Czas na małe podsumowanie moimi oczami.
Jako, że totalnie nie znałem trasy, z chęcią skorzystałem z możliwości objazdu w sobotę pod opieką WB, z ogromną przyjemnością pokonywałem kolejne zapoznawcze okrążenia. Pomimo, iż trasa była dość trudna to jednak bardzo mi odpowiadała, poziom trudności technicznej nie przerastała jeszcze moich możliwości i pozwalała spokojnie pokonywać nawet najtrudniejsze fragmenty. Krótki i sztywne podjazdy również to było to co mi odpowiadało.
W niedzielę przyjechałem na start spokojniejszy niż przed jakimkolwiek innym wyścigiem. Po sprawnym odbiorze numerka wybrałem się jeszcze na mały objazd aby sprawdzić jak trasa zmieniła się po deszczu. Krótko przed startem przyszła kolej na ustawienie się w blokach startowych, niestety ze względu na specyfikę trasy pozycja startowa odgrywała znaczną rolę, ponieważ wiedziałem że wyprzedzanie będzie utrudnione, a moja pozycja startowa była daleka od czoła stawki konieczne było tempo od samego początku. Oczekiwanie na sygnał startu upływało w bardzo przyjemnej atmosferze, miło również było zobaczyć naszą ekipę kibiców która pod prąd przedzierała się przez krzaczory. Qba zajął pozycję zaraz za mną więc wiedziałem, że mam z kim się ścigać.
3....2....1.... i ruszyli tak jak zamierzałem, wystartowałem dość żwawo i od razu zyskałem kilka pozycji wyprzedzając nieco wolniejszych zawodników, oczywiście i mnie wyprzedziło kilku szybszych. Tak jak przewidziałem również podjechanie pierwszego piaszczystego podjazdu w tym tłoku nie było możliwe i wszyscy solidarnie wbiegali. Następny był sztywny krótki podjazd, który postanowiłem pokonać jednak na kołach i dzięki temu wyprzedziłem kolejnych dwóch zawodników i razem z dwoma innymi zawodnikami wyrwaliśmy się z tego tłoku i udaliśmy się na pierwsze poważny zjazd, który odpowiadał mi do tego stopnia że próbowałem nawet małego ataku na nim. Najciekawsze jest to, że już po tym małym fragmencie trasy nie mogłem narzekać na ścisk ponieważ selektywne fragmenty pomogły się rozciągnąć. Moi dwaj kompani dysponowali niestety większym potencjałem w nogach i na prostej stopniowo oddalali się ode mnie. Ja kontynuowałem podróż w swoim dość wysokim tempie i na krótkim podjeździe przy bunkrze gdzie stał nasz klub kibica dopadłem kolejnego zawodnika. Niestety i tu byłem zmuszony wepchnąć rower, ale za to zyskałem pozycję
I tak miło minęło mi pierwsze kółko. Drugie oraz trzecie okrążenie nieco odpuściłem aby złapać troszkę wiatru w żagle i w razie potrzeby mieć siły na utrzymanie pozycji. Tak naprawdę niezłym wysysaczem energii był ostatni podjazd na każdej pętli, który może nie był najbardziej stromy ale za to najdłuższy. Już od 3 okrążenia zacząłem wyprzedzać dublowanych zawodników, którzy na szczęście bardzo uprzejmie i bezproblemowo przepuszczali szybszych, wjeżdżając na ostanie kółko dopędziłem kolejnego zawodnika, który chyba nie zorientował się że siedzę jemu na plecach i spokojnie popijał wodę z bidonu na sekcji gdzie nie bardzo mogłem wyprzedzić. Dojechaliśmy do piaszczystego podjazdu i jako że widziałem, że nie będzie on w stanie podjechać tuż u podnóża zeskoczyłem z roweru i wbiegłem zostawiając go nieco z tyłu, ale to nie był jeszcze koniec naszego pojedynku. Na zjeździe wybrał on trasę teoretycznie szybszą ale trudniejszą techniczną, aby nie stracić tak ciężko wywalczonej pozycji postanowiłem pocisnąć pełną bombą w dół gdzie akurat stał klub kibica, przemykając skontrolowałem jeszcze odległość i wyszło na to, że jeszcze ją powiększyłem. Oczywiście nie mogłem odpuścić ani na chwilę i w dalszym ciągu cisnąłem co sił w nogach. Jakby mało mi było wrażeń, musiałem oczywiście coś odwalić na ostatnim kółku. Chwila roztargnienia i nie zauważyłem pieńka ukrytego w trawie, w który przyładowałem centralnie przednim kołem, i wywinąłem koziołka. Zerwałem się szybko na nogi i ruszyłem czym prędzej do mety mijając kilku kolejnych dublowanych zawodników. Pozostał ostatni podjazd, na którym słychać już było wrzawę na mecie. Nawrót na prostą mety i z uśmiechem na twarzy na jednym kolę przekroczyłem kreskę. To był naprawdę fajny wyścig który bardzo miło będę wspominał.
Już się nie mogę doczekać kolejnej edycji.