Dziękuję Matołkowi i Pawełkowi za dzisiejsze zmagania z asfaltowymi drogami i z asfaltowymi bezdrożami. Ponieważ były zapowiedziane asfalty, przed zbiórką o 11.00 dla zaspokojenia wewnętrznych potrzeb przejechałem WTR im. Marka Sikory. Otóż realizatorzy tej inwestycji odkryli tak tłuste pokłady gliny w lasku garnizonowym, że nawet przesadnie nasmarowane napędy mojego Gianta zostały zatkane, a oblepione opadłymi liśćmi po prostu przestały funkcjonować. Musiałem użyć patyka i wtedy zrozumiałem, o czym opowiadała Kasia pokonując niedawno skrót im. Krzysia80
Na miejscu zbiórki przy Alfie nie prezentowałem się zbyt dobrze, ale na "szczęście" ułożona przez Matołka trasa (tzw. spontan) pozwoliła
na nowe nagromadzenie się brudu i gliny w naszych rowerkach. To była rekompensata za niestawienie się Wojtina i Hnacika na miejscu zbiórki. Rezerwat Grabowy pod Sartowicami. Przerzutki i hamulce przestały działać w przewidywalny sposób. Jakieś wzniesienia z dróżkami wydeptanymi przez sarenki. Podejścia z pchaniem, bo na rowerze już nie było jak. A potem, w drodze powrotnej, nawet asfalty z Sartowic do naszego mostu były upaprane błotem przez ekipy wzmacniające wały. Błoto i błoto. Po pokonaniu mostu o godz. 16.00 zaczął padać deszcz. Pawełek włączył swoją przednią lampkę, która wyglądem przedstawiła umierającego świętojańskiego robaczka, a tylna w ogóle zdechła. Cóż było robić. Odprowadziliśmy Pawełka do Wałdowa, bo to tak fajnie dołożyć jeszcze ponad trzydzieści km, żeby poczucie spełnienia pedagogicznego obowiązku uzasadniło późny powrót do domu. Do następnego chłopaki