No to pożeglowałem i był to całkiem piękny rejs
choć samotny...
Swoją żeglugę zacząłem od lidlowego parkingu, gdzie powiewające na wietrze windery oponiarskiej stacji uświadomiły mnie, w którym kierunku się wystartować
Wiatr szeptał, że na północ
Na początku kilometry schodziły wolniutko, ale za to tak, jak lubię. Połaziłem sobie po malowniczo rozlokowanych foryfikacjach, zwiedziłem dogłębnie mennonicki cmentarz, który dawno kusił mnie już swoim historycznym duchem, potem dawno nieodwiedzany punkt widokowy na Łosiowej Górze. Tam herbatka i kontemplacja widoku, jaki miejsce to oferuje w swoim złotym pakiecie
Nasycony ruszyłem dalej, karkołomnym zjazdem lądując nad Wisłą. Potem Wał aż do Rusinowa. Ciężko się jedzie po trawiastym podłożu, ale za to widoki nieziemskie
Nebrowo, wieś piękna i Wielka
Z niej widok wspaniały na Nowe i za nią powrót na wał. Tak powinna wyglądać WTR, bo Wisła to wspaniała i piękna rzeka
W Korzeniewie na drugą stronę Wisły i w najbliższej wiosce znowu w pole, by odkryć cudowny dojazd prosto do Gniewu, z pominięciem motoryzacyjnych niedogodności i asfaltowych wygód. Na początku dość ciężko na rozjeżdżonej ciągnikami polnej drodze, ale wspaniałości przyrody i cudowne, chylące się ku zachodowi słońce napędzało mój silnik, więc parłem jak radziecki czołg naprzód
Wjazd do Gniewu śliczny, przez mostek na Wierzycy, która tam właśnie uchodzi do Wisły. Rzeczka ta tak mnie oczarowała swoim meandrowym charakterem, że po nacieszeniu się gniewskim zamkiem, podążyłem jej śladem aż do Pelplina, oczywiście w miarę możliwości korzystając z leśnych i polnych dróg i drożynek. Szkoda, że w międzyczasie zaszło mi słońce, ale temat tej wdzięcznej rzeki z pewnością w niedalekiej przyszłości zamierzam ponownie odkopać
Zrobiłem się głodny, jednak Pelplin chyba nie obfituje w restauracje
Kierowany rosnącym apetytem i ciekawością, jak postępuje zarządzona przez władze miasta dewastacja tczewskiego mostu, pokulałem dalej na północ. Było już całkiem ciemno, więc skorzystałem z dobrodziejstwa asfaltów. Oj, tymi, to można trzaskać kilometry, bo choć byłem już styrany terenem, kilometry schodziły całkiem pokaźnie.
No niestety. Wiadomości o rozbiórce charakterystycznego dla Tczewa mostu nie były z kategorii science-fiction, a to wielka szkoda
Jedynym pocieszeniem jest to, że słabo im to idzie, więc jeśli ktoś chce pożegnać się z tym historycznym już widokiem Tczewa, to jeszcze zdąży.
...
To był naprawdę ciekawy i bogaty w rowerowe przeżycia dzień
Teraz jeszcze kupić bilet powrotny do domu, wypić zasłużone piwko, wrzucić na ruszt solidny obiadek i w pełni rowerowo zaspokojony - hajda do domu
No i założyłem sobie małą galerię fotek na pamiątkę - a co mi tam
A cały dzień czułem się tak mniej więcej, jak na załączonym obrazku, napotkanym po drodze