Fajna ponad 120 kilometrowa przejażdżka nam wczoraj wyszła
Cały dzień suneliśmy po krawędzi chmur jednak zgodnie z moimi założeniami nie zostaliśmy zmoczeni ani troszeczkę
Na starcie stawili się :
Aneta
Wojtino
Matołek
Pieter - na ostatnia minutę
Bartek
Zapakowaliśmy się spokojnie do Arrivy gdzie Pieter od razu zabrał się do naprawiania swojego nowego rumaka bo źle założona spinka łańcuchowa niedobrze współpracowała z resztą napędu
Na szczęście Matołek poratował gapę szczypeczkami i już w Maksymilianowie wysypaliśmy się na dworcu z pełni sprawnym sprzętem. Biednemu Wojtkowi od razu włosy stanęły na głowie ze względu na kompletne nietrzymanie się założonej trasy i od pierwszych metrów radosne wrycie w leśne błotko
W lesie pierwsze przebieranki bo wymagająca trasa wycisnęła z nas nieco potu - Pieter z Wojtinem wskoczyli nawet w krótkie porteczki i ruszyliśmy dalej w kierunku zalewu koronowskiego. Mijamy Samociążek a mi migają przed oczami fragmenty koronowskiego maratonu w którym dwukrotnie miałem przyjemność brać udział
Część naszej trasy pokrywa się z tamtymi morderczymi startami więc mam okazję przypomnieć sobie np odcinek na Grabinie i trzykrotne wspinanie się na wielgachną górę. Dobrze że do kolejnej edycji kilka miesięcy to zdążę zakopać traumę i poczekać na nowy horror który przygotują organizatorzy
Krótki postój na zawsze malowniczym wiadukcie nad starym korytem Brdy i ruszamy w kierunku Srebrnicy i dalej promu. Nieco nudne asfalty pozwalają nam dotrzeć szybciutko na miejsce odpływu przy okazji rodząc pomysł spenetrowania zalewu jak najbliżej linii brzegowej na wiosnę
To to ja lubię i myślę że znajdę jeszcze kilku chętnych wariatów na poskakanie po korzeniach z możliwością skąpania się w wodzie
Przeprawiamy się na drugą stronę przedostatnim w tym roku kursowaniem promu i dowiadujemy się że jakiś rowerzysta przejeżdżał przed nami pędząc do Grudziądza
Okazuje się że jak zwykle to Lef który tak dał ognia z rana że zdążył pewnie objechać naszą trasę bez użycia pociągu i w czasie kiedy my wysypywaliśmy się na drugim brzegu to on już pewnie konsumował obiad w domu
My żółwiki musimy jednak realizować nasz żółwikowy plan i pędzimy dalej po kresce lekko tylko zbaczając z trasy do spółdzielni w Cierplewie. Dalej mamy Świekatowo z jeziorem Świekatowskim po lewej - tu nie robimy postoju i asfaltami pędzimy w kierunku Szewna i jeziora Branickiego dużego i małego. Po drodze przypomniało się nam że to przecież również dzisiejszy cel Kuby jeżdżącego w okolicy. Niestety nie udało się nam go spotkać ,może następnym razem. Jeziora Branickie okazują się wdzięcznym tematem do pobuszowania przy brzegu więc opuszczamy monotonne asfalty żeby chociaż trochę ponurzać się w szuwarach
Smerf Wojtek nieco marudzi ale przełyka tą błotna pigułkę i raźno szkitkuje z nami w krzakory
Jak dobrze na szutrach - rowery odżywają i gryzą mocno drogę mrucząc z zadowolenia
Krótki postój w Bukowcu w miejscowym wyszynku z zapiekankami połączony z obserwacją całej kolekcji wyrwikółek przy okolicznych sklepach. Szkoda że to badziewiarstwo które ktoś omyłkowo nazywa stojakami rowerowymi jest tak szeroko stosowane. Niestety niewiedza i brak informacji powoduje że jeszcze kilka lat jako rowerzyści będziemy raczeni takimi kwiatkami co kawałek
Brzuchy napełnione - czas ruszać dalej - Plewno,Plechowo i Dolsk gdzie zabójczym zjazdem pędzimy w dolinę Wdy do mega klimatycznych Bedlinek. Ależ zacna miejscówa na letnie wyprawy - nie tylko rowerowe bo i kajakami musimy spenetrować ten odcinek rzeczki. Srogi podjazd w kierunku Belna gdzie żegnamy Wojtka a sami udajemy się w kierunku jeziora Laskowickiego znanymi z zeszłego tygodnia szutrowymi trasami. Nad Stelchnem pompujemy z Pieterem jego amorek a Aneta z Tomkiem cisną do Czerska sprawdzić jak się miewa spółdzielczość w tejże miejscowości. Miewa się dobrze więc czas na postój bo za chwilę znowu zanurzymy się w lasy
Przed Białymi Błotami okazuje się że za mało dzisiaj lasów więc skręcamy w okolice Dubielna na własne życzenie dorzucając sobie kilka kilometrów
Warto bo tamtejsze zjazdy przy lampce oferują naprawdę dobry poziom adrenaliny. Wkrótce wypadamy w Grupie i pomalutku zgodnie z planem ruszamy do Grudziądza
Nakręcone sporo ponad 120km - to był dobry rowerowy dzień
dziękuje za udział i zapraszam na kolejne wypady.
p.s
Mam tylko to zdjęcie ale mam nadzieję że Tomek wrzuci jakąś małą galerię bo focił zawzięcie