Sezon dopiero co się rozpoczął, a chyba bez żadnej przesady możemy powiedzieć, że jedną z trudniejszych (jeśli nie najtrudniejszą) wycieczkę mamy za sobą
Przejechawszy Wisłę i zagłębiwszy się w Bory znaleźliśmy prawdziwą zimę
Śnieg do pół łydki, w drugiej połowie dnia nadal padający, miejscami nie wyjeżdżony, sprawił nielichy kłopot...
Miejscami nie dało się jechać, po zatrzymaniu nie sposób było ponownie ruszyć, koła i napęd skleiły się totalnie
Tak przepychaliśmy, to idąc, pchając, jadąc na najlżejszym przełożeniu od Stelchna do Sinowy i dalej... Osiem kilometrów leśnych dróg, ale co to za kilometry! Co to za drogi! Na długo zostaną w pamięci...
Zmuszeni byliśmy zmieniać kierunek, jeśli droga była zasypana.. Dość powiedzieć, że z ulgą wjechaliśmy na asfalt... Ależ to kosztowało sił...
Niemniej wyjeżdżając z miejskiej chlapy, z tej całej brudnej wilgoci mogliśmy nacieszyć się choć namiastką zimy (temperatura ok. zera, zatem wilgoć), bielą czystego śniegu i ciszą zimowego lasu...
I nabrać pokory wobec natury jednocześnie- i wyrypik nie tak znowu daleki (ok. 70 km) może kończyć się niemalże walką o przetrwanie
A za wyjazd- w imieniu organizatora/pomysłodawcy (MarcinaHD)- dziękuję:
-rzeczonemu MarcinowiHD, który dzielnie przecierał szlak oponą 4,8"
--
-Matołkowi, który nawigując po ścieżkach wydostał nas z lasu, który mógł za chwilę stać się niebezpieczną matnią
--
-samemu sobie- za pomysł kierunku-
--
Do następnego