Bo polskie morze piękne jest i basta
Piękny poranek zapowiadał piękny dzień, chociaż nie do końca te zapowiedzi się nam sprawdziły to bilans dnia można uznać za pogodowo niezły. Na starcie w marinie stawiła się dzielna siodemka w składzie:
Iza
Ainak
Darek
Adam K.
Pietrek
Krzys80
Bartek
Szybka odprawa i spokojnie pomkneliśmy na planowy pociąg do Warlubia. Czasu sporo ,poranek rześki i nastrajający optymistycznie więc i tempo radosne i lajtowe. Zaopatrzenie w Wlk.Komórsku i już po chwili wsiadamy do pociągu o 6:55. Tutaj należą się pochwały dla Przewozów Regionalnych Regio - podstawiony pociąg czysty, nowoczesny i po raz pierwszy w życiu mogę powiedzieć komfortowy chociaż nie była to I klasa
Jechało się naprawdę przyjemnie i w doskonałych humorach wysypaliśmy się na dworcu Gdynia Główna.
Inspekcja sprzętu i ludzi wypada pomyślnie więc udajemy się w kierunku skweru Kościuszki w celu zaokrętowania się na katamaran "Rubin" - nazwa brzmi doniośle jednak zastany stateczek pamiętał czasy kręcenia filmu "Rejs" Marka Piwowskiego natomiast cena za rejs była już iście nowoczesna i europejska ponieważ opiewała na kwotę 10 euro
Na nabrzeżu spotykamy Krzyśka5 z Iwoną którzy dołączają do naszej eskapady i już w 9tkę ruszamy o 10:00 przez zatokę w kierunku Helu. Tutaj pierwszego psikusa robi nam pogoda - pół rejsu spędzamy pod pokładem ze względu na kapuśniaczek i morską bryzę
Katamaran po dobrej godzince wysadza nas w porcie Helskim i już po chwili pomykamy na objazd tzw. początku Polski. Trasa zrobiona konkretnie i pomysłowo ,wydaje mi się że dwa lata temu nie była jeszcze tak zapięta na ostatni guzik. Niestety dokuczliwy kapuśniak zmusza nas do wizyty w pierwszej napotkanej garkuchni i wzmocnienia się grochówka
Deszczyk przestaje kropić i deszczaki lądują w plecakach a my zaczynamy prawdziwą jazdę
Kto tamtędy nie jeździł powinien jak najszybciej to nadrobić. Różnorodność trasy na półwyspie helskim to jedna z jej niezaprzeczalnych zalet. Zaczynamy od leśnej betonowo - szutrowej scieżki wiodącej przez gęsty pachnący las. Jedzie się lekko i przyjemnie ,słońce się do nas uśmiecha i odcinek do Juraty mija nam niesamowicie szybko. W Juracie przerwa w miejscowej knajpce a następnie Jastarnia i chyba najpiękniejszy odcinek pomiędzy Jastarnią a Władysławowem wiodący przez Chałupy. Tutaj ścieżka prowadzi nas samym brzegiem zatoki - widoki oszałamiające ponieważ jest to ulubione miejsce kitesurferów ze względu na płytką wodę i dobre wiatry. W powietrzu unosi się las żagli ,latawców i wszystkiego co fruwa i ciągnie po wodzie dziesiątki wodniaków:)
Mijamy po drodze mnóstwo rowerzystów - ruch jest jak na autostradzie i trzeba zachowywać maksymalną ostrożność żeby nie zaliczyć z kimś dzwonka - nasz dziewięcioosobowy peleton wzbudza zainteresowanie i częste pozdrawianie się z mijanymi cyklistami
To zawsze miłe jak kompletnie obcy ludzie pozdrawiają cię ponieważ są takimi samymi wariatami jak ty
W pięknych okolicznościach nadmorskiej przyrody docieramy do półmetka naszej trasy czyli Władysławowa. Tutaj zapadamy na niecałą godzinkę w celach konsumpcji pizzy i ruszamy dalej w drogę międzynarodową trasą rowerową R10. Droga dobrze oznaczona o dobrej nawierzchni szybko doprowadza nas do Pucka i tutaj napotykamy przedziwne zjawisko. Otóż za miastem w powietrzu unosi się coś co wygląda z daleka jak dym z ogniska lub niewielkie trąby powietrzne. Po dojechaniu okazuje się że są to miliardy owadów - muszek ,komarów czy innego tatałajstwa które skutecznie pcha się wszędzie gdzie to możliwe. Nabranie oddechu skutkuje niezamierzoną konsumpcją kilkunastu sztuk
Po tych kilku kilometrach nieoczekiwanego podwieczorku dopada nas znowu kapuśniak. Droga R10 nagle ucieka nam gdzieś w bok a kierownik przegapiwszy skręt (być może specjalnie
) wciąga ekipę na nadmorskie klify i niestety niezłe błotko
Na szczęście to tylko może ze dwa kilometry i dwa duże podejścia pod błotne górki
Już po chwili wypadamy z powrotem na szutrówe prowadzącą przez klimatyczny las gdzie przez kilka najbliższych kilometrów mija nas kilkuset półmaratończyków biegnących w kierunku Władysławowa - niezły widok ,rozpiętość wieku od 18 do 95 lat
Po wyczerpującym ale przepięknym odcinku docieramy do Rzucewa gdzie zimne ,bąblowane z kija koi zszargane owadami i kapuśniakiem nerwy.
dalsza część R10tki prowadzi nas przez Kępę Pucką i rezerwat "Beka". Na otwartych łąkach dopada nas niestety ostatni dzisiaj ale za to najbardziej intensywny opad deszczu. Próba schronienia w szopie dla bydła kończy się prawie utonięciem w błocie po kolana a my zastanawiamy się dlaczego na tak pięknej trasie nie można było zrobić jakiejkolwiek wiaty dla rowerzystów szukających schronienia przed deszczem
???
Przemoczeni ale w dobrych humorach docieramy do terenów przemysłowych Gdyni gdzie przez przypadek lądujemy na bramie jakiegoś potężnego zakładu
Siłą perswazji kierownik próbuje przekonać strażników żeby nas puścili przez teren firmy bo tak mu mapa trasę rysuję i jakim prawem brama jest zamknięta??
Ci jednak nieugięci wskazują nam całkiem przyjemny objazd tego molocha i po kilkunastu minutach docieramy do okolic portu Gdyńskiego. Tutaj żegnamy Krzysia5 z Iwoną - która pojechała dzisiaj swój życiowy rekord odległości
Mam nadzieję ,że fantazja kierownika nie styrała naszej koleżanki za bardzo i zobaczymy ją z Krzysiem na którejś z kolejnych wycieczek
Pozostała grupa dociera porządną rowerówką do dworca głównego w Gdyni i planowo pakuje się na pociąg zgodnie z harmonogramem
Warunki już mniej komfortowe ale przynajmniej schniemy sobie spokojnie i o 21:25 wyskakujemy w Warlubiu. Tutaj miła niespodzianka - czeka nas nas Matołek którego udało się shaltować z pociągu z wątku "Na wariata"
Pogoda dopisuje i ciepły przyjemny wieczór pozwala nam lajtowym tempem dotrzeć do Grudziądza
Dziękuje ekipie za udział - Tomkowi za odprowadzanie nas do Grudziądza a mojej żonie gratuluję podśrubowanego rekordu odległości - 124km z kawałeczkiem
Jak twierdzi - nie jest to jej ostatnie słowo w tym sezonie
Do następnego...
p.s
Zdjęcia robił Krzysiu5 - więc w miarę możliwości prosiłbym Krzysia o wrzutkę do galerii a kilka najciekawszych o wrzucenie do wątku.