Witamy, Gość
Nazwa użytkownika: Hasło: Zapamiętaj mnie

Odpowiedz w temacie: GRUDZIĄDZ TOUR 2016 - Nasza coroczna "trzysetka"

Nazwa
Tytuł
Boardcode
B) ;) :) :P :laugh: :ohmy: :sick: :angry: :blink: :( :unsure: :kiss: :woohoo: :lol: :silly: :pinch: :side: :whistle: :evil: :S :blush: :cheer: :huh: :dry: :ok: :serce: :unlike: xD
Wiadomość
Powiększ /  Pomniejsz
Załączniki

Kod antyspamowy: Wpisz słownie liczbę 12 *

Historia tematu:: GRUDZIĄDZ TOUR 2016 - Nasza coroczna "trzysetka"

Maks. pokazywanych 15 ostatnich postów - (zaczynając od ostatniego)
2016/07/27 20:44 #29125

Matołek

Matołek Avatar

pieter napisał:
Co do wniosków na przyszłość, to uważam, że niemożliwe jest przeprowadzenie terenowej trzysetki w 24h. Wymagałoby to wysokich przeciętnych, które nie są możliwe do uzyskania w terenie przez tak długi czas. Bez bułki, bez poleżenia czy kąpieli - smutna perspektywa i chyba nierealna.

To może być terenowa dwusetka :woohoo: Wysiłkowo i wyzwaniowo na to samo wyjdzie ;)
2016/07/27 14:04 #29118

wojtino

wojtino Avatar

Ciekawy jestem do jakiej grupy zaliczył mnie Pieter w swoich wnioskach, może lepiej nie wiedzieć.
Dla mnie była to druga trzysetka do której przystępowałem z lekkim sceptycyzmem obawiając się o swoją kondycję. Jednak o dziwo po przejechaniu 270km, wcale się tego nie spodziewając ostatnie 60km wykonałem sprintem ok.25km średnio. A wszystko właśnie przez Pietera który namówił mnie na to żeby towarzyszyć Andrzejowi(Andiasowi) spieszącemu do pracy. Andrzej to "Spidek" ledwo za Nim nadążyłem chyba nawet lekko spowalniałem ale dojechaliśmy razem. w każdym razie jakoś tegoroczna trzysetka przyszła mi lekko na tyle że nabrałem ochoty na powtórkę. Już w niedzielę ułożyłem trasę przez Tucholę, Czersk, Brusy, Sominy, Studzienice, Bytów, Parchowo, Sulęczyno, Lipusz, Dziemiany, Lubnia, Wiele, Czersk, Śliwice, Tleń, Warlubie, Grudziądz, razem ok 330km. Trasa wiedzie w stu procentach asfaltami i na pewno o mniejszym natężeniu ruchu jak przez Chojnice, prowadzi przez lasy i brzegami jezior a także przez wsie letniskowe. Moim zdaniem jest piękna i ma sporo dróg którymi jeszcze nie jechałem.
Jest tylko jeden problem nie będę miał czasu do dużego weekendu. Może uda się póżniej.
Dzięki za wspólną jazdę a o tym że było fajnie to chyba nie muszę przekonywać bo było... :woohoo: :silly: :evil: :ok:
2016/07/27 11:39 #29111

pieter

pieter Avatar

Parę słów dorzucę. W trakcie trzech minionych tourów trzysetkowych, które w całości przejechałem chyba jako jedyny uczestnik, najbardziej uderzył mnie podział wynikający z preferowanych sposobów jeżdżenia. Na tak długich dystansach wyłazi, co kto lubi. Pozwolę sobie na uszeregowanie naszej braci rowerowej. Pierwsza grupa, to zapieprzacze. Ważne, żeby było twardo pod kołami, najlepiej asfalt i jak najszybciej do celu. Niemile widziane przerwy na cokolwiek, bo czas płynie, a tu trzeba pedałować i dojechać przed nocą. Druga grupa, to włóczykije, których przerażają długie przeloty po krajówkach, a silna potrzeba odizolowania się od ruchu samochodowego pcha ich w nieznane drogi często o złych nawierzchniach, czy nawet bardzo piaszczyste, skutecznie wysysające siły, ale dające dużo satysfakcji. Nowe miejsca, jakieś wiochy, coś do zwiedzania. Ci na pewno nie wrócą z touru przed północą. Trzecia grupa, to indywidualiści preferujący własne tempo i własny harmonogram przerw i odpoczynków. Oni lubią nie za szybko, ale za to długo i daleko, a powrót może być i nad ranem. Tak zmieszana grupa długodystansowa zmusza do kompromisów. Jest to trudne szczególnie przy coraz większym zmęczeniu i np. zbyt demokratycznym podejściu kierownika. Jakiego by kierownik wariantu nie wybrał i tak psy na nim zostaną powieszone. Tak musi być, żeby zapieprzacz, włóczykij i indywidualista w ogóle mogli dalej jechać razem. A najfajniejsze w tym wszystkim jest to, że każdy z nich musi się porządnie z....ć, tak żeby nogi odpadały, dupa dobrze się obiła, a rower ostatecznie już sam jechał. Wtedy dopiero pojawia się ta satysfakcja i poczucie pokonanego dystansu. A te myśli natrętne, których coraz więcej kotłuje się wraz z pokonanymi kilometrami - może pociąg, może ktoś z samochodem, a może chociaż przenocować byle gdzie, byle przerwać to pedałowanie - pokonać te myśli, to jest tak samo, jak pokonać ból d..y, która już nie chce przebywać na siodełku. Na takim dystansie tych zwycięstw jest dużo, a przemnożone przez liczbę uczestników stają się swoistym rekordem. Co do wniosków na przyszłość, to uważam, że niemożliwe jest przeprowadzenie terenowej trzysetki w 24h. Wymagałoby to wysokich przeciętnych, które nie są możliwe do uzyskania w terenie przez tak długi czas. Bez bułki, bez poleżenia czy kąpieli - smutna perspektywa i chyba nierealna.
Chciałbym jeszcze raz podkreślić rolę ojca założyciela 300tour, bez którego pewnie nie zaznalibyśmy tych wszystkich przeżyć. A że mu coś takiego wpadło do głowy :woohoo:
2016/07/26 14:46 #29101

Matołek

Matołek Avatar

Z przyjemnością przeczytałem barwne opisy Waszych zmagań i powiem tak - jesteście stuknięci i rowerowo pokręceni :woohoo: (czytaj wielki szacun i gratulacje :ok:)

Od początku ciekawy byłem co się z tej akcji wykluje i przyznam, że jestem pełen podziwu dla wszystkich - tych, co radę dali i tych co nie :) Umiejętność odpuszczania cenię bardzo wysoko, dlatego do gratulacji dla wszystkich, którzy ukończyli zakładany dystans, dołączam szczególne uznanie dla tych, co spasowali :ok:

Tak się zastanawiam, czy i ja podołałbym dystansowi :whistle: Jednemu jednak nie dałaby rady moja rowerowa dusza - znieść dawki motoryzacyjnego horroru, który aż bucha z Waszych opisów. Moje rowerowe serce pękło by na pół i krwawiło do dziś :S Z niecierpliwością czekam więc na obiecaną przez Bartka edycję dziesiątą w wersji terenowej :evil:

Pozdrawiam i jeszcze raz gratuluję wszystkim uczestnikom odwagi, hartu ducha i rowerowego wariactwa :ok:
2016/07/25 10:11 #29093

Bartek

Bartek Avatar

Nie ma za co - ale w sumie to ta wyprawa nie miała kierownika,wybory podejmowaliśmy przy pomocy demokracji :) Co do przyszłych edycji to Ojcowie niech będą spokojni - 10ta jubileuszowa będzie terenowa :evil:
2016/07/24 23:39 #29092

sldtwa

sldtwa Avatar

Bartek, wielkie dzięki za podjęcie trudów kierownikowania podczas tej niesamowitej wyprawy.
Wywiązałeś się z niej doskonale.
Wielki podziw dla debiutantów.
Trzecia edycja "Grudziądz Tour" to wielki sukces, ze swoimi urokami, trudami, słabościami i dramaturgią.
Co roku jest nas więcej.
"Ojcowie Założyciele" (którzy w komplecie stawili się na starcie) ze spokojem patrzą w przyszłość tej imprezy pod Twoim kierownictwem.
Obiecujemy stawić się w komplecie na 10 edycji :laugh:
2016/07/24 23:02 #29091

MARCINHD

MARCINHD Avatar

Bartku zakończyłem na 271...... gdyż jak dzisiaj się okazało..... stał cylinder hamulcowy w tylnym kole.... o zgrozo zauważyłem to dopiero dzisiaj po umyciu roweru podczas jego konserwacji i upiększania..... mimo wszystko wielkie dzięki dla Was wszystkich jeszcze raz i każdemu z osobna za wczorajsze 271 km :) ja wiem jedno.... jeszcze w wakacje poprawiam moją życiówkę 335 :) chętni???? :)))) plan na sierpień więc czas baaaaaaaaaardzo wymagający.... dużo ciemności... :)
2016/07/24 21:48 #29090

Bartek

Bartek Avatar

Nie wszystkim się udało ukończyć z różnych przyczyn ale trzeba przyznać ,że hartu ducha nie zabrakło nikomu. Naszą ekipę można było porównać do wieży Babel-różnorodność rowerów,stylów jazdy ,ulubionych nawierzchni i charakterów tworzyła wczoraj niezła mieszankę wedlowską - a mimo to spędziliśmy wczoraj razem 24h w prawie doskonałych humorach ,nie zabijając się nawzajem :P Zawsze miło spędzić z podobnymi do siebie wariatami całą dobę na rowerze. Byliśmy odpowiednio zmotywowani oraz przygotowani fizycznie i technicznie. Nie zdarzyła się nam żadna awaria ,nawet guma a tempo jazdy było zdrowe bo wg liczników oscylowało gdzieś koło 21km/h. Być może wydaje się to niedużo dla miłośników szosówek ale uwierzcie ,że na rowerach mtb niełatwo utrzymać taką średnią na takiej odległości. Także szacun panowie...
Droga,hmmm...no cóż o dziwo to właśnie droga okazała się dla nas największym problemem i wyzwaniem. Niby asfalty - ale przypominające samochodowe autostrady bez poboczy z ruchem który był podobny do tych na ulicach Bangladeszu w godzinach szczytu,niby płasko a w okolicach Bytowa przeklinałem srogo lodowiec który tamtędy przechodził bardzo dawno temu. Infrastruktura drogowa i ilość dróg przyjaznych rowerzystów w tych okolicach Kaszub woła o pomstę do nieba. Każda próba zjechania z głównej drogi w celu wyszukania bocznych ,spokojnych dróg - kończyła się porażką i utonięciem w piachach po same osie. Och jak doceniłem wtedy i chwaliłem naszą część Borów Tucholskich ,prawie skończyło się to ułożeniem psalmu dziękczynnego dla naszych nadleśniczych. Ilość szutrów i dróg asfaltowych w kujawsko-pomorskim można śmiało stawiać za cel kaszubskim indolentom drogowym. Ich honor ratuje chyba tylko Kaszubska Marszruta z malowniczymi ścieżkami w ciekawych okolicach. Niestety nam było dane tylko liznąć ich niewielką część w okolicach jeziora Charzykowskiego. Asfaltowi onaniści mogli wczoraj poczuć się jak w raju - jednak moja dusza łkała wczoraj i kwiliła przez całą drogę :S Takiej ilości spalin samochodowych,mentalnych przekleństw kierowców i faków przez okna samochodów nie było mi dane zaznać przez cały rok :P
Ponarzekałem sobie to może teraz troszkę pochwalę :) Uwielbiam nocną jazdę i zawsze dziwię się jak ktoś się spieszy do domu przed zmrokiem mówiąc ,że "on to po nocach nie będzie jeździł" :) Świat w nocy wygląda i pachnie zupełniej inaczej niż w dzień - to co z tego ,że niewiele widać - człowiek ma jeszcze kilka innych zmysłów dzięki którym chłonie drogę nocą. Ogłuszająca cisza przerywana tylko spokojnymi dźwiękami świata przyrody która to właśnie nocą zaczyna wieść bujne życie działa na mnie jak kojący plaster. W dzień musi się ukrywać przed wszędobylskim i niszczącym wszystko na swojej drodze człowiekiem - to dopiero w nocy zaczyna żyć i przejmuje planetę na własność aż do następnego poranka :) Cudowne chwile a wczoraj mieliśmy ładne kilka godzin nocnej jazdy za co jestem niezmiernie wdzięczny :)
Kaszuby widziane z głównych dróg krajowych i wojewódzkich nie miały zbyt wiele do zaoferowania ale okolice Bytowa pocięte wzgórzami i dolinami zrobiły na mnie bardzo pozytywne wrażenie i dają nadzieję na to ,że jeszcze kiedyś wrócę w te okolice poznać je dogłębniej. Chociaż jeszcze wczoraj przysięgałem żegnając się ,że moja noga tam więcej nie postanie :) Człowiek zmienny jest i jak już ochłonie to inaczej patrzy na świat :) Także może,może za jakiś czas po baaaardzo dogłębnej analizie dróg da się tam jakoś rozsądnie pojechać smakując nieco terenu i bocznych spokojnych dróg oraz rozkoszując się nieco inną przyrodą niż u nas.
Co do uczestników to wszystkim należą się słowa uznania i szacunek. Kilka osób jak np Paweł czy Damian pokonali swoje dotychczasowe życiówki o prawie 200km co musi budzić podziw i opad szczeny. Co prawda chłopaki zasadzili się początkowo tylko na 200km ale to chyba rozkosz przebywania w naszym towarzystwie nie pozwoliła im poddać się i przekroczyli wczoraj kilka swoich barier.Zaskakując nie tylko nas ale i samych siebie B) Sukces Damiana tkwi podobno w żółtej pelerynie mocy którą miał ubraną o zmroku ale to już sam zainteresowany musi potwierdzić te plotki :P Cała ekipa pedałowała wczoraj zacnie i nie było wśród nas słabeuszy. Włożyliśmy wczoraj dużo serca w nasze rowery a one ładnie się nam za to odwdzięczyły :) Pozdrowienia dla Lefa który przypędził wczoraj do Bytowa żeby się napić z nami kawki nad jeziorem Jeleń :)

A bariery i granice przełamywali wczoraj na Kaszubach:

;) Adam
;) Paweł
;) Orzeł
;) sldtwa
;) MarcinHD
;) Andjas
;) Pieter
;) Wojtino
;) gościnnie Lef
;) Bartek

Do zobaczenia za rok - mam nadzieję ,że co najmniej w podobnym składzie ale już w innej części kraju :P
2016/07/24 17:01 #29086

sldtwa

sldtwa Avatar

Kiedy przelatywałeś przy pomniku na Krojanty siedziałem i jadłem śniadanie na ławeczce pod daszkiem. Poderwałem się, krzyknąłem "Lech!!!", ale gdzie tam... pojeeechał...! :D
Gratulacje, ale dla Ciebie taki tour to bułka z masłem :)
2016/07/24 13:13 #29084

Coroczna trzysetka

 Avatar

W piątek po południu przejechałem się do Tlenia, z powrotem goniłem na maksa, bo umówiłem się w domu z kolegą. Po 20:00 byłem w domu. Ca 90 km w nogach, w udkach lekki beton. Po 22:00 zdecydowałem się jechać następnego dnia rowero-grudziądzką 300-setkę. Cztery godziny spania i za pięć czwarta ruszyłem. W tamtą stronę pod lekki wiatr, chłodno, czasami mżawka. Grupa - Pięćmorgi - Osie - Tleń - Tuchola - Krojanty - Bachorze - Bytów. Po drodze jedna przerwa 15 min. na zjedzenie kanapki i picie, kilkanaście krótkich na sprawdzenie w OsmAnd+, czy dobrze jadę. W Bytowie byłem przed dwunastą. Kawa, dwa pączki i telefon do Andrzeja - nie odpowiada, no to do Marcina HD - też brak odzewu. No to jadę nad jezioro Jeleń, gdzie chłopcy mieli zjeść koło południa obiad. Nie ma nikogo, a knajpa zamknięta. Na szczęście oddzwonił Marcin HD, zbliżają się do Bytowa. Wracam na rynek i za parę minut są. Ośmiu dzielnych kolarzy z Grudziądza. Cali i zdrowie, ale bardzo głodni. Po szybkim obiedzie, jedziemy na jez. Jeleń. Dłuższa przerwa, dwie osoby zażywają kąpieli, część posypia. Decydujemy się wracać najkrótszą drogą do domu. Towarzyszę chłopakom z 16 km do Półczna, tam się rozstajemy. Ja rura do domu, oni gdzieś w lasy. Droga powrotna przez Kościerzynę, Zblewo, Osiek w szybkim tempie, z lekkim tylno-bocznym wiaterkiem. W domu jestem o 20:35. Obolały, ale zadowolony.
(Endomondo zapisało tylko drogę tam, z powrotem zapomniałem włączyć)
2016/07/24 11:01 #29082

sldtwa

sldtwa Avatar

Jakiś przedziwny zbieg okoliczności dopadł mnie przed tą "trzysetką". Już wieczorem kompletny rozjazd pogody z prognozami jakoś mnie wkurzył i zdemotywował. Potem, kilkaset metrów od domu wybrany rower zaczął ni z tego ni z owego piszczeć jak hamujący pociąg towarowy, dojechałem na miejsce zbiórki, ale ponieważ nie udało się znaleźć przyczyny, wracam po inny rower. Zmieniam. W połowie drogi wracam, bo przecież w bagażach mam opony 26, a jadę na 28. Wreszcie ruszamy z 45 minutowym opóźnieniem.
Wkrótce pojawia się drobniutka mżawka, która na szczęście nie moczy, ale wkurza. Będzie sypała do rana.
Do Tlenia docieramy w miarę sprawnie i w czasie. Tyle tylko, że mój rower okazuje się dla mnie torturą. Boli mnie wszystko, mam wrażenie, że na tym rowerze przcują dłonie, łokcie, a nie nogi. Czasem mam wrażenie, jakbym ciągnął za sobą worek kamieni. Co jest?
Wreszcie decyzja: Dosyć! Trzeba to przerwać, bo w końcu nie dojedzie nikt. Przekazuję kierownikowanie Wojtkowi i Bartkowi i zamierzam pokręcić się do świtu po okolicach Tucholi. Tylko, co robić, kiedy ma się aż tyle czasu?
Po solidnym odpoczynku, gimnastyce dłoni i łokci, ruszam dalej. Mży dalej, ale jedzie mi się lepiej, uwolniony od obowiązku kierownikowania - ulżyło. Dojeżdżam do Tucholi. Spotykam chłopaków. Oni jadą, ja jeszcze chwilę zostaję.
Co robić o 5:30 w Tucholi? Czy muszę zrezygnować z "trzysetki"? Zaplanowałem na dziś 330, jeśli skrócę ją o te 30, to wciąż jeszcze jest możliwe. Jadę.
Szybko docieram pod pomnik w Krojantach, chociaż DW 240, to jakieś piekło. O 6 rano tabuny Tir-ów gnających na złamanie karku. Horror.
Pod pomnikiem pali się znicz zostawiony przed chwilą przez chłopaków.
Obok pomnika jem śniadanie. Nagle widzę przelatującego obok rowerzystę i dałbym głowę, że to Lef, wołam za nim, ale nie słyszy.
Jadę dalej, przy tartaku w Jarcewie znajduję szutrową autostradę przez Park Narodowy - bajka. Tu dziwnie zaczyna zachowywać się moja komórka. Android zgłasza mi dziesiątki komunikatów o padaniu różnych funkcji, 20, 30... ale Endo wciąż chyba działa. Docieram do Funki. Tu wjeżdżam na klimatyczną ścieżkę nad Charzykowskim.
Tuż przed Małymi Swornymi zaniepokoił mnie brak komunikatów panienki z Endo. Okazuje się, że komórka rozsypała się w drobny mak. Wyświetla na zmianę napis Android i kręcące się firanki. Nawet wyłączyć się nie daje. Wyjęcie karty nie skutkuje. Zero. Mój kontakt ze światem został zerwany. Świata ze mną też.
Wiem, że za dwie, trzy godziny ruszą za mną na poszukiwania wszystkie policje i zespoły antyterorystyczne. Wiadomo: Zaginiony w akcji.
Kręcę do Konarzyn. Tam jest stacja benzynowa, na której kiedyś jadłem hotdoga i była miła obsługa. Jest. Miła panienka użycza mi telefonu. Wykonuję. Żyję, nic mi nie jest, nie wzywajcie policji, jadę dalej.
Ale plany zmieniam. Odpuszczam Bytów. Wracam do Chocińskiego Młyna i lecę na Swornegacie (jem obiad), Drzewicz, Brusy. Stamtąd planuję Koscierzynę. Wciąż z nadzieją na "trzysetkę", a może i spotkanie z chłopakami. Tylko, jak się z nimi porozumieć, skoro nawet numerów nie mam?
Tak, komórkowe ogłuchnięcie to niewiarygodne kalectwo. Grozi śmiercią :D
Docieram do Brus. Tu przy bułce, chwilowy spadek motywacji. Może jednak nie do Kościerzyny, a do Czerska? Tam jest pociąg. Kusi...
Jadę do Czerska. Dojeżdżam o 15:25. Boże, jak to wciąż wcześnie! Na liczniku 170 km. Na dworzec. Okazuje się, że ostatni pociąg do Laskowic odjechał własnie o 15:06. Ot, takie moje dzisiejsze szczęście.
Przy tryskających na rynku rybkach, jem bułkę... i jadę.
Trasa przez Śliwice do Tlenia i dalej wydaje mi się dziś piekielnie nudna. Przed 21 docieram do domu.
Kąpiel i obserwacja, co u reszty ekipy. Dobrze, że nie poleciałem do Kościerzyny, bo okazuje się, że oni też ją ominęli.
Mam nadzieję, że ilość pecha i złych zbiegów okoliczności wykorzystałem na długie lata.
Może ktoś ma jakiś niepotrzebny stary telefon do pożyczenia na kilka dni? Nie musi być z Androidem, bo Endo nie będzie mi przez kilka dni potrzebne :D

Dzięki wszystkim uczestnikom tej wyprawy. Wielki szacunek dla tego, co zrobiliście!
I przepraszam, że tym razem nie sprostałem roli kierownika :(
2016/07/23 22:56 #29076

MARCINHD

MARCINHD Avatar

moja dzisiejsza "trzysetka" zakończyła się na 270 km ewakuacją samochodową do domu.... brak mocy.... i tak bywa....
przykro mi że nie pobiłem własnego dystansu z ubiegłego roku 335 km.... ale nadrobimy... Andrzeju...głowa do GÓRY :) więcej nie piszę ...resztę opiszą zapewne jutro kierownicy ;)
z mojej strony dziękuję wszystkim za dzisiejsze kręcenie, i osobne podziękowanie dla Lef'a..... podziwiam i szanuję moc jaka drzemie w Pana kondycji.... miło było dzisiaj porozmawiać w Bytowie :)
2016/07/23 22:35 #29074

Matołek

Matołek Avatar

Przy takiej eskapadzie, wszystko wydarzyć się ma prawo. Co by nie było i tak podziwiam za samo podjęcie wyzwania.

Tymczasem z zaciekawieniem czekam na wynik eskapady pozostałych uczestników i Wasze relacje :woohoo:
2016/07/23 21:21 #29073

sldtwa

sldtwa Avatar

Od kilkudziesięciu minut jestem w domu.
Dla mnie dzisiejsza trzysetka była prawdziwym horrorem. Takiego nagromadzenia złych przeczuć, zbiegów okoliczności, czy choćby normalnego pecha nie pamiętam jeszcze nigdy.
Postaram się opisać to wszystko jutro, kiedy opadną emocje.
Dwa tygodnie temu rozsadzała mnie rowerowa radość i euforia. Dziś rzygam (sorry!!! :) rowerem. Nie myślałem, że kiedyś to powiem. Ale to jutro.
Dziś widzę, że chłopcy wciąż dzielnie walczą. Dopinguję ich z całych sił i czekam na relację kierowniczego tandemu: Bartek/Wojtino, który podjął się tego zadania w chwilach mojej słabości.
2016/07/22 23:05 #29067

Matołek

Matołek Avatar

Tylko nie zaśnijcie za kierownicą :evil:

Pomyślnych wiatrów :woohoo:
Czas generowania strony: 0.164 s.