Trzech muszkieterów ruszyło dziś na kolejną "setkę" w tym sezonie i wyprawa zakończyła się pełnym sukcesem. Przede wszystkim rewelacyjna pogoda. Niezmącony błękit, ostre słońce, przyjazna temperatura (12-13 stopni), umiarkowany wiaterek.
Poza tym wszystko w tej wyprawie było inaczej niż zaplanowałem. Pojechaliśmy w odwrotnym kierunku (to trochę z wczorajszej inspiracji Wojtina), potem znudziły się nam asfalty, więc rzuciliśmy się w leśne ostępy, kiedy na chwilę wróciliśmy do cywilizacji w Jeżewie, okazało się, że zjedzenie o tej porze roku choćby najzwyklejszej zapiekanki nie wchodzi w rachubę.
Pożegnaliśmy więc Jeżewo i niebanalną ścieżką przy jeziorze pognaliśmy do Laskowic. Tam skonsumowaliśmy zapiekanki, hamburgery i fasolki w miłym towarzystwie miejscowych "starców" którzy pod "spółdzielnią" roztrząsają przy piwie zawiłe problemy tego świata w słoneczne czwartkowe przedpołudnie. Tam dowiedzieliśmy się, że w wiejskim barze nie należy kupować piwa "z kija" bo wszyscy i tak piją piwo z sąsiedniego sklepu i to "z kija" "nie schodzi"
Ot, taka mądrość...
Potem poszukaliśmy Diabelskiego Kamienia (w innej tradycji zwanego Głazem św. Wojciecha, odwiedziliśmy miejsce, gdzie przed laty biwakował z młodzieżą podczas spływów Karol Wojtyła, no i znaleźliśmy "Kolosa z Leosi", czyli I Wiadukt.
Drugi cel naszej wyprawy znaleźliśmy z pewnymi kłopotami, ale i to w końcu się udało. Widoki z Kozłowskiego wiaduktu są rzeczywiście imponujące.
Potem już tylko ostro do Świecia, Sartowic i do domu. O 17 byliśmy na miejscu.
Dziękuję uczestnikom:
Pieterowi i
Elimelekowi
Za cenne sugestie dotyczące trasy dziękuję
Wojtinowi
I chociaż jutro już listopad, to coś mi mówi, że z naszym rowerowaniem w tym roku jeszcze nie koniec...
"Jeszcze nie wieczier"... jak mawiał pewien kapitan z piosenki Wysockiego
A to parę fotek:
plus.google.com/u/0/photos/107127565475007122979/albums/5940979998397610305?partnerid=gplp0&authkey=CKnT7emOsKj7Ww