Bicikljada
Czy Wy także macie tak, że czasem wspomnienie czegoś ucieka, za to goni wrażenie, że powinniście je opisać, zanim nie wyblaknie to wszystko, co jeszcze wciąż świeci pełnymi barwami w głowie? Ja się właśnie dokładnie tak teraz czuję.
Nie chciałbym, żeby wspomnienie rajdu rowerowego w najwspanialszym dla mnie paśmie górskim oddaliło się niepostrzeżenie. Żeby lepiej mi szło - jest herbata, cicha muzyka w tle, można pisać.
23 września dwóch zapalonych rowerzystów i członków ochotniczego pogotowia górskiego w Velebicie - Zeljiko i Ivica, zorganizowało najlepszy rajd rowerowy, w jakim brałem udział.
Moja obecność na nim była pod ogromnym znakiem zapytania, ponieważ na trzy dni przed rajdem, razem z moimi kumplami Martinem i Drago, pojechaliśmy złomotać szlak ze Strazbenicy i niestety tym razem kosztowało mnie to więcej niż spinki do łańcucha. Urwałem łańcuch w trzech miejscach, ale także przerzutkę i hak ramy, który jest jednocześnie elementem systemu ABP w zawieszeniu Treka. Chłopaki ze sklepu rowerowego Rog-Joma wpakowali nowy hak w autobus, który przywiózł go z Zagrzebia do sklepu córki w Zadarze, potem z trzech rozwalonych przerzutek zrobiliśmy jedną sprawną i tym sposobem, na jedną noc przed wyjazdem, mój rower był gotowy. Jak takie coś ściska poślady, wie każdy, kto choć raz przygotowywał się na ostatnią chwilę.
Pobudka o romantycznej porze - 4:55. Ciemno, chłodno, czuć przygodę w powietrzu...