No to czas na małe podsumowanie.
Pogoda dopisała w 100%, fakt że rozleniwiła mnie do tego stopnia iż nie za bardzo chciało mi się wymyślać trasę do Jeziora Żur, dlatego też w znacznej części nawigowali uczestnicy i wyszło tak że w części poruszaliśmy się znanymi trasami, ale były też ciekawsze fragmenty oczywiście nie ominęły nas przygody jak kapeć Mania złapany jeszcze przed Grupą. Koniec końców wylądowaliśmy w Osiu które w sumie mieliśmy minąć, no ale był chociaż czas na zakupy i posiłek. Dalej już zaczęła się improwizacja, aby uniknąć asfaltu do Wałkowisk ruszyliśmy lasem i to był w 100% dobry wybór, wspaniałe leśne dukty i naprawdę fajny las. Po dotarciu do Wałkowisk rozpoczęliśmy naszą podróż wzdłuż linii brzegowej. Trasa była fantastyczna, choć dosyć trudna śmiem twierdzić że w wielu miejscach była o trudniejsza od osławionych wśród wielu Diebelców. Zorganizowaliśmy sobie mały piknik na plaży w otoczeniu lasu i napawaliśmy się cudnymi widokami i promieniami słonecznymi.
Po naszym przystanku rozpoczęła się podróż wypełniona drobnymi przygodami. Najpierw Kasia wpadła nam do Jeziora, kawałek dalej ja zdrowo grzmotnełem przez kierownicę zaliczając najtwardsze lądowanie w tym roku
no i Davisa przed jeziorem uratowało drzewo
Przed tleniem podzieliliśmy się na tych co jechali na cypel i na tych co nieco skrócili trasę. Ja pojechałem na cypel i z perspektywy czasu nie wiem czy to był dobry wybór, po tym jak nasza ścieżka wzdłóŻ wody skończyła się po prostu odcięło mi prąd. Ale nic do tlenia trzeba dojechać, więc w trójkę z Maniem i matołkiem kontynuowaliśmy wyprawę no i w końcu odnaleźliśmy niespodziankę pozostawioną dla nas od ekipy porannej, dziękujemy Wam
.
Oczywiście nie obyło się bez małego zbłądzenie i zrobiliśmy małe kółko, aby następnie przedzierać się przez licznie powalone drzewa.
Do Tlenia dojechałem umordowany, bez sił i dalszej chęci na jazdę. Wiedziałem, że jadąc dalej będę spowalniał ekipę i ani mi ani im nie będzie ta jazda sprawiała przyjemności. Przy obiedzie podjąłem trudną dla mnie decyzję o odłączeniu się w Tleniu i powrót pociągiem.
Choć przyznam, że dzięki temu miałem szansę poznać piękne strony PKP
w drodze powrotnej spotkałem także rowerzystę z Torunia którego kilka godzin wcześniej mijaliśmy nad jeziorem przedzierając się przez powalone drzewa.
Cóż opowiastka wyszła długa ale też wrażeń było sporo jak na tak krótką trasę, wniosek jest jeden mam z Jeziorem Żur nieuregulowane rachunki i muszę jeszcze tam wrócić, ale w lepszej formie.
Dziękuję za udział fantastycznej ekipie w składzie:
-Kasia
-Manio
-Davis
-krzys80
-matołek
-iceman150
A oto mój przejazd wschodnią stroną jeziora