Już za Maruszą otrzymaliśmy z nieba sygnał, że trzeba się poważnie zastanowić nad kontynuacją naszej wyprawy. Uziemieni pod przystankową wiatą za Starym Folwarkiem już, już mieliśmy wracać, a tu mały przebłysk słońca między ciężkimi, ołowianymi chmurami i co? - jedziemy dalej. A to była tylko podpucha. Do samej Iławy kropiło, padało, siąpiło, kapało, a pod koniec po prostu lało. Po krótkiej wizycie w barze mlecznym Wojtino nieopatrznie przypomniał nam o celu podróży. Co było robić, dobrze nasiąknięci udaliśmy się na osławiony pumptrack, gdzie humory znacznie nam się poprawiły, bo tak dziwne rzeczy dzieją się tam z rowerami, że rzadko gdzie się takich wygibasów i podskoków doświadczy
. Powrót pociągiem, - tu wyjątkowo byliśmy zgodni
W przedziale dla podróżnych z dużym bagażem roztrząsaliśmy bardzo istotny dylemat: "czy podgrzane mokre skarpetki (na pociągowym grzejniku) w zastosowaniu są lepszym rozwiązaniem od zimnych mokrych skarpetek, niewyjmowanych z butów?" Ku radości zaglądających przez drzwi pasażerów przebieraliśmy gołymi paluchami, a odzieżowy osprzęt wydajnie parował, zalepiając szyby przedziału. Wyjście z pociągu niestety spowodowało nieopanowane drżenie kończyn dolnych i górnych, co szczególnie było widoczne pod krótkimi porteczkami Bartka
Dziękuję chłopaki za wyjazd, z miną obecnie nieszczególną, bo patrzę na to niebieskie dzisiejsze niebo, jakże różne od tego wczorajszego
No cóż, po raz kolejny okazało się, że w realizacji planów jesteśmy bardzo konsekwentni