Dzień 1
ROZMIAR MA ZNACZENIE.....
Nie ten o ktorym myslicie
Jak sie okazalo ,rozmiar ma znaczenie .....ale sztycy podsiodlowej Pietera. A bylo to tak:
Ranek zastal nas piekny i sloneczny - plotki o deszczu okazaly sie przesadzone i bardzo dobrze. Zapowiadal sie cudowny rowerowy dzien,apetyty mielismy spore na okolo 130-150km. Niestety zycie pokryzowalo nam plany
Zaczelo sie niewinnie - Pieter mial trudnosci z podniesieniem siodelka do zwyklego poziomu - siodelko zostalo opuszczone na czas transportu i malo co a okazalo sie ,ze prawie zostaloby tak na wieki
Najpierw sam Pieter a za chwile we trzech probowalismy je podniesc - klops - nie dalo rady
Sztyca oprocz obracania sie jak sruba Tytanica - nie chciala drgnac ani na milimetr do gory
Jazda niemozliwa - siodelko za nisko - dramat kazdego rowerzysty
Napotkany pan ze skrzynka narzedziowa - okazal sie bezradny - we czterech tez zero efektu
Pan doradza nam wizyte u sympatycznego slusarza - pedzimy i juz za chwile w czterech a chwilami w szesciu probujemy podniesc to nieszczesne siodlo. W ruch ida rury, przedluzki , narzedzia slusarskie do obrobki rur - I NIC!!!!!!!!!!!!!! Olej i pot leje sie gesto - szok i niedowierzanie na naszych twarzach - zostawiamy walczacych a sami z Wojtkiem udajemy sie do jedynego w Orzyszu sklepu rowerowego gdzie okazuje sie ,ze do naszych kosmodromow nie chlop nic na miejscu
Wlasciciel doradza nam wizyte w Piszu w CetrumRowerowym do ktorego postanawiamy sie udac samochodem z naszymi okaleczonymi rumakami - moje lozyska supportu po potraktowaniu karcherem rowniez odmowily poszluszenstwa
Fala nieszczescia zalewa nas po same uszy. W przypadku braku czesci mamy pierwszego dnia uziemione dwa rowery!!!!
Rumaki zapakowane - zasuwamy do Pisza i na wlocie znajdujemy solidnie zaopatrzony sklep - calkiem inny niz ten ktory doradzal nam gosc z Orzysza. Widac ,ze nietutejsi z klopotem na drodze - zostalismy przyjeci bez kolejki i okazalo sie ,ze i lozyska i sztyca jest na miejscu
Serca rosna - moj rumak bedzie opanowany - ale co z nieszczesna sztyca ?? Palimy lekkiego glupa i mowimy ,ze probowalismy nieco (!!!!!!!!!) powalczyc ze sztyca i nie dalismy rady
Chlopaki wysluchali ,popatrzyli i kazali przyjsc nam za godzine !? Z duszami na ramieniu jemy i wracamy. Eureka - diably wcielone wyciagneli sztyce
Chyba uzyli dynamitu i 30 ruskich
Najwazniejsze ,ze pelny sukces
Placimy - calujac raczki i ze sprawnymi mustangami wracamu do Orzysza
Godzina jeszcze mloda bo po 14 - wiec decydujemy sie na nieodzowny Elk z racji niewielkiej odleglosci. Glod kilometrow mocna nas drazy - postanawiamy wiec znana mi juz czesciowo z zeszlego roku trasa jeziorowa nakrecic chociaz cos w okolicach setki.
Pakunek i juz pedzimy przez las miedzy dwoma jeziorami- jeziorem Wierzbinskim i jeziorem Orzysz - pogoda nadal ladna ,strasza troszke chmury - ale okazalo sie ,ze panna aura byla dla nas laskawa i na nasze glowy nie spadla dzisiaj ani krpla deszczu - pomimo wielu sladow ,ze jednak miejscami gdzies tam padalo w okolicy
Na poczatek troszke piaskow i brukow - ale to tylko kilka pierwszych km - asfalty mialy dzisiaj byc w mniejszosci i tak wlasnie bylo - rozpieszczaly nas eleganckie szutry prowadzace przez malownicze pola i lasy
Wymarzone drozki dla naszych glodnych opon. Szybko trafiamy do Strzelnikow zeby przeskoczyc do Rostkow Skomackich i brzegiem jeziora Rostki do Ogrodka. Po drodze przerazajaco slabo rozwinieta spoldzielczosc - sklepikow jak kot naplakal
Szukajac izotonikow trafiamy do Rogalika i w Rozansku znajdujemy oaze spoldzielczosci na tym dzikim wschodzie Polski
Wzmacniamy sie i ladnym asfaltowym odcinkiem pedzimy w strone Elku przez Guzki, Mołdzie, Judziki i Bartosze. Wypadamy na krajowa 16stke przed Elkiem i juz za chwile jestesmy na przepieknej promenadzie nad jeziorem Elckim
Mordki szczesliwe jak widac
Aplikujemy po bulce i juz za chwile znajdujemy sie na drugim brzegu jeziora,gdzie lekko bladzimy ale na szczescie w urokliwym terenie i po chwili naprowadzeni przez Wojtina wracamy na kurs i sciezke
Szybko mijamy Chrusciele,Szarejki i Maki - teren gorzysty jak w Bieszczadach - ale piekne okolicznosci przyrody niweluja pot jaki zostawiamy na podjazdach
Kolejno zaliczamy Tracze i Mostołty gdzie nie mozemy sobie darowac wizyty w SUCZKACH
Oprocz tablicy - zero suczek wiec niepocieszeni naszym kynologicznym niepowodzeniem wracamy na obrany szlak
Tutaj znajdujemy piekna mieszanke szutrow ,brukow i szlakowych autostrad pomiedzy poligonami wojskowymi straszacymi nas tablicami o zakazie wjazdu - te doprowadzaja nas do Bemowa Piskiego - najbardziej trepowego miasteczka jakie widzialem w zyciu
Niespiesznym tempem pokonujemy ostatnie kilometry sredniej jakosci asfaltem i wypadamy w Wierzbinach przed Orzyszem
Udalo sie nakrecic dzisiaj okolo 80km w cudnej scenerii jezior i lasow
Zaspokaja to chociaz w czesci nasze apetyty - pomimo poczatkowych nieszczescz udaje sie nam wszystko naprawic i troszke pojezdzic
Jutro Sniardwy tour
pozdrowienia....