No i się pojechało
Nie było to łatwe dla mnie ponieważ to całkiem inne jeżdżenie niż praktykuje w tygodniu. Trasa - jak dla mnie - była bardzo trudna a jej nieznajomość okazała się na tyle niefartowna ,że przypłaciłem jej brak dwoma glebami
Organizatorzy kręcili nami nad zalewem aż się ciemno w oczach robiło na podjazdach - zbytnio nie zdążyłem się przyjrzeć trasie ze względu na ciągłe gonienie króliczków przede mną. Ludziska cisneli ostro - gumy pękały, a zęby kaset latały dookoła jak rykoszety w Wietnamie
Niektórzy do mety biegli nie mając już czasu na zmianę dętki - a podobno był koleś który zgubił łańcuch na końcowych kilometrach i zaiwaniał z buta ostatni odcinek
Kilka razy miałem chwile słabości i chęć położenia się w rowie - przykrycia rowerem i błagania o chwilę spokoju
Jednak w tym miejscu nieoceniona okazała się drużyna kibiców która wybrała się nam pokibicować i rzeczywiście udało się im dopingować aż w dwóch miejscach - za co chciałem Wam serdecznie podziękować
Wasz głośny doping dodał mi skrzydeł które zaczynały mi już właśnie odpadać a zawodnicy pytali się czy to dla mnie ten doping zaskoczeni ogromem wiwatów
Dziękuje ,że Wam się chciało - a kilku z kibiców to chętnie zobaczyłbym na kolejnych maratonach w roli zawodników - mają potencjał
Myślę ,że nie był to ostatni z maratonów jakie udało się nam pojechać - Icek wspomina coś o Swieciu - więc zapewne tam będę znowu próbował się z czasem
Organizacja maratonu na dość wysokim poziomie - nie ma co się przyczepić. Najdotkliwiej odczułem na trasie brak wody - która podobno nie dojechała
Uwierzcie ,że na 10km nie potrzebowałem drożdzówki a kubek wody która spłuka słodki izotonik jaki miałem w bukłaku. Jak na pierwszy taki maraton uważam ,że i tak było świetnie.
Link do wyników:
wyniki.b4sport.pl/syngenta-koronowo-challenge-dystans-sredni-39km/e201.html
A poniżej kilka zdjęć - mam nadzieję ,że kibole coś uchwycili