To może ja jako pierwszy pokuszę się o małe podsumowanie.
Napięcie przedstartowe dało mi się w znaki już rano, przez co na nogach byłem już wyjątkowo wcześnie. Przy lekkim śniadaniu nastrajałem się bojowo oglądając po raz kolejny film "Road 2 Rio". Wiedziałem, że grudziądzki maraton będzie inny niż dotychczasowe, bo oprócz mojego dotychczasowego kompana w walce -
Bartka dołączył jeszcze do nas piekielnie mocny - Qba84. Wiedziałem, że
Qbę będzie trudno objechać, ale tanio skóry nie zamierzałem sprzedać.
Plan był jeden ruszczyć z kopyta, wykorzystując "przewagę doświadczenia" a potem utrzymywać się jak najdłużej się da przed rywalami.
Na dwie godziny przed startem byłem już w Mniszku, gdzie spokojnie rozpakowałem sprzęt, następnie zorientowałem się nieco w ofercie maratonowych stoisk pozostały czas upłynął na pogawędkach z innymi zawodnikami, krótkiej rozgrzewce i rekonesansie początkowych oraz końcowych metrów maratonu.
Oczywiście odwiedził nas też super klub kibica, który nastroił nas pozytywnie do boju.
Tuż przed godziną 12 czas był ustawić się w blokach startowych i wynaleźć sobie odpowiednie pozycje.
Bartek chytry lis jak zwykle zajął jeden z pierwszych rzędów, my z
Qbą zajęliśmy nieco dalsze pozycje.
3...2...1... i start, w myśl motywu przewodniego filmu Road 2 Rio - "Just do your job" - od początku przystąpiłem do realizacji mojego planu i robiłem swoje. Wystartowałem z kopyta zabierając się z mocną grupką i już na wylocie ze stali zdystansowałem nieco moich rywali. Niestety okazało się, że zabrałem się ze zbyt mocną grupą jak na moje możliwości co mogłoby mnie na dłuższym dystansie "zabić". Po pierwszych kilometrach musiałem odpuścić moją grupkę i poczekać na bardziej odpowiednią dla mnie. Złapałem nieco oddechu i dopadła mnie grupka, z którą pokonałem kolejne kilometry, tasując się pomiędzy sobą. Do Hanowa wpadłem już tylko w dwójkę z mocnym zawodnikiem, który nieco mnie pociągnął, niestety przyszła i moja kolej na ciągnięcie kosztowało mnie to na tyle energii, że postanowiłem i odpuścić tego kolegę. Powoli zbliżały się pierwsze poważniejsze wzniesienia, które pokonywałem swoim tempem nie spinając się.
Po 14 km rywalizacji moim oczom ukazał się
Qba który dogonił mnie na pierwszych poważniejszych wzniesieniach, widać było że czuje się tu jak ryba w wodzie. Nawet nie próbowałem reagować bo wiedziałem, że nie mam szans z
Qbą który jest znacznie bardziej rozjeżdżony ode mnie i dysponuje ewidentnie lepszą nogą. Szybko straciłem go z oczu i tak naprawdę od tego momentu zawisłem w nicości. Ani przed sobą ani za sobą nie miałem w zasięgu wzroku żadnego zawodnika do samej mety.
Kolejnym punktem był bufet, na którym pogardziłem zakręconą butelką wody
niestety ten element wymaga poprawki przy kolejnej edycji.
Po dojeździe na asfalt złapałem nieco powierza i wpadłem na fajną szybką drogę usypaną tłuczniem, jak się okazało ten punkt wybrał sobie nasz
KLUB KIBICA, który swoim mega głośnym dopingiem jak zwykle dodał skrzydeł i przyprawił o uśmiech wielu zawodników. Był t chyba jeden z najgłośniejszych klubów w historii. Od tej pory pozostał mi ten przyjemniejszy fragment trasy, najpierw długiii zjazd usłany poprzecznymi koleinami, a następnie mój ulubiony singiel
, który przeszedłem prawie że pełną bombą. Na koniec dwa strome podjazdy na trasie nadmorskiej, na której w tym roku było wyjątkowo pusto, w zeszłym roku wyprzedziłem w tym miejscu kilku zawodników a tym razem pusto.
Ostatnim wysiłkiem był przejazd przez osiedle i wjazd na stadion, na którym jeszcze nieco przycisnąłem. Wjazd na metę i można już było sobie wzajemnie gratulować ukończenia maratonu.
Co prawda
Qba84 był ode mnie szybszy o 4 min 22s, ale z kolei ja ponownie pokonałem mojego głównego rywala -
Bartka o 4 min 3s
Także kolejne sekundy odrobione i pozostało mi już tylko 28s strat
w klasyfikacji generalnej.
Nasze wyniki:
Dystans For FUN:
32 Qba84 (14 w klasie M30) czas 1:08:20
41 iceman150 (7 w klasie M20) 1:12:42
49 Bartek (22 w klasie M30) 1:16:45
Dystans HardCore
16 Jaca (5 w klasie M40) 2:03:47
Dziękuję jeszcze raz za doping i do zobaczenia na kolejnym maratonie.