Dziękuję kolegom za wspólny wypad- choć rozstaliśmy się w połowie (mojej) drogi. Cóż, endurowcy z szosowcami nie zawsze się pogodzą na trasie
Skakanie po korzeniach i noszenie roweru ponad powalone drzewa nie dla mnie- wolałem nakręcić słuszniejszy dystans. Tym bardziej, że straszyli burzami, a spadło na mnie ledwie parę kropelek ożywczego deszczyku.
Chyba ślizgnąłem się po krawędzi chmur heh.
Zwłaszcza cenne było okrążenie pałacu z parkiem w Polednie- bo zawsze leciało się bokiem- a tam interesująca lokomobila z 1913 r, wszystko Made in Endland (dokładnie Ipswich), jak dumnie głosi napis na tabliczce znamionowej i ciekawostka- manometr na niej z Konigshutte (ob. Chorzów). Piękny zabytek techniki, cały zresztą zespół parkowo- pałacowy wart obejrzenia.
Poza tym nieznane mi wcześniej fajne dróżki między Gościeradzem a Samociążkiem, z kolejnym mostem- drogowym, kilka kilometrów od kolejowego wąskotorowego. Takoż obiekt pomijany i nieznany, a trwający od XIX w. w stanie chyba niezmienionym.
A od 130 kilometra (okolice Strzelec Dolnych) wszedłem w tryb specyficznej rowerowej medytacji
Dziękuję, panowie