Czas na małe podsumowanie.
Impreza bardzo udana, choć przyznam szczerze, że pod niektórymi względami wygląda trochę słabiej względem zeszłego roku.
Ekipa przygotowująca trasę wyciągnęła wnioski z zeszłorocznych przygód i zrezygnowano ze Strzemięcina, a wprowadzono 2 dodatkowe zjazdy i podjazdy na granicy Nowej Wsi i Parsk. Moim zdaniem zmiana na duży plus, chociaż chyba brakowało tych 4-8km.
Moim głównym celem na ten maraton był mały wewnętrzny pojedynek z małym, z którym przegrałem o długość roweru w zeszłym roku.
Niestety nasza forma była daleka od zeszłorocznej i pomimo startu z sektora dla Vipów szybko traciliśmy kolejne pozycje. Po wyjeździe z lasu w Nowej Wsi nieco odpuściłem aby się nie spalić, mały cały czas czyhał za moimi plecami czekając na odpowiedni moment na przeprowadzenie ataku. Niestety ten nie nadszedł podczas pierwszego długiego podjazdu w okolicy Parsk stracił łańcuch i szanse na metę. Ja nie wiedząc o jego pechu pokonywałem kolejne metry trasy spoglądając za siebie. Długie podjazdy jak zwykle mi nie służyły i traciłem kolejne pozycje. Upał dawał się coraz bardziej we znaki i jak zbawiciele pojawili się strażacy w Świerkocinie fundując zbawienny zimny prysznic, z którego ochoczo skorzystałem. Tuż za tą atrakcją zlokalizowany był bufet i tu złapałem butelkę niestety z ciepłą wodą. No nic przyszedł czas na nieco bardziej techniczny fragment trasy. Tutaj na krótkich sztywnych podjazdach i zjazdach udało się wyprzedzić kilku zawodników, końcowe fragmenty pokonałem tuż za plecami milo i jego brata. Ostatni szybki zjazd na metę sprawił naprawdę sporo frajdy.
Ostatecznie 109 pozycja na 209 zawodników. Na pewno poniżej oczekiwań, ale z tą formą wiele więcej nie dało się osiągnąć.