wszystko co piękne zawsze szybko się kończy.....
za dzisiejsze wspólne rowerowanie dziękuję ekipie w składzie:
Estera
Danka
Łobuzia
sldtwa
Bartek
dart8
Adam
Lopez
Hajen
Sąsiad CCH
i sam sobie
Wszystko zaczęło się dość niewinnie w Marinie skąd ruszyliśmy za zaplanowaną 200
. Spokojnie przemieściliśmy się do Nowego gdzie na rynku czekała na nas Estera i dart8. Spokojnym tempem z żartami na ustach i pod lekki zefirek który towarzyszył nam praktycznie przez całą drogę ruszyliśmy w kierunku Twardej Góry po zaplanowanej trasie. Wszystko przebiegało zgodnie z planem do czasu aż wjechaliśmy w las.... i się zaczęło
piach, piaseczek, piaseczusiek
czy jak go tam zwał towarzyszył nam przez większość drogi na zmianę z szutrami, ubytkami w nawierzchni... czasami na chwilkę pojawiał się asfalt
jednak patrząc na współtowarzyszy wyprawy i na ich uśmiechnięte buzie doszedłem do wniosku że chyba mnie nie powiesza za tę drogę
. Nie będę ukrywał że droga nie była sprawdzana, ani planowana specjalnie dokładnie, zostały wytyczone punkty pośrednie dlatego wyszło jak wyszło.... terenowo
W Lubiechowie pożegnaliśmy Bartka i Adama mających inne plany na popołudnie ( tu osobne wielkie dzięki dla Was że i tak znaleźliście czas na pokręcenie- i gratki dla Adama za wykonanie pierwszej życiówki). Przejechaliśmy jeszcze kilkanaście kilometrów i Hajen poczuł ból kolana co niestety zdyskwalifikowało go z dalszej jazdy
szczęście w nieszczęściu że w okolicy była miejscowość Kaliska i udało się mu spokojnie dotrzeć za pomocą PKP do Grudziądza. Ruszyliśmy dalej.... mijały kolejne miasteczka i wioski...Wojtal, Karsin, aż dojechaliśmy do miejscowości Wiele. Tu zobaczyłem pierwszy raz w życiu tak ogromne jezioro z krystalicznie czystą wodą... POLECAM odwiedzić to miejsce. Po spokojnej kawie i zapiekankach...o moczeniu nóg w jeziorze ruszyliśmy dalej w kierunku celu naszej podróży czyli miejscowości NIEBO..... po drodze był także Zamość
o Abisyni gdzieś w ciągu dnia nie wspomnę
Jadąc do Czerska po zaplanowanej trasie ...powoli wykończeni bezdrożami wpadliśmy na pomysł że wcale przecież nie musimy na siłę wracać do domu w środku nocy a możemy skorzystać z pomocy kolei żelaznej i jeżeli zdążymy na pociąg to nim przemieścimy się do domu. Na dworzec dotarliśmy 30 minut przed planowanym odjazdem Arrivy. Szybkie zakupy i stawiliśmy się na peronie. Podjechał pociąg i Pani konduktor z uśmiechem na Twarzy wskazała nam wagon do którego mamy zapakować się wraz z rowerami. Uśmiechnięci i mam nadzieję że wszyscy w pełni zadowoleni z dzisiejszego rowerowania wróciliśmy do Grudziądza przed 21. Pozostało do pokonania jeszcze kilkanaście kilometrów do domu Esterze, dart8 i SąsiadowiCCH. Mam nadzieję że już wszyscy dotarli do siebie cali i zdrowi.
z mojej strony wielkie dzięki dla wszystkich za wspaniały, pełen uśmiechów i żartów dzień
do następnego......
jakiś filmik wstawię jutro