No to może ja zacznę od małego podsumowania.
Po wstępnym zapoznaniu z trasą, które odbyliśmy wcześniej wiedziałem że łatwo nie będzie tym bardziej że sam objazd mocno mnie wykończył i zajął nam pół dnia. No ale objazd objazdem, ale wyścig to całkiem inna para kaloszy, niejednokrotnie przekonałem się że w grupie dokonuje się rzeczy niemożliwych i ten wyścig to potwierdził.
Trasa była bardzo wymagająca, a pogoda podniosła poprzeczkę jeszcze wyżej mieliśmy porywisty wiatr, deszcz, deszcz ze śniegiem i grad - w takich warunkach jeszcze się nie ścigałem.
Przed startem moim największym dylematem był ubiór, nie posiadam odpowiedniego stroju na takie warunki i początkowo chciałem startować w softshellu, jednak za radą Bartka zrezygnowałem z tak ciepłego odzienia i wystartowałem w koszulce termicznej plus koszulka z krótkim rękawem. I był to strzał w dziesiątkę było mi komfortowo i nawet przez chwilę od startu nie było mi zimno.
Przed startem odwiedził nas jeszcze klub kibica, który zagrzał nas dodatkowo do walki. Przyszedł czas do zajęcia miejsca w sektorach startowych i wyczekiwania na start. Założeniem jak zawsze był spokojny start, ale iceman jak to iceman wystrzelił jak z procy ze wszystkimi w owczym pędzie. Na szczęście w odpowiednim miejscu potrafiłem nieco odpuścić i dzięki temu nie zagotowałem się.
Już na początkowych kilometrach czekał na nas
klub kibica, który starym zwyczajem ledwo mnie poznał
, ale i tak miło liczyć na wasz doping.
Pierwsze 10km pokonywałem bardzo sprawnie uciekając przed goniącym mnie Bartkiem, z którym toczymy nieoficjalną rywalizację. No ok 15 kilometrze na horyzoncie pojawił się Bartek, który gonił mnie niczym hart puszczony za lisem. Po pierwszym bufecie kiedy wjeżdżałem na tory kolejowe widziałem Bartka który właśnie dojeżdżał do bufetu a to oznaczało że był za mną nie dalej jak 300-400m. Na samych torach nie było możliwości wyprzedzania w związku z czym jechało się tempem prowadzącego grupę. Widziałem tam wielu nieszczęśników którzy łapali kapcie na kolejowym tłuczniu. Ja za to mało nie zaliczyłem upadku na jednym z podkładów, zdążyłem się jednak w porę wypiąć. Po zjeździe z torów mieliśmy chwilę wytchnienia na naładowanie akumulatorów na łatwiejszym odcinku trasu, dodatkowo wiatr wiejący w plecy pomagał w osiąganiu znacznych prędkości. Na tym odcinku straciłem właśnie Bartka z oczu więc nieco się uspokoiłem. Żeby nie było za łatwo po chwili wytchnienia wjechaliśmy w ostry teren gdzie tempo znacznie spadło. Mimo to udało mi się całkiem sprawnie przemieszczać i wyprzedzać innych zawodników. Sam oczywiście też byłem wyprzedzany. Podjazdy których nie byłem w stanie podjechać na zapoznaniu tu pokonywałem bez zająknięcia, po za jednym który chyba wszyscy szli.
Nie brakowało także sporych zjazdów na których niektórzy mieli spore problemy, a co bardziej przezorni sprowadzali rowery. Mi udało się bez problemu pokonywać je na kołach. Po wyjeździe z serii wąwozów i parowów dostaliśmy potężną dawkę wiatru w twarz który nie ułatwiał nam zadania. Na szczęście odcinek ten nie był długi i po zakręcie o 90stopni było już znacznie łatwiej. W międzyczasie pogoda oczywiście zmieniała się jak w kalejdoskopie od słońca poprzez deszcz aż po grad. Warunki nie przeszkadzały bo byłem tak rozgrzany, że nawet nie czułem tych opadów. Ostatnim wymagającym fragmentem była
Grabina, która w połączeniu z błotem i zmęczeniem była wyjątkowo trudna. Zaczęliśmy od fajnej szybkiej i technicznej sekcji gdzie znacznymi prędkościami pokonywaliśmy zakręty i zjazdy, potem niestety trzeba było się dostać na szczyt. Na tym etapie większość sztywnych podjazdów pokonywałem pieszo jak zresztą wszyscy w mojej grupie. Nie było to jednak łatwe bo z każdym krokiem czułem jak mi sztywnieją łydki, a rower stawiał niespotykany dotąd opór. Na jednym ze szczytów zauważyłem u podnóża Bartka, który znowu zniwelował do mnie część straty. Musiałem się spiąć i pokonywałem jak tylko szybko mogłem kolejne zjazdy. Na jednej z hopek doświadczony zawodnik Cyklo Kwidzyn nie miał szczęścia i poważnie się rozbił, w chwili gdy do niego dojechałem służby medyczne udzielały jemu pomocy, a osoby stojące ostrzegały nadjeżdżających o niebezpieczeństwie. Na koniec grabiny czekała sekcja downhillowa z licznymi uskokami, które dla mnie nie były możliwe do pokonania. W tym miejscu dogoniła mnie czołówka pucharu polski i dystansu długiego, która zaprezentowała jak to się pokonuje. Ja mimo wszystko ten odcinek pokonałem biegiem. Tuż przed samym mostem kolei wąskotorowej czekał jeszcze przejazd przed strumyk. Jakież było moje zdziwienie jak koło wpadło mi prawie po oś w błoto, ale jakimś cudem udało się pokonać tą trudność. Od wyjazdu z Grabiny było już znacznie łatwiej a moim głównym zmartwieniem była wizja Bartka szalejącego za mojego plecami. Ostatnie 7km cisnąłem ile sił oglądając się raz po raz za siebie czy nie widać jaskrawo pomarańczowej koszulki za mną. Na szczęście aż do samej mety moje oczy nie ujrzały tego widoku i na samym finiszu byłem jeszcze w stanie nieco przycisnąć aby z uśmiechem na twarzy przeciąć linię mety i przyjąć na szyję piękny kolorowy medal.
Chwilę po mnie wpadł Bartek który w rezultacie stracił do mnie niespełna 2 min. więc niewiele zabrakło aby mnie złapał. Niemniej Koronowo pozostaje niepodbite w moich rękach
Podsumowując:
Trasa mega trudna, czasami chyba aż za trudna jak na zawody amatorskie. Pierwszy z bufetów był troszkę źle przemyślany, ponieważ zlokalizowany był przed ostrym nawrotem i zjazdem na tory kolejowe, dodatkowo podawali zakręcone butelki, na drugim było już ok. Jak widać organizator słucha uważnie wypowiedzi zawodników, bo wiele niuansów zostało poprawionych.
Po zbadaniu wyników dochodzę do wniosku, że pojechałem maraton życia.Po raz pierwszy byłem tak wysoko w stosunku do ogromnej ilości startujących.
Dziękuję klubowi kibica za wsparcie i kolegom za rywalizację.
Chciałbym pogratulować Jacy, który zaskoczył nas wszystkich ale chyba i siebie. Wiedziałem, że będzie mocny ale nie myślałem że tak bardzo.
Rafał zajął
11 miejsce w
klasyfikacji generalnej oraz
3 pozycję w klasyfikacji grupy wiekowej
M4
Gratuluję także lef-owi który pokazał jak to się robi i jako jedyny wybrał dystans długi i
wygrał na nim swoją grupę wiekową.
Nasze miejsca to:
Dystans średni
11. Jaca (3 miejsce grupa
M4) czas 2:06:05
126.iceman150 (22 miejsce grupa
M2) czas 2:43:55
138. Bartek (58 miejsce grupa
M3) czas 2:45:23
284. Pieter (9 miejsce grupa
M6) czas 3:14:36
Dystans ukończyło:
432 zawodników
Dystans długi
48. lef (1 miejsce grupa
M6) czas: 4:06:10
Dystans ukończyło
71 zawodników.
Do kolejnego startu, ja startuję już w najbliższy weekend we Włocławku