Jakiś przedziwny zbieg okoliczności dopadł mnie przed tą "trzysetką". Już wieczorem kompletny rozjazd pogody z prognozami jakoś mnie wkurzył i zdemotywował. Potem, kilkaset metrów od domu wybrany rower zaczął ni z tego ni z owego piszczeć jak hamujący pociąg towarowy, dojechałem na miejsce zbiórki, ale ponieważ nie udało się znaleźć przyczyny, wracam po inny rower. Zmieniam. W połowie drogi wracam, bo przecież w bagażach mam opony 26, a jadę na 28. Wreszcie ruszamy z 45 minutowym opóźnieniem.
Wkrótce pojawia się drobniutka mżawka, która na szczęście nie moczy, ale wkurza. Będzie sypała do rana.
Do
Tlenia docieramy w miarę sprawnie i w czasie. Tyle tylko, że mój rower okazuje się dla mnie torturą. Boli mnie wszystko, mam wrażenie, że na tym rowerze przcują dłonie, łokcie, a nie nogi. Czasem mam wrażenie, jakbym ciągnął za sobą worek kamieni. Co jest?
Wreszcie decyzja:
Dosyć! Trzeba to przerwać, bo w końcu nie dojedzie nikt. Przekazuję kierownikowanie Wojtkowi i Bartkowi i zamierzam pokręcić się do świtu po okolicach Tucholi. Tylko, co robić, kiedy ma się aż tyle czasu?
Po solidnym odpoczynku, gimnastyce dłoni i łokci, ruszam dalej. Mży dalej, ale jedzie mi się lepiej, uwolniony od obowiązku kierownikowania - ulżyło. Dojeżdżam do
Tucholi. Spotykam chłopaków. Oni jadą, ja jeszcze chwilę zostaję.
Co robić o 5:30 w Tucholi? Czy muszę zrezygnować z "trzysetki"? Zaplanowałem na dziś 330, jeśli skrócę ją o te 30, to wciąż jeszcze jest możliwe. Jadę.
Szybko docieram pod pomnik w Krojantach, chociaż DW 240, to jakieś piekło. O 6 rano tabuny Tir-ów gnających na złamanie karku. Horror.
Pod pomnikiem pali się znicz zostawiony przed chwilą przez chłopaków.
Obok pomnika jem śniadanie. Nagle widzę przelatującego obok rowerzystę i dałbym głowę, że to
Lef, wołam za nim, ale nie słyszy.
Jadę dalej, przy tartaku w Jarcewie znajduję szutrową autostradę przez Park Narodowy - bajka. Tu dziwnie zaczyna zachowywać się moja komórka. Android zgłasza mi dziesiątki komunikatów o padaniu różnych funkcji, 20, 30... ale Endo wciąż chyba działa. Docieram do
Funki. Tu wjeżdżam na klimatyczną ścieżkę nad Charzykowskim.
Tuż przed
Małymi Swornymi zaniepokoił mnie brak komunikatów panienki z Endo. Okazuje się, że komórka rozsypała się w drobny mak. Wyświetla na zmianę napis Android i kręcące się firanki. Nawet wyłączyć się nie daje. Wyjęcie karty nie skutkuje. Zero. Mój kontakt ze światem został zerwany. Świata ze mną też.
Wiem, że za dwie, trzy godziny ruszą za mną na poszukiwania wszystkie policje i zespoły antyterorystyczne. Wiadomo: Zaginiony w akcji.
Kręcę do
Konarzyn. Tam jest stacja benzynowa, na której kiedyś jadłem hotdoga i była miła obsługa. Jest. Miła panienka użycza mi telefonu. Wykonuję. Żyję, nic mi nie jest, nie wzywajcie policji, jadę dalej.
Ale plany zmieniam. Odpuszczam Bytów. Wracam do Chocińskiego Młyna i lecę na
Swornegacie (jem obiad),
Drzewicz, Brusy. Stamtąd planuję Koscierzynę. Wciąż z nadzieją na "trzysetkę", a może i spotkanie z chłopakami. Tylko, jak się z nimi porozumieć, skoro nawet numerów nie mam?
Tak, komórkowe ogłuchnięcie to niewiarygodne kalectwo. Grozi śmiercią
Docieram do
Brus. Tu przy bułce, chwilowy spadek motywacji. Może jednak nie do Kościerzyny, a do
Czerska? Tam jest pociąg. Kusi...
Jadę do
Czerska. Dojeżdżam o 15:25. Boże, jak to wciąż wcześnie! Na liczniku 170 km. Na dworzec. Okazuje się, że ostatni pociąg do Laskowic odjechał własnie o 15:06. Ot, takie moje dzisiejsze szczęście.
Przy tryskających na rynku rybkach, jem bułkę... i jadę.
Trasa przez
Śliwice do
Tlenia i dalej wydaje mi się dziś piekielnie nudna. Przed 21 docieram do domu.
Kąpiel i obserwacja, co u reszty ekipy. Dobrze, że nie poleciałem do Kościerzyny, bo okazuje się, że oni też ją ominęli.
Mam nadzieję, że ilość pecha i złych zbiegów okoliczności wykorzystałem na długie lata.
Może ktoś ma jakiś niepotrzebny stary telefon do pożyczenia na kilka dni? Nie musi być z Androidem, bo Endo nie będzie mi przez kilka dni potrzebne
Dzięki wszystkim uczestnikom tej wyprawy. Wielki szacunek dla tego, co zrobiliście!
I przepraszam, że tym razem nie sprostałem roli kierownika