Za nami dzień świetnej włóczęgi po zakamarkach cysterskiego Kociewia.
Na starcie przy flisaku zameldowali się rano trzej cystersi
:
Pieter
Wojtino i
sldtwa oraz
Bartek, jako
brat odprowadzający
Nowe - Twarda Góra, szybko,sprawnie i w doskonałych humorach.
Od Twardej Góry zmiana nawierzchni: kamieniste szutry, leśne dukty, przyzwoite gruntówki. Dopiero niedaleko Pelplina wróciły asfalty.
Po drodze mnóstwo charakterystycznych dla tej części Pomorza kapliczek, przydrożnych krzyży i specyficznych gotyckich kościołów, najczęściej z XIII i XIV-wiecznym rodowodem.
Na polach stada żurawii. Przyznam się szczerze, że nie widziałem dotąd takiego nagromadzenia tych znanych z płochliwości ptaków.
Pelplin to przede wszystkim katedra. Inna niż kościoły przysadzistego pomorskiego gotyku. Cysterska, bliska swoim zachodnioeuropejskim odpowiednikom.
Schodziliśmy ją dokładnie, zajrzeliśmy do kaplic, do krypty biskupów chełmińskich (i pelplińskich), rzuciliśmy okiem na obrazy zdobiace liczne ołtarze, zaszliśmy na krużganki prowadzące do Colegium Marianum i seminarium z wielkimi obrazami scen biblijnych...
Z Pelplina w stronę Gniewu, ale bocznymi drogami aż do Piaseczna. Tu zwiedziliśmy miejscowy kościół (również z XIV wieku), sanktuarium i oczywiście cudowne źródełko z uzdrawiającą wodą
.
Dalej szybko do Jelenia, na kwidzyński most i znaną doskonale drogę do Grudziądza. Przez cały czas dobrze się bawiąc, konsumując bułki i roztrząsając tematy wielkiej wagi... między innymi naszej rowerowej trzódki...
Dzięki temu znana do znudzenia droga z Korzeniewa do Wełcza zleciała jak z bicza trzasł
Powiem krótko, choć mrok zapadł, to z ostatniego tradycyjnego postoju pod spółdzielnią w Wielkim Wełczu nie chciało się nam ruszać.
Ostatecznie z pewnym poslizgiem czasowym (kontrolowanym i zaplanowanym) cali i zdrowi dotarliśmy do domów.
Na licznikach od
135 - 142 km w zalezności od drogi dojazdu.
Pogoda nie sprawiła nam zawodu, chociaż trochę słońca by się przydało. Wiatr niewielki, a dodatkowo sprawiedliwy.
Przy okazji odkryliśmy niesamowite własciwości spodni przeciwdeszczowych Wojtina. Okazało się, że kiedy tylko Wojtek ubierze w/w, pozapina wszystkie paski i otwory... deszcz natychmiast przestaje padać
Będziemy wykorzystywać te cudowne własciwości spodni Wojtina w następnych wyprawach.
Dokumentacja fotograficzna będzie niestety skromna. Nie mieliśmy aparatu, więc musimy się zadowolić fotkami z komórki Pietera
Dziękuję wszystkim uczestnikom i do następnego.