a także należy zauważyć że sam Jaca zanotował spory progres. Do zwycięzcy straciłem natomiast 40 min przy czym należy zauważyć, że w tym roku wygrał nie byle kto bo były zawodowy kolarz i wielokrotny reprezentant kraju w wyścigach kolarskich - Bartosz Huzarski.
Na pewno muszę popracować nad wytrzymałością i utrzymaniem tempa co widać po międzyczasach, na pierwszym punkcie kontroli byłem w pierwszej setce bo na 99 pozycji, na drugim (27km) też nie było źle bo 107 pozycja druga połowa poszła już zdecydowanie gorzej i straciłem prawie 40 pozycji takze jest nad czym pracować
Nieco smutne jest to, iż od kiedy startuję to frekwencja w Kwidzynie regularnie spada:
2015: 523 zawodników na dystansie MINI
2016: 398 zawodników na dystansie MINI
2015: 293 zawodników na dystansie MINI