18.08 - polowanie na Matołka
Z satysfakcją informujemy, że nic nam nie jest i jesteśmy już bezpieczni
Udało nam się zbiec snajperom i jak na razie nikt już do nas nie strzela... ale zaraz, jakie strzelanie, jacy snajperzy? No to może od początku.
Dzień zaczął się pięknym wschodem słońca, które rozniecało smugę świetlistych iskierek na jeziorze, nad którym nocowaliśmy. Piękne jezioro Dołgie, z naszej strony absolutnie bezludne, z niewielkim wypłaszczeniem pod sporymi dębami i olchami. Mocny, ciepły wiatr od strony jeziora szumiał w liściach, nadając naszemu miejscu niepowtarzalnego, letnio-wakacyjnego uroku. To wspaniałe uczucie obudzić się w takim miejscu, wypić poranną herbatkę, powygrzewać się w promieniach porannego słońca, spakować rower i ruszyć w nieznane
Ruszyliśmy w spontaniczną trasę, którą możnaby w skrócie określić jako "szlak jezior i jeziorek", których odwiedziliśmy pewnie kilkanaście. Po prostu szukaliśmy na mapie kolejnej niebieskiej plamki i obieraliśmy ją jako cel. Nad jednymi zatrzymywaliśmy się tylko na chwilkę, nad innymi na dłużej, popijając herbatki, zażywając ożywczych kąpieli czy zabiegów upiększających, ale przy każdym ochaliśmy i achaliśmy, wypowiadając magiczne zaklęcia "ależ tu pięknie"
... A jakie piękne drogi, wiodące polami i lasami, obsadzone majestatycznymi drzewami... cisza, spokój, odludzie, ale też i spokojne, sielankowe wioski, ciekawy pałac i ten nieustający szum ciepłego wiatru znad jezior i pól... ach
Nie zabrakło też przygód, jak zgubiony licznik Wojtina, dzięki któremu 3 jeziorka mijaliśmy 3 razy, no i przygoda dnia, o której wspomniałem na początku...
Tak oto podróżując od jeziorka do jeziorka, dotarliśmy do jeziora Cieszęcino. Niezwykle urokliwe, krystalicznie czyste, z idealnym polem na biwak. Szybka jednomyślna decyzja -zostajemy!
Wojtek rozłożył namiot, ja usiadłem na brzegu pod drzewem, delektując się wieczornym słońcem. Wtem słyszę krótki gwizd i rozrywane nade mną liście. Zanim zadążyłem załapać o co chodzi - powtórka, tyle, że tym razem bliżej mnie. Rozglądam się, a w tym czasie słyszę strzał, gwizd i puknięcie w pień drzewa, o który byłem oparty. Nie miałem wątpliwości - ktoś do mnie strzela z jedynego gospodarstwa w pobliżu. Rzuciliśmy z Wojtkiem natychmiast w kierunku miejsca, skąd padały strzały, wtargnęliśmy do gospodarstwa, a ja dopadłem delikwenta, który nadal strzelał. Potem to już standard - krótka sprzeczka z rodzicami osiemnastolatka, który strzelał z wiatrówki (ponoć do słupków wystających z wody tuż przede mną, a mnie nie widział), wizyta policjantów wezwanych na miejsce zdarzenia, wyjaśnienia, alkomat, przeprosiny, które przyjąłem, bo wszystko wskazywało, że chłopak nie działał celowo, a zgrzeszył jedynie bezmyślnością, no i stracony wieczór. Rzecz jasna nie zamierzaliśmy tam zostać ani chwili, więc spakowaliśmy graty i ruszyliśmy o zmierzchu w kierunku kolejnego, nieznanego nam jeziora. Niestety, kiedy tylko zagłębiliśmy się w lesie, lampka Wojtina ogłosiła strajk, więc nocną penetrację nieznanego jeziora uznaliśmy za niecelową. Znaleźliśmy piękną, odludną polankę na wzniesieniu, awaryjnie rozbiliśmy obóz i pełni wrażeń zasnęliśmy w ciszy i spokoju
Pozdrawiamy Was serdecznie
Wojtino z Matołkiem