Czas na kilka słów podsumowania wczorajszej Wielkiej Pardubickiej czyli IV edycji corocznej 300km trasy dla odważnych
Jak co roku trasę opracował nam Andrzej czyli sldtwa i trzeba przyznać że z roku na rok jest w tym zadaniu coraz lepszy
Tegoroczny poziom zaangażowania nie pozwolił mu zostawić nas czyli owieczek samych na trasie i do samej Nieszawy pilotował nas telefonicznie i wizualnie na Endo
Dziękujemy za wszystko - omówimy szczegóły wkrótce przy piwku
Trasa była stosunkowo prosta jeśli chodzi poziom trudności technicznej i zgodnie z założeniami miała umożliwić pokonanie nam ponad 300km w przysłowiowe 24h z różnymi zakładanymi przyjemnościami i trudnościami. Gdyby nie niezbędny skrót do Nieszawy - w 99% składałaby się z asfaltów przyzwoitej i bardzo dobrej jakości , na szczęście udało mi się wcisnąć nieco szutrów i polnych ścieżek w drodze na prom
Ale może po kolei...
O 4 pod Lidlem pozytywne zaskoczenie stawiennictwem zebranych osób i rozczarowanie kilkoma nieobecnościami - czyli w sumie jak co roku
Na starcie zameldowali się:
Aneta
Danka
Hardy
Orzeł
Adam
Bartek
W powietrzu sporo wilgoci i niezbyt wysoka temperatura około 13 stopni zwiastowały mgły na otwartych łąkach i dokładnie tak było. Bezwietrzna pogoda pozwala nam w szybkim tempie dojechać do Chełmna gdzie decydujemy się ominąć podjazd do miasta i bocznymi drogami okrążamy miasteczko. Zaraz za Chełmnem atakujemy porządny podjazd który nieco nas dekompletuje ale już po chwili razem wpadamy do Unisławia i szukamy jakiegoś ciekawego miejsca na konsumpcję śniadania. Piękne słońce zaczyna nas przygrzewać i jesteśmy zmuszeni pozbyć się nieco ubiorów. Wpadamy na porządną ścieżkę z Unisławia do Torunia którą miałem okazję nieraz pokonywać ale trzeba przyznać że z rana w pięknym słońcu i podnoszących się z łąk mgieł całość robiła piorunujące wrażenie
W takich warunkach aż chce się jeździć
Raźno pomykamy do Torunia przy akompaniamencie chrupiących po drodze ślimaków którym pogoda chyba też się spodobały i postanowiły rano pobiegać po ścieżce
W krótkim czasie i dobrym tempie docieramy do Torunia gdzie postanawiamy chwilę odpocząć i odłapać Pietera który w Toruniu znalazł się pociągiem i chciał kontynuować resztę trasy z miasta Kopernika
Spotykamy go po drugiej stronie Wisły i razem w siódemkę udajemy się w dalszą drogę w kierunku Małej i Wielkiej Nieszawki. Tutaj lekki zgrzyt bo zagadując się z Pieterem przestrzelam skręt o około kilometr i zmuszeni jesteśmy się nieco cofnąć żeby wrócić na szlak. Nic to - rekompensuje nam to piękny asfalt prowadzący przez las w kierunku Gniewkowa. Co dobre szybko się jednak kończy i wypadamy wkrótce na deptak w Gniewkowie z zaleceniem telefonicznym od Andrzeja żeby pokłonić się Wielkiemu Księciu Władysławowi zwanemu Gniewkowskim. Robimy sobie przerwę w pobliżu jego monumentu i żegnamy Dankę która udaje się pociągiem w kierunku Grudziądza.
Ruszamy dalej w szóstkę w kierunku Kruszwicy. Niebo się nieco chmurzy ale nie zanosi się na opady. Niestety z Gniewkowa zaczyna towarzyszyć nam przeciwny wiatr i tempo i morale nieco spadają
Pokonawszy ten trudny odcinek wyskakujemy nad jeziorem Gopło i udajemy się w kierunku Mysiej Wieży. Puste brzuchy zmuszają nas do poszukiwania pożywienia które znajdujemy w pobliskiej pizzerii. Niestety miejsce nie otrzymuje rekomendacji - jedzenie kiepskiej jakości. Analizuje trasę i okazuje się że trudność odcinka z Gniewkowa do Kruszwicy zmarnowała nam czas potrzebny na okrążenie jeziora Gopło. Czas goni bo jest 14 a o 18 odpływa w Nieszawie ostatni prom na wschodnią stronę Wisły. Telepatia działa bo do tego samego wniosku dochodzi nasz grudziądzki nawigator i dzwoni do mnie żeby nam delikatnie zasugerować że nie mamy czasu na głupotki
Na szczęście sami chwilę wcześniej doszliśmy do takich wniosków. Objazd jeziora Gopło zostaje przesunięte do rzeczy do zrobienia w czasie innej,dedykowanej wyprawy a my jak z procy ruszamy najkrótszą trasą w kierunku Nieszawy. Tutaj gęba mi się cieszy bo mamy ładne szutry i przełajowe ścieżki - dość nietypowe jak na trasę ponad 300 kilometrową
Z lekkim popasem po drodze docieramy pięć minut przed 17 do przeprawy i okrętujemy się na stateczek. W powietrzu lekka mżawka a za Wisłą widać sporą ulewę. W ciągu 5 minut się wypogadza i docieramy na drugi brzeg już bezdeszczowy
Jak zwykle śmigamy po krawędzi chmur i udaje się suchą stopą przemierzać kolejne kilometry. Obieramy kierunek na Golub - Dobrzyń i po drodze mamy kilka dość ostrych i niezapowiedzianych przez projektanta trasy podjazdów
Mistrz marketingu reklamując nam płaskość trasy postanowił chyba przemilczeć tych kilka "niewielkich" wzniesień żeby nie straszyć niepotrzebnie
Z jęzorami do pasa ale przy sprzyjającym wiaterku w plecy docieramy około 20 do turniejowego miasta jakim w ten weekend stał się ponownie Golub - Dobrzyń. Ponownie wspinamy się na jedno z ostatnich ale nie najgorszych dzisiaj wzniesień przy zamku. Obiecuję dzielnej ekipie że to już prawie ostatnie ale traktują te zapewnienia z rezerwą
Doświadczenie z ostatnich 240km nauczyły ich nie wierzyć we wszystkie zapewnienia kierownika
Przerwa na stacji benzynowej na coś ciepłego i montaż oświetlenia. Niezbędnego bo dalej zamierzamy już kręcić krajówką - co prawda o bardzo umiarkowanym w sobotę ruchu ale bezpieczeństwo to zawsze rzecz priorytetowa. Reszta trasy to już znana trasa do Wąbrzeźna i Radzynia Chełmińskiego. Jedzie się świetnie ale zmęczenie daje się już we znaki co skutkuje krótkimi postojami na rozprostowywanie kości. Śmieszne na co dzień podjazdy sprawiają inne wrażenie jeśli ma się już 280km w nogach. Stawy piszczą i skrzypią niezgorzej niż łańcuchy aż człowiek zastanawia się chwilami co bardziej popiskuje:) Tyłki świecą w ciemności prawie jak tylne lampki a każde opuszczenie bolącej części ciała na siodełko to niezapomniane wrażenia
Humory dopisują bo czuć już wyraźnie stajnię i siano w żłobie , prysznic, wannę i miękkie łóżeczko
Przed 1 w nocy wpadamy do Grudziądza pokonując zakładane ponad 300km
Całość zajęła nam niecałe 21 godzin, średnia prędkość to prawie 22km/h a samej czystej jazdy wyszło mi około 14 godzin. Myślę że to ładny wynik biorąc pod uwagę to że dwie osoby czyli Zdzisiu i Aneta nie mieli okazji jeszcze jechać takich odległości a w sumie na starcie mieli nieśmiały zamiar nas "tylko" odprowadzić
Jak to czasami bywa porwał ich rowerowy melanż i odprowadzili nas z Grudziądza do Grudziądza - to się nazywa solidna odprowadzka
Słowa uznania dla obojgu za dołączenie do elitarnego klubu "300"
Ducha trasy można zobaczyć na kilku załączonych zdjęciach w galerii a mi nie pozostaje nic innego jak zaprosić na kolejną edycję za rok a Ci co nie byli niech żałują bo taka trasa z takimi ludźmi może się już nie powtórzyć
Dziękuje wszystkim którzy nam kibicowali i zagrzewali do walki
Galeria:
www.facebook.com/media/set/?set=oa.790843781098089&type=1