Nasze wypady rowerowe

Ognisko "jak znalazł" ((o;

Ognisko "jak znalazł" ((o;
 

            Trzeba mieć niezłego fuksa, aby wybierając się na ognisko, znaleźć je w środku lasu i zimowej aury, w dodatku z dobrze zachowanym żarem i bez właściciela. Zupełnie jakby tam na nas czekało  Żeby było zabawniej, znaleźliśmy je 50 m od skrzyżowania leśnych ścieżek, na którym gdybaliśmy w którym by tu ruszyć kierunku i na dodatek rzuciliśmy hasło, żeby gdzieś w pobliżu poszukać nowej ogniskowej miejscówki. Padło na dróżkę, której nikt nie znał. Ledwie ruszyliśmy, a tu za małą górką nasze cenne znalezisko. To się nazywa "wywołać ognisko z lasu"
 
Bardzo sobie cenię te nasze cotygodniowe wypady z ogniskiem, bo prócz tego, że jest trochę zimno, to wesoło i bardzo sympatycznie, a żar z ogniska, gdy śnieg i ziąb dookoła, nagradza zmarznięte podczas jazdy palce
 
Serdecznie pozdrawiam wszystkich zakręconych rowerowo i zimowo i dziękuję za te miłe cotygodniowe wypady - bez Was pewnie mój rowerek rdzewiałby całą zimę w piwnicy
 
Następny wypad, jeśli pogoda pozwoli, pewnie już w najbliższą sobotę.
Do zobaczenia w Umawialni i na rowerach!

 
z rowerowym pozdrowieniem
matołek

Czytaj więcej...

Dodaj komentarz na Forum ( już dodano 0 ).

I Grudziądzki Rajd Niepodległości

I Grudziądzki Rajd Niepodległości
 

            Kiedy zadzwonił do mnie prezes WSK-E "RAWELIN", Pan Sławek Kosmala i opowiedział o swoim pomyśle, długo nie wahałem się z podjęciem decyzji - jadę i spróbuję namówić do tego innych - i udało się. Było, spontanicznie,  patriotycznie, miło, refleksyjnie, rowerowo, niesztampowo i apolitycznie. Prócz zwiedzania Cytadeli, oddaliśmy hołd pamięci poległych Polaków i miło spędziliśmy czas w towarzystwie zapalonych rowerzystów, biegaczy i pięknej jesiennej scenerii. Możemy więc chyba z czystym sumieniem powiedzieć, że zrealizowaliśmy motto rajdu, które brzmiało: "NIE MUSIMY UMIERAĆ TAK PIĘKNIE JAK ONI, ALE MOŻEMY PIĘKNIE ZA NICH ŻYĆ".
 
To był piękny dzień, dlatego bardzo serdecznie dziękuję:
 
 Wszystkim nadspodziewanie licznie przybyłym rowerzystom, za udział w tym spontanicznym wyjeździe i stworzenie sympatycznej atmosfery naszej wspólnej wycieczki,
 
 Organizatorom I Grudziądzkiego Rajdu Niepodległości za odważny pomysł na obchody narodowego święta i szczytny pretekst do rowerowego wyjazdu,
 
 Biegaczom za miłe towarzystwo na części trasy i u celu.
 
Przekazuję również serdeczne podziękowania i pozdrowienia dla wszystkich uczestników od prezesa Wojskowego Stowarzyszenia Kulturalno-Edukacyjnego "RAWELIN", które wczoraj pojawiły się w mojej pocztowej skrzynce.
 
Na zakończenie, krótka notka historyczno-informacyjna:
 
Narodowe Święto Niepodległości - polskie święto, obchodzone co roku 11 listopada, dla upamiętnienia rocznicy odzyskania przez Naród Polski niepodległego bytu państwowego w 1918 roku po 123 latach od rozbiorów dokonanych przez Austrię, Prusy i Rosję. Ustanowione w ostatnich latach II RP, przywrócone w roku 1989. Jest dniem wolnym od pracy. (źródło: Wolna encyklopedia Wikipedia)

 
z rowerowym pozdrowieniem
matołek

Czytaj więcej...

Dodaj komentarz na Forum ( już dodano 0 ).

Wycieczka do Świecia - zamek krzyżacki

Wycieczka do Świecia - zamek krzyżacki
 

             Utrzymuje się pogoda do wypadów rowerowych. Wybraliśmy się w minioną niedzielę, ostatniego dnia września. Cel - Świecie, zamek krzyżacki.
Grupa niezbyt liczna, inni pojechali w innych kierunkach. Ktoś zachorował. Grupa do Swiecia więc niezbyt liczna, właściwie mało liczna, właściwie to dwie osoby - Kama i ja. Znaczy Hardy. Ale nie od wielkości grupy zależy pomyślność i przyjemność wycieczki. Ruszamy więc...
Pogoda słoneczna, ciepło. Tylko ten silny wiatr, jak zwykle w twarz. No nic, radzimy sobie. Przejazd przez most na Wiśle, skręt w lewo i jazda wzdłuż wału przeciwpowodziowego w stronę Sartowic. Znaczy ciągle pod górę. Ze zdziwieniem stwierdzam, że mimo przeciwnego wiatru podjeżdżam jakby lżej niż poprzednio. Pewnie podjazd się spłaszczył...;)
Nie śpieszymy się, tempo turystyczno-pogawędkowe. Po dwóch godzinach dojeżdżamy do Świecia, gdzie czeka na nas już  Szybszy. To wynajęty przez nas Przewodnik :)))
Wpierw dojeżdżamy do punktu widokowego na wysokiej skarpie wiślanej. Widać z niej na horyzoncie Grudziądz, a przede wszystkim wspaniałą panoramę doliny Wisły. Po krótkim odpoczynku mamy trochę hardcoru - zejście/zjazd ścieżynką w dół. Coś dla lubiących dreszczyk emocji.

Czytaj więcej...

Dodaj komentarz na Forum ( już dodano 0 ).

Europejski Dzień Bez Samochodu w Toruniu

Europejski Dzień Bez Samochodu w Toruniu

            Promowanie innych niż samochód środków transportu, to główny cel Europejskiego Dnia Bez Samochodu, który dziesięć lat temu dotarł również do Polski. Aby uczcić ten dzień, grupa grudziądzkich rowerzystów popedałowała do Torunia, aby wziąć udział w Toruńskiej Masie Krytycznej.

Jak było na Masie Krytycznej? Moim zdaniem fajnie, choć trochę hardkorowo, ponieważ sam  przejazd po mieście odbywał się w asyście błyskawic i gęstej ulewy. Aby jednak nie narażać na szwank zdrowia przemokniętych rowerzystów, trasę skrócono ale co najważniejsze, nie odwołano
 
W tym miejscu serdeczne podziękowania kierujemy do organizatorów Toruńskiej MK za przygotowanie tego rowerowego święta oraz za pretekst do naszej wczorajszej wycieczki. Fajnie było w swojskiej grupie przejechać przez Toruń i w GSR-owych koszulkach, pod banderą Grudziądzkiej Masy Krytycznej, wjechać na Rynek Nowomiejski, skąd startowała Toruńska MK
 
Uczestnicy wyprawy:  Piotruss0906, Spavn, Maku, Krzys80, Piobak, Pawlook, Pieter, Bartek, Matematołek
 
z rowerowym pozdrowieniem
matołek

Czytaj więcej...

Dodaj komentarz na Forum ( już dodano 0 ).

Rowerem przed siebie- z Grudziądza do Malborka

Rowerem przed siebie- z Grudziądza do Malborka
(podróż w czasie)
 

            Kiedy zakładałam wątek na stronie www.rowerowy grudziądz.pl nie sądziłam, że frekwencja będzie aż tak pozytywna. Na umówione miejsce przyjeżdżam jako piąta jednocześnie wiedząc, że ma być nas sześcioro. Czekamy więc na szóstego uczestnika, który niebawem się zjawia. W trakcie oczekiwania, okazuje się bowiem, że ma być jeszcze jeden. Po niedługim czasie przyjeżdża ostatni - siódmy uczestnik. No i tu niespodzianka, bo jako ostatni (jak zawsze) zjawia się ten, bez którego prawie żadna wyprawa nie jest atrakcją, czyli nasz paparazzi. Jest środa 15-ego sierpnia, święto kościelne, więc wolny dzień od pracy, a niektórzy jeszcze mają urlop. Dzisiaj mamy o godz. 9.00 wyruszyć do Malborka, który był kolejnym miastem, do jakiego postanowiłam dotrzeć właśnie na rowerze. Nie lada wyzwanie bo odległość spora - 78 km w jedną stronę, ale zapał jaki we mnie się narodził nastawia wszystkich uczestników pozytywnie, więc pełni werwy i optymizmu - wyruszamy!
 
Czuję się jak w bajce o sierotce Marysi i siedmiu krasnoludkach, tyle, że krasnoludków

Czytaj więcej...

Dodaj komentarz na Forum ( już dodano 0 ).

Rowerem przed siebie - z Grudziądza do Chełmna.

Rowerem przed siebie- z Grudziądza do Chełmna
 

              Jest wiele pięknych miejsc na szlaku Wisły i takim właśnie miejscem jest niewątpliwie Chełmno. To miasto potrafi zachwycić jeszcze zanim się do niego zawita i przyznam, że kusiło mnie już od jakiegoś czasu aby pojechać tam rowerem. Ale od początku i po kolei.
 
Wpisuję w Umawialni na stronie www.rowerowygrudziadz wątek "wałem do Chełmna" - z niecierpliwością czekam aby choć jedna osoba się zgłosiła. No i pojawia się wpis chętnego do przebycia trasy, nie byle jakiej, bo wałem, na którym trwają prace remontowe no i jednak trzeba "przepedałować" około 32km w jedną stronę. Na miejscu spotkania me serce raduje się jeszcze bardziej bo widzę znajomą twarz kolegi, z którym przejechałam już kilkadziesiąt kilometrów i chętnego do wspólnej wyprawy- nowego kolegę, który mam nadzieję będzie przyłączał się częściej do wspólnych wypraw.
 
Ruszamy więc drogą, którą zawsze jeździliśmy aby wjechać na wał i....... niespodzianka, bo w pewnym momencie kończy się owa droga i zaczynają się wykopy prowadzące do autostrady. Próbujemy przejechać z boku wydeptaną ścieżką, ale teren nie jest zbyt równy i przy lekkim zachwianiu roweru próbuję podeprzeć się nogą, która wpada mi w dół i siadam centralnie na pokrzywach. Od razu nasuwa mi się myśl- no nie, ledwie pięć minut jazdy

Czytaj więcej...

Dodaj komentarz na Forum ( już dodano 0 ).

Rowerem przed siebie - z Grudziądza do Korzeniewa

Rowerem przed siebie -
               -   z Grudziądza do  Korzeniewa?

 

               Po sobotnim rowerowaniu czujemy pewien niedosyt i postanawiamy w niedzielę wyjechać naprzeciw "KALINCE", która wracała rowerami ze Sztumu przez Korzeniewo.
 
Na miejscu zbiórki jest nas niestety tylko dwoje- ale spragnieni przygody, ruszamy o godz. 11.30 spod parkowego samolotu w kierunku Cytadeli. Zamiast jednak jechać przez Bramę Wodną i Górę Zamkową, jedziemy dołem i wjeżdżamy na wąską ścieżkę, która gubi się w gąszczu ciernistych krzaków, pokrzyw i czepliwego łopianu. Podrapani i otuleni pajęczyną, z kroplami porannej rosy, przedzieramy się przez gęstą kurtynę z rozłożystych krzewów. Myślę sobie-no nie! Survival już na samym początku?!
 
Do Kwidzyna droga asfaltowa, ale my oczywiście,

Czytaj więcej...

Dodaj komentarz na Forum ( już dodano 0 ).

Rowerem przed siebie -z Grudziądza do Świecia

Rowerem przed siebie -
               -   z Grudziądza do  Świecia
  
 

            Jak to już jest w naszym zwyczaju, w trakcie  jednego wypadu rodzi się pomysł kolejnego. I tak troje z nas podczas już kończącej się sobotniej wyprawy nad Jezioro Kuchnia, postanawia w poniedziałek "popedałować" do Świecia.
 
Na miejscu zbiórki przyłącza się jeszcze jeden uczestnik, który jedzie z nami całą trasę i jeden który nas odprowadza. Tak w składzie  czterech + jednana ruszamy o godz. 16.00 spod parkowego samolotu w stronę mostu. Za mostem kierujemy się na lewo i świeżo odnawianą  drogą  asfaltową (niestety nie w całości) "pomykamy" prosto na Sartowice. Pogoda w sam raz na wycieczkę - nie za gorąco, lekki wiaterek i niebo pokryte kłębiastymi chmurkami, które zabawiają się ze słońcem w  chowanego. Po drodze mijamy okoliczne wioski, gdzie w przydomowych ogródkach widać krzątających się gospodarzy, pielących kwiatowe rabatki i grządki. Delikatny warkot silnika kosiarki trochę nas zniesmacza, że to nie kosa poszła w ruch - no ale cóż - postęp techniki wygrywa. Przy  popołudniowej kawie widać siedzących domowników w patio. Zapach świeżo skoszonej trawy  sprawia, iż  odczuwamy pełnię lata i wakacji jakie się właśnie zaczęły. Zadbane ogródki przydomowe jak i odnowione elewacje sprawiają, że jest bardzo kolorowo i wesoło. Droga do tej pory jest prosta i mało męcząca, ale tuż przed Sartowicami zaczyna się podjazd pod górę, która nie jest może stroma, ale trochę metrów ma. Postanawiamy  zrobić małe kółko i drogą terenową z dala od głównej - kierujemy się na  Czaple. Trasa wiedzie przez niewielki  las, w którym  czuć zapach  świeżo  ściętych drzew. Na polach widać dojrzewające łany zbóż,  których kłosy nam się kłaniają w powiewie lekkiego  wiaterku. Ubity grunt sprawia, że jedzie się dobrze. No i tak docieramy do miasteczka.  Wjeżdżamy  brukowaną ulicą  Wojska Polskiego i kierujemy się na Rynek. Na Rynku, a  właściwie Ryneczku są dwie bliźniacze fontanny, z których  dosłownie wylewa się woda i spływa do specjalnej kratki. Robi to na nas ogromne  wrażenie - szczególnie na dwóch uczestnikach , którzy nie mogą się oprzeć pokusie  szaleństwa  opryskania się wzajemnie wodą. Są również i tzw.  ogródki w których można coś zjeść i napić się kawy (i nie tylko). Przyozdobione  są  smukłymi tujami  i  zwisającymi  surfiniami , które  kłębiasto opływają doniczki swymi bogato ukwieconymi pędami. Miasteczko jest naprawdę czyste i zadbane. Widać, że władzom i mieszkańcom zależy na estetyce.  Po małym odpoczynku i posiłku  ruszamy w stronę Zamku. Przejeżdżamy przez  wąskie  uliczki  i wjeżdżamy na ścieżkę,  która  ułożona jest na wale przy Wdzie. Na początku ścieżki widać już wieżę zamkową. Zamek  jest  jedynym  wodnym zamkiem w Zakonnych Prusach, który jest przykładem średniowiecznej architektury obronnej  XIV wieku. Wjeżdżamy na dziedziniec  - nie jest  on  kamienny lecz po prostu porośnięty trawą. Po środku  są  ustawione  w  kształt okręgu ławy, a w centrum  miejsce na rozpalenie ogniska. Przed wjazdem na dziedziniec po prawej  jest bar  i camping,  więc można tu również i przenocować.  Noc  spędzona w pobliżu Zamku, który w poświacie płomieni rozpalonego ogniska może przyprawić nas o dreszczyk  emocji  jak  i o lęk przed duchami, jakie niewątpliwie snują się po jego komnatach. Schodząc schodkami w dół możemy obejrzeć Zamek z pomostu na  Wdzie. Zamek nie jest zbyt okazały  i przypomina  ten  jaki  był  niegdyś w Grudziądzu.

Wsiadamy na rowery i jedziemy obejrzeć jeszcze  Kościół "Stara Fara". Wjeżdżamy na bardzo zadbany teren okalający Kościół. Można swobodnie tam  wejść  i obejść  go dookoła. Na tyłach  kościoła  jest  porośnięty gęsto bluszczem mur z którego wyłania się figura Jezusa. Kierując wzrok w lewo widzimy przepiękny i zadbany ogród, w którym dominuje zieleń drzew i krzewów w kilku odcieniach. W koronie bluszczu przy frontowej części kościoła  jest sprytnie ukryty dzwon,  w który można uderzyć i usłyszeć jego dźwięk.
 
Robi  się  już późno, więc wyruszamy w drogę powrotną. Jedziemy w stronę Chełmna, by przez most przeprawić się  na drugi brzeg Wisły. Przejeżdżając przez most ścieżką, która jest po obu stronach, naszym oczom ukazuje się położone na lekkim  wzniesieniu Chełmno. Smukłe iglice wieżyczek Chełmna wyrastające  z dachów, jakie malują się  nad  zielenią  drzew, które go otaczają, stwarzają piękną panoramę tego również zabytkowego miasteczka.
 
I tak usatysfakcjonowani  widokami i tym, że  znowu udało nam się przejechać kolejne kilometry, wracamy drogą asfaltową, jak i 2-wu kilometrową  ścieżką rowerową  w  Górnych Wymiarach do Grudziądza. W Rozgartach wjeżdżamy na wał i spojrzenie na zachód słońca, które jak zawsze nam się ukazuje (przeważnie) przy powrotach. Po wymianie uścisków dłoni  i pozdrowieniu - do następnego razu - każdy z nas  zmierza w swoim kierunku, myśląc już o następnym wypadzie.
 
Tradycyjnie  wrzucam kilka fotek  i do zobaczenia na szlaku.

Czytaj więcej...

Dodaj komentarz na Forum ( już dodano 0 ).

Wiślany szok

Wiślany szok
 

            Był 1 czerwca 2012 - Dzień Dziecka. Zawsze lubiłem ten dzień. Jako mały chłopiec jeździło się darmowym tramwajem i jadło cukierki, a dorośli zawsze wówczas patrzyli na nas inaczej. Wstając rano nie sądziłem, że ten dzień może przynieść coś ciekawego, tym bardziej, że deszczowa aura za oknem nie zapowiadała niczego przyjemnego. Na szczęście po 13:00 deszcz dał sobie spokój i zza chmur nieśmiało, momentami zaczęło wychodzić słońce, co zapowiadało optymistyczne popołudnie. W mojej głowie zrodził się pomysł, by wsiąść po obiedzie na rower i ruszyć przed siebie, tam, gdzie mnie nogi poniosą. Zanim wyjdę na rower lubię spojrzeć w umawialnię na naszej GSR, lecz tym razem nie natknąłem się na żaden wpis. Za to zauważyłem, że .:Timo n:. zamieścił świetny artykuł o wyprawie rowerowej, a na końcu dodał znaczące zdanie:
 
"Koniec. Teraz, moi mili, pora byście poszli na rower!"
 
W zwyczaju mam komentować to, co przeczytałem, tak też zrobiłem tym razem, pisząc o swoich dzisiejszych planach. Niemal natychmiast odezwał się - jak zawsze czujny, jeśli chodzi o rower - Matołek z żartobliwym wyrzutem: "Tak beze mnie na rower?!". Pomyślałem uradowany - jednak nie będę jechał sam... Ustaliliśmy, że za 20 minut spotykamy się koło ul. Kalinkowej, w punkcie widokowym, skąd ruszymy dalej.
 
Gdy dotarłem na miejsce, chwilę poczekałem na Tomka, który jak zwykle kazał na siebie czekać :) co ma już we krwi. Zaopatrzony w nowy rower zaproponował trasę w stronę królowej polskich rzek. Kto jeździ z Tomkiem, ten wie, że nie ma on  w zwyczaju dokładnie omawiać trasy, co mi nawet pasuje, bo wiem, że znów poznam coś nowego :) Tak też było tego dnia. Szybko minęliśmy jakiś koncert nad Wisłą i ruszyliśmy żwawo przed siebie ... Nagle piękna betonowa droga się skończyła  i pojawiły się ogromne krzaki oraz bardzo wąska, błotnista ścieżka, w którą to oczywiście obaj beztrosko wjechaliśmy. Chwilami droga przypominała bardziej przełaj niż miłą lekką trasę, ale naiwnie sądziłem, że w końcu koszmar się skończy i trafimy w jakieś urocze miejsce. Płonne nadzieje  - z kilometra na kilometr było coraz gorzej, tak, że miejscami trzeba było schodzić z roweru.
 
Po pewnym czasie dojechaliśmy na teren wojskowy, o czym poinformowała nas tabliczka. Pomachaliśmy panu ze służb mundurowych wskazując mu kierunek naszej jazdy, tak, by nas czasem nie gonił :) i ruszyliśmy dalej. Tym razem droga wiodła pod małą górkę, między drzewami, gdzie minęliśmy niewielki strumyk, wydobywający się z jednych z fortyfikacji wojskowych i dotarliśmy do kolejnego punktu widokowego na wysokości Parsk.
 
Naszym oczom ukazał się piękny widok z góry na Wisłę i tereny tuż za nią :) Po chwili razem z Tomkiem zauważyłem jakąś wąską trasę, biegnącą tuż obok Wisły, która to prowadziła ... no właśnie, nie widzieliśmy, gdzie... ? Ponieważ Matołek znał jakiś zjazd z tej górki, ruszyłem za nim, by po chwili przeklinać, że się na to zgodziłem. Owa trasa miała dosłownie szerokość opony, na dodatek prowadziła ze stromej góry, gdzie każdy najmniejszy błąd mógł spowodować niezły lot przez krzaki. Jeśli dodacie do tego fakt, że kilka godzin wcześniej padał deszcz... to chyba łatwo się domyślić, w co się wpakowaliśmy. Po paru minutach zjazdu byliśmy na dole :) "Sukces" - pomyślałem -  "nawet mi się spodobało :]" Tyle, że trawa, która z góry wyglądała tak,  jakby  była skoszona, okazała się prawie równie wysoka jak my! A co gorsze, nie było widać żadnej ścieżki!
Mimo tego, nadal nie chciało się nam jeszcze wracać, więc postanowiliśmy ruszyć i wytyczyć w trawie własne trasy :) Jednak, im dalej, tym było trudniej: trawa się skończyła, zaczęły się krzaki, pokrzywy, konary :( miejscami trzeba było schodzić z roweru, a żadnej dróżki nadal nie widzieliśmy.
 
Po 25 minutach szukania, zrezygnowani, postanowiliśmy poświęcić własne siły, wziąć rowery na plecy i ruszyć pod górę, między ogromnymi krzakami, tak, by szybko dostać się na jakiś znajomy teren. Nie powiem, było ciężko .. ale ta radość z podchodzenia i przebycia całej trasy, gdzie z metra na metr nie wiedzieliśmy, co nas czeka .. tak bardzo mi się spodobała, że zaraziłem się trochę innym rowerowaniem. Teraz częściej będę wybierał nieznane mi drogi niż te łatwe i dobrze poznane :) Przeżycia były niesamowite! Polecam każdemu wypady z Tomkiem, bo z nim nigdy nic nie wiadomo :)

 
Do zobaczenia na trasie.
 
Piotr Piotrowicz (wirus)

Czytaj więcej...

Dodaj komentarz na Forum ( już dodano 0 ).

Z rowerem na podbój pola

Z rowerem na podbój pola

 
            Jak mówi stare porzekadło, tylko droga do piekła jest gładka i prosta. Gdyby podążyć tym tropem, to można by dojść do wniosku, że wszyscy hurtem zmierzamy ku niebu
 
O tym, że droga dla roweru nie musi być ani gładka, ani prosta, ani tym bardziej asfaltowa, wie chyba każdy rowerzysta, ale o tym, że drogi wcale być nie musi, aby przejażdżka była satysfakcjonująca, wiedzą już chyba tylko nieliczni wybrańcy
 
Co zrobi jadący autem kierowca, kiedy niespodzianie okaże się, że widoczna na mapie droga kończy swój bieg, bo dajmy na to rolnik, postanowił ją zaorać?
(...)
A co zrobi w takim przypadku rowerzysta?
Jeśli jest dostatecznie rowerowo zwariowany, to z pewnością nie zawróci, tylko na podbój pola ruszy, a kiedy trzeba, rower na plecach nieść będzie To jest właśnie rowerowy świat, jaki znam i jaki kocham. To jest właśnie rowerowa przygoda!
 
W tym miejscu pozdrawiam serdecznie czwartkową ekipę, z którą wspólnie przemierzyliśmy drogę, której nie ma
 
z rowerowym pozdrowieniem
matołek

Czytaj więcej...

Dodaj komentarz na Forum ( już dodano 0 ).

Jak zmarnować popołudnie

Jak zmarnować popołudnie

 

            Każdy zna chyba to uczucie, kiedy wracając z pracy lub szkoły ogarnia go chęć poleniuchowania. Sięgamy wtedy po pilota telewizora, odpalamy komputer albo czynimy cokolwiek, byle bez większego wysiłku. A za oknem piękna jesień...
 
Jesień to wspaniała pora roku, zwłaszcza na rowerowanie. Jeśli ktoś mi powie, że jest inaczej, nie uwierzę....
 
Mamy już październik i jak na razie dopisuje idealna pogoda, i tylko dni są niestety coraz krótsze. Wypadów w teren odbyliśmy już sporo i każdy uważam za udany. Trzeba tylko mieć w sobie trochę dyscypliny, przemóc zmęczenie i wsiąść  na rower. Dalej, to już sama przyjemność... zapach jesiennego lasu, gęste dywany brązowych liści, trzaskające pod kołami żołędzie, bursztynowo-koralowe pagórki, świeżo zielone pola wschocącej oziminy i hektolitry rzeźkiego powietrza. Cóż może chcieć więcej zapalony rowerzysta?
 
Nie marnujcie popołudnia! Wsiadajcie na rowery! Nie ma z kim? Zapraszamy do UMAWIALNI. Jeśli pogoda dopisze, to może jeszcze się zobaczymy :)
 

Kilka fotek z jesiennego rowerowania:
 

 24 września 2011 - Sobota w Borach Tucholskich
 28 września 2011 - Wypad do Dubielna
 3 października 2011 - Wypad do Gniewu i z powrotem
 9 października 2011 - Park w Sartowicach
 13 października 2011 - Wałem do zmroku 
 22 października 2011 - Pretekst 13 - przejażdżka grądem zboczowym 
 23 października 2011 - Czarcie Góry z ogniskiem na Wiśle
 30 października 2011 - Morskie Oko z ogniskiem i czarownicą


matematołek
Dodaj komentarz na Forum ( już dodano 0 ).