Mitem jest, że pieszy czy rowerzysta jest równoprawnym uczestnikiem ruchu wobec kierowcy. Nie może tak być, skoro jakże różne są konsekwencje błędów, jakie różni uczestnicy ruchu popełniają. Przecież jak błąd popełni pieszy lub rowerzysta, prawie zawsze na zdrowiu cierpi tylko on, bardzo rzadko kierowcy; jak błąd popełni kierowca, bardzo często cierpi ktoś niechroniony.
Może osiągniemy kiedyś poziom Holandii. Dla znających angielski:
bicycledutch.wordpress.com/2013/02/21/strict-liability-in-the-netherlands/
Czytając wypowiedzi na różnych forach często można znaleźć opinie, że to piesi/rowerzyści muszą uważać, bo to im stanie się krzywda. Mentalność drogowego prawa dżungli. Są także opinie, że kierowcy powinni mieć zawsze pierwszeństwo przed pieszymi i rowerzystami, bo samochody mają dłuższą drogę hamowania.
Matołek napisał:
"Na pierwszy rzut oka wydaje się to może absurdalne - "nie miał pierwszeństwa, a jestem współwinny"."
Kilka lat temu miał miejsce wypadek na skrzyżowaniu DK1 i jakiejś powiatowej/wojewódzkiej niedaleko Chełmży. Kierowca, wyjeżdżający z podporządkowanej, wymusił pierwszeństwo i doszło do zderzenia. Kobieta, która kierowała samochodem na DK1, została uznana za współwinną (wina 10%), gdyż w miejscu, gdzie dozwolona prędkość jest ustalona znakiem drogowym na 50km/h, jechała 116km/h (jak wyliczył biegły); pomimo tego, że główny sprawca uciekł z miejsca wypadku (prawdopodobnie był pijany).
W innym wypadku w Warszawie skręcający w lewo wymusił pierwszeństwo na jadącym prosto. Winny był wyłącznie mający pierwszeństwo jadący prosto, bowiem jechał ... 130km/h w mieście.
Mi brakuje w Polsce częstszego zabierania prawa jazdy za wykroczenia. Kiedyś do mojej firmy przyjechał Niemiec, który opowiadał, że zabrali mu prawo jazdy na 3 miesiące, bowiem jechał trochę ponad 70km/h w mieście (zagapił się). Do tego musiał chodzić na jakiś kurs dokształcający. Znanemu trenerowi z Bundesligi zabrali prawo jazdy na 3 miesiące, bowiem jechał komuś innemu na zderzaku, co u nas nie jest często nawet wykroczeniem.