List otwarty do Prezydenta Miasta w sprawie zorganizowania bezpiecznego ruchu na moście
- Szczegóły
- Utworzono: czwartek, 19, lipiec 2012 01:10
- Poprawiono: czwartek, 28, marzec 2013 18:43
- Opublikowano: czwartek, 19, lipiec 2012 01:05
- Matołek
- Odsłony: 2327
w sprawie zorganizowania bezpiecznego ruchu na moście
Grudziądz, 18 lipca 2012
**************
86-300 Grudziądz
ul. Ratuszowa 1
86-300 Grudziądz
Panie Prezydencie
Jest powszechnie wiadomym, że były już podejmowane działania władz, mające na celu dopuszczenie ruchu rowerowego południową stroną mostu, należącą do PKP, które spotkały się z odmową ze strony właściciela. Wiadomo także, że decyzja dotycząca cofnięcia dopuszczenia ruchu rowerowego po stronie północnej miała związek z decyzją prokuratury po śmiertelnym wypadku we wrześniu 2010 roku, w którym potrącony przez rowerzystę pieszy wpadł pod nadjeżdżający samochód. Jednakże obiektywnie patrząc, nie tylko nie rozwiązano problemu, ale dodatkowo utrudniono dojazd do strony południowej mostu, rozkopując teren podczas remontu ulicy Wiślanej, stawiając wysoki krawężnik od strony jezdni i znak zakazu ruchu rowerów na wjeździe jedynej ulicy, którą można tam dojechać (słyszałem obietnice zorganizowania wygodnego dojazdu jeszcze przed remontem wspomnianej ulicy Wiślanej). Dodatkowo od ponad roku brak sporego fragmentu barierki na wjeździe na most grozi upadkiem z wysokości mostowego filaru.
Obecna sytuacja jest zupełnie niezrozumiała, nielogiczna i wywołująca sprzeciw wśród Dodaj komentarz na Forum ( już dodano 0 ).
Rowerem przed siebie - z Grudziądza do Korzeniewa
- Szczegóły
- Utworzono: poniedziałek, 16, lipiec 2012 09:55
- Poprawiono: czwartek, 25, kwiecień 2013 20:40
- Opublikowano: poniedziałek, 16, lipiec 2012 09:45
- rybka
- Odsłony: 1727
Rowerem przed siebie -
- z Grudziądza do Korzeniewa?
Na miejscu zbiórki jest nas niestety tylko dwoje- ale spragnieni przygody, ruszamy o godz. 11.30 spod parkowego samolotu w kierunku Cytadeli. Zamiast jednak jechać przez Bramę Wodną i Górę Zamkową, jedziemy dołem i wjeżdżamy na wąską ścieżkę, która gubi się w gąszczu ciernistych krzaków, pokrzyw i czepliwego łopianu. Podrapani i otuleni pajęczyną, z kroplami porannej rosy, przedzieramy się przez gęstą kurtynę z rozłożystych krzewów. Myślę sobie-no nie! Survival już na samym początku?!
Do Kwidzyna droga asfaltowa, ale my oczywiście, Dodaj komentarz na Forum ( już dodano 0 ).
Pierwsze prawdziwe stojaki rowerowe w Grudziądzu zakupione
- Szczegóły
- Utworzono: sobota, 14, lipiec 2012 12:41
- Poprawiono: niedziela, 28, kwiecień 2013 09:47
- Opublikowano: sobota, 14, lipiec 2012 12:39
- matołek
- Odsłony: 3346
Pierwsze prawdziwe stojaki zakupione
Tworzenie miejsc parkingowych dla rowerów ma przede wszystkim na celu zachęcanie mieszkańców do załatwiania spraw bez użycia samochodu, przynajmniej od czasu do czasu. Stojaki są więc świetnym środkiem na promowanie roweru jako środka transportu miejskiego, jednak każdy rowerzysta wie, że za nimi muszą pójść dalsze działania poprawiające organizację ruchu rowerowego...
Kiedy i gdzie staną pierwsze prawdziwe stojaki, jeszcze nie wiadomo. Jednakże wiemy już, że realizując nasze prośby, Zarząd Dróg Miejskich w Grudziądzu zakupił 21 stojaków wybranego przez nas modelu (w wersji do zabetonowania) i poprosił nas o wskazanie miejsc do ich ustawienia. Miejsca zostały wskazane, teraz czekamy na załatwienie przez ZDM spraw formalnych z konserwatorem zabytków i mam nadzieję, że już niedługo pojawią się pierwsze możliwości bezpiecznego i wygodnego zaparkowania roweru w centrum miasta.
Co dalej? Spróbujemy jakoś po kolei poukładać listę najpilniejszych prac do wykonania i namówić Zarząd Dróg Miejskich na spełnienie obietnic systematycznej współpracy z rowerzystami w celu poprawy warunków poruszania się rowerem po mieście. Mam nadzieję, że nam w tym pomożecie, wyrażając swoje opinie. W chwili obecnej próbujemy namówić ZDM do kompleksowej likwidacji krawężników w ciągach rowerowych Grudziądza. Jako sposób doraźnego, szybkiego i niedrogiego rozwiązania proponuję wzorem Gdańska utworzyć podłużne asfaltowe wylewki, które w sposób łagodny zrównają poziom łączonych nawierzchni.
z rowerowym pozdrowieniem
matołek
Rowerem "bezpiecznie" przez Grudziądz
- Szczegóły
- Utworzono: wtorek, 10, lipiec 2012 16:36
- Poprawiono: niedziela, 28, kwiecień 2013 09:52
- Opublikowano: wtorek, 10, lipiec 2012 16:33
- matołek
- Odsłony: 1824
Rowerem "bezpiecznie" przez Grudziądz?
Wracając do tematu na poważnie można przyjąć, że ścieżki bezpieczne to takie, którymi jadąc z przeciętną prędkością, można bez stresu i łamania prawa przemierzać miasto z dzielnicy do dzielnicy. Niestety w Grudziądzu lekko nie jest. Jest to przede wszystkim wynik fatalnie obranych przez władze priorytetów, które w ostatnich latach zdominowały wszystkie budowy i remonty ulic naszego miasta. Ścieżki wciskano więc tylko tam, gdzie zostało miejsce po zbudowaniu jezdni, w dodatku byle jak, byle gdzie i z byle czego.
Pocieszającym jest fakt, że jeśli władze dotrzymają danej w tym roku obietnicy i wprowadzą w życie właśnie opracowywane i konsultowane z rowerzystami "Standardy projektowe i wykonawcze", to nie będzie już więcej:
śliskiej i opornej do jazdy betonowej kostki na ścieżkach rowerowych,
niebezpiecznych i uciążliwych krawężników,
słupów stojących na ścieżkach rowerowych,
ostrych, śliskich i pełnych pułapek zakrętów,
bezmyślnego prowadzenia ścieżek, które co chwilę wchodzą w kolizje z ruchem samochodowym,
budowania ścieżek gdzie popadnie, bez połączeń i możliwości bezpiecznego opuszczenia lub powrotu do jezdni,
projektowania i budowania infrastruktury z pominięciem zdania samych zainteresowanych - rowerzystów.
Kiedy jednak nastąpi znaczący przełom, ciężko powiedzieć. Wiele jeszcze rozmów z władzami trzeba będzie odbyć, konsultować bieżące projekty i pokazywać swoją moc, uczestnicząc w Masach Krytycznych. W każdym razie będziemy Was informować o postępach
Tymczasem zakładam wątek na Forum Dyskusyjnym, w którym proszę Was Drodzy Rowerzyści o wskazanie swoich numerów 1 "Najniebezpieczniejszych dla rowerzystów miejsc w Grudziądzu".
Dziękujemy Redakcji GP za zainteresowanie tematem.
z rowerowym pozdrowieniem
matołek
Rowerem przed siebie -z Grudziądza do Świecia
- Szczegóły
- Utworzono: niedziela, 08, lipiec 2012 23:09
- Poprawiono: czwartek, 25, kwiecień 2013 20:45
- Opublikowano: niedziela, 08, lipiec 2012 23:09
- rybka
- Odsłony: 1845
Rowerem przed siebie -
- z Grudziądza do Świecia
Na miejscu zbiórki przyłącza się jeszcze jeden uczestnik, który jedzie z nami całą trasę i jeden który nas odprowadza. Tak w składzie czterech + jednana ruszamy o godz. 16.00 spod parkowego samolotu w stronę mostu. Za mostem kierujemy się na lewo i świeżo odnawianą drogą asfaltową (niestety nie w całości) "pomykamy" prosto na Sartowice. Pogoda w sam raz na wycieczkę - nie za gorąco, lekki wiaterek i niebo pokryte kłębiastymi chmurkami, które zabawiają się ze słońcem w chowanego. Po drodze mijamy okoliczne wioski, gdzie w przydomowych ogródkach widać krzątających się gospodarzy, pielących kwiatowe rabatki i grządki. Delikatny warkot silnika kosiarki trochę nas zniesmacza, że to nie kosa poszła w ruch - no ale cóż - postęp techniki wygrywa. Przy popołudniowej kawie widać siedzących domowników w patio. Zapach świeżo skoszonej trawy sprawia, iż odczuwamy pełnię lata i wakacji jakie się właśnie zaczęły. Zadbane ogródki przydomowe jak i odnowione elewacje sprawiają, że jest bardzo kolorowo i wesoło. Droga do tej pory jest prosta i mało męcząca, ale tuż przed Sartowicami zaczyna się podjazd pod górę, która nie jest może stroma, ale trochę metrów ma. Postanawiamy zrobić małe kółko i drogą terenową z dala od głównej - kierujemy się na Czaple. Trasa wiedzie przez niewielki las, w którym czuć zapach świeżo ściętych drzew. Na polach widać dojrzewające łany zbóż, których kłosy nam się kłaniają w powiewie lekkiego wiaterku. Ubity grunt sprawia, że jedzie się dobrze. No i tak docieramy do miasteczka. Wjeżdżamy brukowaną ulicą Wojska Polskiego i kierujemy się na Rynek. Na Rynku, a właściwie Ryneczku są dwie bliźniacze fontanny, z których dosłownie wylewa się woda i spływa do specjalnej kratki. Robi to na nas ogromne wrażenie - szczególnie na dwóch uczestnikach , którzy nie mogą się oprzeć pokusie szaleństwa opryskania się wzajemnie wodą. Są również i tzw. ogródki w których można coś zjeść i napić się kawy (i nie tylko). Przyozdobione są smukłymi tujami i zwisającymi surfiniami , które kłębiasto opływają doniczki swymi bogato ukwieconymi pędami. Miasteczko jest naprawdę czyste i zadbane. Widać, że władzom i mieszkańcom zależy na estetyce. Po małym odpoczynku i posiłku ruszamy w stronę Zamku. Przejeżdżamy przez wąskie uliczki i wjeżdżamy na ścieżkę, która ułożona jest na wale przy Wdzie. Na początku ścieżki widać już wieżę zamkową. Zamek jest jedynym wodnym zamkiem w Zakonnych Prusach, który jest przykładem średniowiecznej architektury obronnej XIV wieku. Wjeżdżamy na dziedziniec - nie jest on kamienny lecz po prostu porośnięty trawą. Po środku są ustawione w kształt okręgu ławy, a w centrum miejsce na rozpalenie ogniska. Przed wjazdem na dziedziniec po prawej jest bar i camping, więc można tu również i przenocować. Noc spędzona w pobliżu Zamku, który w poświacie płomieni rozpalonego ogniska może przyprawić nas o dreszczyk emocji jak i o lęk przed duchami, jakie niewątpliwie snują się po jego komnatach. Schodząc schodkami w dół możemy obejrzeć Zamek z pomostu na Wdzie. Zamek nie jest zbyt okazały i przypomina ten jaki był niegdyś w Grudziądzu.
Wsiadamy na rowery i jedziemy obejrzeć jeszcze Kościół "Stara Fara". Wjeżdżamy na bardzo zadbany teren okalający Kościół. Można swobodnie tam wejść i obejść go dookoła. Na tyłach kościoła jest porośnięty gęsto bluszczem mur z którego wyłania się figura Jezusa. Kierując wzrok w lewo widzimy przepiękny i zadbany ogród, w którym dominuje zieleń drzew i krzewów w kilku odcieniach. W koronie bluszczu przy frontowej części kościoła jest sprytnie ukryty dzwon, w który można uderzyć i usłyszeć jego dźwięk.
Robi się już późno, więc wyruszamy w drogę powrotną. Jedziemy w stronę Chełmna, by przez most przeprawić się na drugi brzeg Wisły. Przejeżdżając przez most ścieżką, która jest po obu stronach, naszym oczom ukazuje się położone na lekkim wzniesieniu Chełmno. Smukłe iglice wieżyczek Chełmna wyrastające z dachów, jakie malują się nad zielenią drzew, które go otaczają, stwarzają piękną panoramę tego również zabytkowego miasteczka.
I tak usatysfakcjonowani widokami i tym, że znowu udało nam się przejechać kolejne kilometry, wracamy drogą asfaltową, jak i 2-wu kilometrową ścieżką rowerową w Górnych Wymiarach do Grudziądza. W Rozgartach wjeżdżamy na wał i spojrzenie na zachód słońca, które jak zawsze nam się ukazuje (przeważnie) przy powrotach. Po wymianie uścisków dłoni i pozdrowieniu - do następnego razu - każdy z nas zmierza w swoim kierunku, myśląc już o następnym wypadzie.
Tradycyjnie wrzucam kilka fotek i do zobaczenia na szlaku.
Jezioro Głęboczek (polski)
- Szczegóły
- Utworzono: czwartek, 05, lipiec 2012 01:49
- Poprawiono: czwartek, 04, kwiecień 2013 21:34
- Opublikowano: czwartek, 05, lipiec 2012 01:48
- matołek
- Odsłony: 6744
Jezioro Głęboczek (polski)
Napisałem "polski", ponieważ tak okoliczni mieszkańcy rozróżniają dwa małe, leśne jeziorka, odległe od siebie o niecałe trzy kilometry. Jest więc Głęboczek "polski" i Głęboczek "niemiecki". Nazewnictwo to wzięło się z przebiegu granicy polsko-niemieckiej sprzed 1939 roku, która rozdzielała okoliczny teren na dwa państwa.
Opisywane Jezioro Głęboczek to małe, urokliwe i bogate przyrodniczo jezioro położone w lesie w okolicach Gardei. Jest tam solidny pomost przeciwpożarowy, znajdzie się też miejsce na bezpieczne rozpalenie ogniska z dala od zadrzewień. W przeciwieństwie do Głęboczka "niemieckiego", nie znajdziemy tam ławek i innych turystycznych udogodnień. Miejsce sprawia wrażenie dzikiego, co jest z pewnością wynikiem oddalenia od szosy i wszelakich zabudowań oraz ukrycia w lesie. Lubię takie oazy spokoju i postanowiłem się z Wami tym niezwykłym miejscem podzielić.
Droga, którą proponuję jest moją ulubioną i wiedzie wśród pól i lasów, głównie asfaltami o niewielkim ruchu spalinowym i dobrze ubitymi duktami leśnymi. Końcówka mojej propozycji jest nieco terenowa, ale zawsze można wybrać trasę alternatywną z Zakurzewa do Mokrego i stamtąd do Grudziądza, albo z Parsk do Nowej Wsi asfaltem.
Propozycja dojazdu:
GRUDZIĄDZ - OWCZARKI - KŁÓDKA - ROGÓŹNO - GUBINY - OSZCZYWILK - JAMY (zabudowania pozostawiamy po prawej stronie, na rozwidleniu kręcąc w lewo) - Przecinamy drogę krajową 55 relacji Grudziądz-Kwidzyn i ponownie zanurzamy się w lesie, trzymając się obranej drogi aż do skrętu w prawo, oznakowanego tabliczką "do punktu czerpania wody". Dróżka ta doprowadzi nas do celu.
Propozycja powrotu:
Wracamy znad jeziora do głównego leśnego traktu, którym kontynuujemy jazdę. Droga przez około 4 kilometry wiedzie nieustannie z górki - Kiedy skończy się jazda z górki i dojedziemy (ważne!) do rozwidlenia, wybieramy lepszą jakościowo drogę skręcającą w lewo (jest oznakowana tablicą o współfinansowaniu ze środków unijnych). Droga ta doprowadzi nas do Leśniewa - Po dojechaniu do asfaltu, skręcamy w prawo - LEŚNIEWO - Po zjeździe z leśniewskiej góry, na skrzyżowaniu w prawo i dalej przez - BIAŁOCHÓWKO - ZAKURZEWO - W Zakurzewie obok dębu prosto, przecinamy Osę i wałem do Parsk - PARSKI - W Parskach w prawo, lasem pod górkę - NOWA WIEŚ - na górze zostawiamy z prawej punkt widokowy na Wisłę (polecam przysiąść tam chwilkę), potem zostawiamy betonowy bunkier strzelniczy również z naszej prawej - W prawo w nieco szerszą drogę gruntową - Za ogrodzeniem jednostki wojskowej, brukiem w prawo i na wprost w ścieżkę do lasu. Polecam tę końcówkę szczególnie miłośnikom przyrody i jazdy MTB po leśnych ścieżkach. Trzymamy się ścieżki w taki sposób, aby nie opuścić lasu, a ona sama zaprowadzi nas w pobliżu bramy Cytadeli, Dzieła Rogowego i dowiedzie na skraj skarpy wiślanej z pięknym widokiem na Dolinę Wisły - Dalej jedziemy skrajem skarpy aż do Góry Zamkowej a stamtąd gdzie kto uważa.
Dołączam poglądową mapkę
i kilka fotek z tegorocznego, ogniskowego wypadu
Miłego rowerowania!
z rowerowym pozdrowieniem
matołek
Rowerowa moc po raz drugi
- Szczegóły
- Utworzono: sobota, 30, czerwiec 2012 23:12
- Poprawiono: niedziela, 07, kwiecień 2013 15:41
- Opublikowano: sobota, 30, czerwiec 2012 23:03
- Matołek
- Odsłony: 2291
Rowerowa moc po raz drugi
Kolejna Grudziądzka Masa Krytyczna zakończyła się sukcesem i to dzięki Wam Szanowni Rowerzyści. Jestem szczęśliwy i dumny, że mogłem z Wami kolejny raz przejechać przez nasze miasto, demonstrując naszą siłę. Myślę, że nasz cel został znowu osiągnięty - pokazaliśmy się władzom, urzędnikom i mieszkańcom, zademonstrowaliśmy też swoje potrzeby. Teraz trzeba kontynuować rozmowy, planować działania i dopominać się o realizację tego, co nam się słusznie należy. Trzeba też uczestniczyć w kolejnych przejazdach, a najbliższy już 27 lipca. Tak więc do zobaczenia zwyczajowo o 18.00 pod Ratuszem
W tym miejscu pragnę po raz kolejny podziękować wszystkim uczestnikom, za podjęcie wyzwania i stworzenie miłej atmosfery przejazdu, wszystkim przedstawicielom Grudziądzkich Mediów za pomoc w rozpowszechnieniu naszej akcji i nagłośnieniu poruszanych problemów, oraz Grudziądzkiej Policji, która zadbała o nasz sprawny i bezpieczny przejazd.
Mam też nadzieję, że wybaczycie nam wszystkie niedociągnięcia mając na uwadze, że działamy spontanicznie, a publiczne wystąpienia nie przychodzą nam łatwo.
Zaglądajcie na naszą stronę, piszcie, komentujcie, proponujcie. Będziemy Was informować o wszystkim, co uda nam się wywalczyć. Może już niedługo wspólnie zmienimy Rowerowy Grudziądz na lepsze.
z rowerowym pozdrowieniem
matołek
II Grudziądzka Rowerowa Masa Krytyczna
- Szczegóły
- Utworzono: niedziela, 24, czerwiec 2012 17:30
- Poprawiono: niedziela, 07, kwiecień 2013 15:57
- Opublikowano: niedziela, 24, czerwiec 2012 17:29
- administrator GSR
- Odsłony: 2235
rusza po raz drugi!
Czy jest jeszcze Grudziądzki Rowerzysta, który nie wie, że nasze miasto dołączyło do światowej tradycji Mas Krytycznych? Mam nadzieję, że nie! Mam też nadzieję, że i w ten piątek pokażemy się naszym władzom i Grudziądzanom na ulicach naszego miasta!
Szanowni Rowerzyści, to nasz czas, nasze ulice, nasze prawa i nasza przyszłość! Pokażmy naszym władzom, że jest nas dużo i warto dla nas inwestować!
- Rower, to transport i rekreacja,
- Rower, to zdrowie i kondycja Grudziądzan,
- Rower, to najtańszy środek transportu,
- Rower, nie zatruwa miasta i nie hałasuje,
- Rower "jest wielce ok" :o))
Tak tak, to już w najbliższy piątek o godzinie 18.00, spod grudziądzkiego Ratusza rusza kolejna Rowerowa Masa Krytyczna.
Koniecznie bądź - liczymy na każdego rowerzystę
Więcej o Grudziądzkiej Masie Krytycznej znajdziesz w poniższych linkach:
- Odpowiedzi na najczęściej zadawane pytania o Masie Krytycznej w Grudziądzu
- Zdjęcia z I Grudziądzkiej Masy Krytycznej
- Wątki na Forum dyskusyjnym związane z Grudziądzką Masą Krytyczną
Do zobaczenia na rowerach
z rowerowym pozdrowieniem
administrator GSR
98.7 PEŁNYCH WIARY KILOMETRÓW
- Szczegóły
- Utworzono: sobota, 23, czerwiec 2012 15:43
- Poprawiono: czwartek, 09, maj 2013 22:44
- Opublikowano: sobota, 23, czerwiec 2012 15:42
- Timon
- Odsłony: 2338
Oj wierzcie mi... Watykan ma w sobie tyle nieopisanej energii...
Rok temu także tu byłem, w marinie Porto Di Roma, jednakże zbyt krótko, by choćby na chwilę poważniej pomyśleć o pojechaniu do prawdziwego Rzymu. Śmieszne, bo właśnie sobie przypomniałem, że byłem tu także dwa tygodnie temu, ale w identycznych okolicznościach. Choć nie, kiedy tu byłem ostatni raz, to zdążyłem się tak-sobie-wyspać i wychodziłem dalej, do Monte Carlo.
Tym razem miałem szansę! Po dwudziestu kilku dniach bez roweru i bezmyślnemu szkodzeniu sobie na zdrowiu w międzyczasie, po wczorajszym dniu, w którym wypiłem morze piwa, i który to zwieńczyłem dwiema szklankami dżinu z tonikiem i filmem "Wiatr", bez gruntownego przygotowania, bo jedynym przygotowaniem był telefon do siostry mającej już Watykan na mapce odwiedzonych miejsc, postanowiłem posłuchać pragnienia i ruszyć dziś do centrum Rzymu!
Z wcześniejszych rozmów wynikało, że do centrum jest 25km. W biurze mariny dowiedziałem się, że 25km jest do południowych osiedli Rzymu, do centrum jest czterdzieści. Uprzejma pani za biurkiem zaczęła sprawdzać połączenia kolejowe, autobusowe... A ja nagle przerwałem jej, powiedziałem, że podjąłem decyzję, wróciłem na jacht, spakowałem się, zalałem bukłak po korek, wrzuciłem też do niego kostki lodu, żeby woda była cały czas zimna, wpiąłem się w rower i ruszyłem przed siebie! Miałem jasną intencję tej podróży i miałem nadzieję, że dostanę tego dnia w... "cztery litery". Dostałem, choć z początku zapowiadało się nie tak znowu ciężko...
Jadąc jeszcze ulicami tego zatyłkowa, w którym jest marina, zapytałem starszego kolarza o drogę, by niepotrzebnie nie błądzić. Potwierdził moje przypuszczenia i pojechał w swoją stronę. I nagle mnie dogonił. Wrócił, wyobraźcie sobie, żeby odwieźć mnie do Rzymu! Po drodze zaprosił mnie na szybkie espresso, podczas tego postoju na migi, łamanym włoskim i angielskim pogadaliśmy sobie trochę. Facet był w Polsce! Niedaleko Warszawy, pracował tam. Uczynny starszy kolarz odwiózł mnie pod sam wjazd do miasta i tam zawrócił.
Miałem do ramy przyklejonego taśmą izolacyjną GPSa. Z jego pomocą trafiłem do centrum Rzymu. Zobaczyłem koloseum i inne, z całą pewnością, znane zainteresowanym budynki i ruiny, które mnie - człowiekowi bez odpowiedniego przygotowania do bycia w takim miejscu, mogły tylko zachwycać zewnętrznością.
A propos koloseum - wszędzie w świecie pokazuje się je w taki sposób, że kiedy widzi się je własnymi oczami - wydaje się odrobinę rozczarowujące.
Nie tracąc czasu pojechałem do Watykanu - do celu mojej podróży. I tam, na Placu Świętego Piotra, poczułem ogromną wagę tego miejsca. Wydawało mi się, że wszystko zbudowane jest nie z kamienia a z szacunku, wiary, miłości, trwogi i szczerych intencji konkretnych osób. Dołożyłem więc swoją modlitwę, by o jakiś malutki promil wzbogacić te mury.
Niestety nie wszedłem do Bazyliki. Carabinieri nie pozwolili mi zostawić roweru pod ich opieką, a długa kolejka do wejścia napawała mnie niepewnością co do zostawienia niczym niezabezpieczonego roweru w jakimś nieznanym mi miejscu poza Placem Świętego Piotra. Może to zabrzmi głupio, ale nie czuję straty.
Lody! Są drogie, ale na wszystko, co ma sens - jakie one są pyszne! Takie sobie wydało mi się tylko to, że trzy gałki przepysznych lodów kosztowały mnie trzy europejskie pieniądze, a siedzenie o suchym pysku przy stoliku, kosztuje siedem. Usiadłem sobie na krawężniku, metr od lodziarni i miałem ich gdzieś.
Pora była wracać. GPS to wspaniałe urządzenie i chyba rozważę kupno takiego czegoś! Trafiłem na drogę do domu i jechałem spokojnie, czując coraz twardziej siodło pod odzwyczajonym od niego tyłkiem. Spokojna jazda skończyła się, kiedy zobaczyłem przed sobą gościa z ogolonymi nogami na wyścigowej żyletce... Dopadłem go, siadłem na ogonie, dałem zmianę na podjeździe... I musiałem na niego zaczekać. Załamka, to powinno być zakazane - kupowanie rakiet na księżyc przez ludzi, którzy dopiero nauczyli się składać samolociki z papieru... W pewnym momencie znów w ruch poszły gesty, mój łamany włoski i... I tyle. Gość dogłębnie pojął nieznajomość innego języka. Jednak swoje zrozumieliśmy - jechaliśmy w las, na ścieżki dla rowerów górskich! O mamo!
Po drodze dołączyło trzech pozostałych o lśniących łydkach i zapewne także portfelach, bo siedzieli na "rakietach na księżyc". Długo trwało, zanim zbudowali nade mną przewagę na tyle dużą, że traciłem ich z pola widzenia za zakrętami. Potem zacząłem dochodzić jednego z nich, ale na mocno zalesionym skrzyżowaniu ścieżek, zniknął mi... Od tej pory jechałem sam, z plecami sklejonymi z brzuchem i uczuciem "szczęścia w bólu". Nic już nie miałem, żadnych kart, mogłem tylko dojechać do drogi i potem na jacht. Ku mojemu zdziwieniu, po wyjechaniu z lasu zobaczyłem zadupie, z którego wyruszyłem. W terenie, z licznika nie schodziło 26km/h, często było ponad trzy dyszki, jestem mile zaskoczony, że moje nogi wciąż tyle potrafią z siebie wykrzesać, mimo kompletnie porzuconego planu treningowego. Nie widziałem nigdzie moich tymczasowych przeciwników, olałem ich więc tak samo, jak oni prawdopodobnie mnie olali i wróciłem tam, gdzie piwo, prysznic i miejsce do przelania wspomnień na wirtualny papier.
Jacek R. /Timon
Kolejny rajd, kolejne wrażenia
- Szczegóły
- Utworzono: poniedziałek, 11, czerwiec 2012 19:22
- Poprawiono: piątek, 19, kwiecień 2013 12:45
- Opublikowano: poniedziałek, 11, czerwiec 2012 19:21
- matołek
- Odsłony: 1739
Kolejny rajd, kolejne wrażenia
Następny rajd 5 sierpnia, tymczasem zapraszam do obejrzenia kilku pstryków z rajdu.
z rowerowym pozdrowieniem
matołek
Rajd rowerowy do Bartłomieja z Szembruka
- Szczegóły
- Utworzono: środa, 06, czerwiec 2012 10:23
- Poprawiono: czwartek, 28, marzec 2013 18:43
- Opublikowano: środa, 06, czerwiec 2012 10:21
- miho
- Odsłony: 1858
do Bartłomieja z Szembruka
Zabytkowe kościółki wiejskie w Gubinach, Szembruku (jeden z nielicznych drewnianych kościołów w województwie) oraz w Rogóźnie, pałac w Białochowie oraz polskie schrony bojowe linii Osy z 1939 roku to główne atrakcje 51. rajdu rowerowego MORiW, który odbędzie się w niedzielę 10 czerwca 2012 r.
Trasa rajdu: plac przed wjazdem do jednostki wojskowej na ul. Jagiełły - Nowa Wieś - schrony bojowe linii Osy - Mokre - Białochowo - Skurgwy - Gubiny - Szembruczek - Szembruk - Szembruczek - Piątek - Rogóźno - Kłódka - ul. Paderewskiego - baseny MORiW nad Trynką. Długość trasy: 45 km, w tym 2 km drogą polną, piaszczystą.
Wszelkich informacji udziela Informacja Turystyczna, Rynek 3-5, tel. 56 461-23-18, e-mail: Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.. Zapisy w dniu rajdu (10 czerwca, niedziela) od godz. 9.30 na placu przed jednostką wojskową na ul. Jagiełły. Wpisowe na rajd: 6 zł. Wyjazd z miejsca startu o godz. 10.00.
Dodaj komentarz na Forum ( już dodano 0 ).
Wiślany szok
- Szczegóły
- Utworzono: wtorek, 05, czerwiec 2012 20:37
- Poprawiono: sobota, 27, kwiecień 2013 19:57
- Opublikowano: wtorek, 05, czerwiec 2012 20:35
- wirus
- Odsłony: 1559
Wiślany szok
W zwyczaju mam komentować to, co przeczytałem, tak też zrobiłem tym razem, pisząc o swoich dzisiejszych planach. Niemal natychmiast odezwał się - jak zawsze czujny, jeśli chodzi o rower - Matołek z żartobliwym wyrzutem: "Tak beze mnie na rower?!". Pomyślałem uradowany - jednak nie będę jechał sam... Ustaliliśmy, że za 20 minut spotykamy się koło ul. Kalinkowej, w punkcie widokowym, skąd ruszymy dalej.
Gdy dotarłem na miejsce, chwilę poczekałem na Tomka, który jak zwykle kazał na siebie czekać :) co ma już we krwi. Zaopatrzony w nowy rower zaproponował trasę w stronę królowej polskich rzek. Kto jeździ z Tomkiem, ten wie, że nie ma on w zwyczaju dokładnie omawiać trasy, co mi nawet pasuje, bo wiem, że znów poznam coś nowego :) Tak też było tego dnia. Szybko minęliśmy jakiś koncert nad Wisłą i ruszyliśmy żwawo przed siebie ... Nagle piękna betonowa droga się skończyła i pojawiły się ogromne krzaki oraz bardzo wąska, błotnista ścieżka, w którą to oczywiście obaj beztrosko wjechaliśmy. Chwilami droga przypominała bardziej przełaj niż miłą lekką trasę, ale naiwnie sądziłem, że w końcu koszmar się skończy i trafimy w jakieś urocze miejsce. Płonne nadzieje - z kilometra na kilometr było coraz gorzej, tak, że miejscami trzeba było schodzić z roweru.
Po pewnym czasie dojechaliśmy na teren wojskowy, o czym poinformowała nas tabliczka. Pomachaliśmy panu ze służb mundurowych wskazując mu kierunek naszej jazdy, tak, by nas czasem nie gonił :) i ruszyliśmy dalej. Tym razem droga wiodła pod małą górkę, między drzewami, gdzie minęliśmy niewielki strumyk, wydobywający się z jednych z fortyfikacji wojskowych i dotarliśmy do kolejnego punktu widokowego na wysokości Parsk.
Naszym oczom ukazał się piękny widok z góry na Wisłę i tereny tuż za nią :) Po chwili razem z Tomkiem zauważyłem jakąś wąską trasę, biegnącą tuż obok Wisły, która to prowadziła ... no właśnie, nie widzieliśmy, gdzie... ? Ponieważ Matołek znał jakiś zjazd z tej górki, ruszyłem za nim, by po chwili przeklinać, że się na to zgodziłem. Owa trasa miała dosłownie szerokość opony, na dodatek prowadziła ze stromej góry, gdzie każdy najmniejszy błąd mógł spowodować niezły lot przez krzaki. Jeśli dodacie do tego fakt, że kilka godzin wcześniej padał deszcz... to chyba łatwo się domyślić, w co się wpakowaliśmy. Po paru minutach zjazdu byliśmy na dole :) "Sukces" - pomyślałem - "nawet mi się spodobało :]" Tyle, że trawa, która z góry wyglądała tak, jakby była skoszona, okazała się prawie równie wysoka jak my! A co gorsze, nie było widać żadnej ścieżki!
Mimo tego, nadal nie chciało się nam jeszcze wracać, więc postanowiliśmy ruszyć i wytyczyć w trawie własne trasy :) Jednak, im dalej, tym było trudniej: trawa się skończyła, zaczęły się krzaki, pokrzywy, konary :( miejscami trzeba było schodzić z roweru, a żadnej dróżki nadal nie widzieliśmy.
Po 25 minutach szukania, zrezygnowani, postanowiliśmy poświęcić własne siły, wziąć rowery na plecy i ruszyć pod górę, między ogromnymi krzakami, tak, by szybko dostać się na jakiś znajomy teren. Nie powiem, było ciężko .. ale ta radość z podchodzenia i przebycia całej trasy, gdzie z metra na metr nie wiedzieliśmy, co nas czeka .. tak bardzo mi się spodobała, że zaraziłem się trochę innym rowerowaniem. Teraz częściej będę wybierał nieznane mi drogi niż te łatwe i dobrze poznane :) Przeżycia były niesamowite! Polecam każdemu wypady z Tomkiem, bo z nim nigdy nic nie wiadomo :)
Do zobaczenia na trasie.
Piotr Piotrowicz (wirus)
Zaczęło się w Bilard Klubie
- Szczegóły
- Utworzono: piątek, 01, czerwiec 2012 16:34
- Poprawiono: czwartek, 09, maj 2013 22:43
- Opublikowano: piątek, 01, czerwiec 2012 16:32
- .:t IMO n:.
- Odsłony: 1703
Zaczęło się w Bilard Klubie...
W samochodzie, dla dobrego startu wypiliśmy Karlovacko i tak oto mijały nam kolejne kilometry, aż do wjazdu do Parku Narodowego Paklenica.
W knajpie przy wejściu do parku spotkaliśmy się ze znajomym moich kumpli, który w swej uprzejmości sprowadził nasz samochód z powrotem na poziom morza, kiedy już wypakowaliśmy się w najwyższym punkcie, do którego można wjechać. Stamtąd rozpoczęliśmy półgodzinną wspinaczkę z rowerami na wysokość 1100 m n.p.m. Po drodze napiliśmy się pysznej wody ze strumyka i zrobiliśmy słodkie zdjęcia trzech podjaranych facetów na genialnym tle Środkowego Velebitu.
Zabawa zaczęła się na skrzyżowaniu szlaków. Nasz kierunek - Struge, godzina marszu. Ale my już nie maszerowaliśmy. Moi koledzy poprawiali gogle, ja zwyczajowo rzepy w rękawicach i butach. Ostatnie sprawdzenie sprzętu, przybita piątka i "happy trails" moi mili! Co za trasa! Podzieliliśmy ją na dwa etapy: do schroniska Ramica Dvori (560 m n.p.m.) i dalej do końca szlaku, do poziomu morza, gdzie czekał samochód. Zjazd do schroniska to techniczna bajka dla wtajemniczonych. Wąska ścieżka najeżona taką ilością kamlotów, progów i ciasnych zakrętów, że choćby odrobina zdekoncentrowania mogłaby kosztować zbyt dużo, by chcieć się przekonać, czy nas na to stać. Balans ciałem, prowadzenie kół dokładnie w liniach, być może dwóch, jakie pozwalały przejechać najtrudniejsze odcinki, pełna kontrola hamulców, bez lipy. Można było udowodnić sobie samemu kilka rzeczy. Z kilku innych zdać sprawę. Mega!
Zaczynałem zjeżdżać ostatni, z racji najmniejszego skoku i co być może ważniejsze - moi amigos mieli zjazdówki. Do schroniska dojechałem drugi. Możliwe, że moje ciało już nigdy nie zapomni piekła maratonów i zawodów XC, dając mi mentalną przewagę, która upośledza odbieranie zmęczenia. Po pierwszym odcinku ramiona piekły, nogi także, a dłonie, zwłaszcza palce zaciskające gripy trzeba było prostować niemal siłą. Myślę, że posiadanie Boxxera skutecznie niweluje takie problemy. Odcinek dał w kość!
W schronisku nagroda - puszka piwa i nalewka z orzechów rosnących w Velebicie. Pycha. Kiedy obudził się opiekun schroniska, poczuliśmy zapach pieczonego na grillu mięcha i ślina zaczęła lać się nam po nogach. Obiad w takiej scenerii, z takimi ludźmi... Coś wspaniałego. Myślę, że gdyby nie ołów, coraz śmielej rozlewający się na niebie, zostalibyśmy dłużej, ale ryzyko kontynuowania zjazdu w mokrych warunkach, w tym terenie, byłoby bezmyślnym wyzywaniem Losu na pojedynek. Godzinna przerwa ostudziła mięśnie, w moim konkretnym przypadku, także do tej pory sprawny-bo-pracujący łokieć, który oberwał przy jedynej, na szczęście, glebie. Jak powszechnie wiadomo, adrenalina to najlepsza gumka do zmazywania bolączek na trasie. Ogień z tyłka, bo od schroniska zaczęło się robić szerzej. W pewnym momencie poczułem się tak pewnie, że wyprzedziłem w jednym z niewielu na to pozwalających odcinków mojego kolegę. Może Trek Fuel ex to nie zjazdówka, nie enduo nawet, ale potrafi pokazać pazur! Progi, stromizny z agrafkami wymagającymi uwagi i skupienia, jak na sali operacyjnej. Oto Velebit!
Im bliżej popularnej ścianki wspinaczkowej, tym więcej ludzi mijaliśmy. Uzgodniliśmy, że większe grupy będziemy mijać razem, z jeden strony, z niewielkim odstępem między nami, żeby żadna zbłąkana owieczka nie weszła komuś pod koła. Szło bardzo sprawnie, głównie za sprawą ludzi, którzy w te góry idą, bo ich w nie ciągnie, a to wiele o nich mówi, bo wciąż jesteśmy w Chorwacji, gdzie numerem jeden są knajpy i wysiadywanie z piwem nad wodą.
Na samym końcu, po przejechaniu budki wyznaczającej początek i koniec parku, byliśmy wytrzepani, jak Malibu z mlekiem. I szczęśliwi, jak laska, która ten drink dostaje od uroczego barmana. Czad!
Usiedliśmy w knajpie, w której zaczęliśmy. Polało się piwo, opadł kurz, dopadło zmęczenie. Przyszedł czas na żywy zachwyt, komplementy i wyznania. Zrobiło się, jak zawsze się robi w doborowym towarzystwie, po przejechaniu trudnej trasy. Jedną z myśli, którą można było usłyszeć, to taka mówiąca o tym, że z każdym można napić się piwa i miło spędzić czas na pogaduchach o laseczkach, muzyce, czy czymkolwiek, ale tylko w towarzystwie zakochanych w jeździe bikerów czuje się wyjątkowy klimat i od razu ma się świadomość bycia wśród swoich. Myśl ta jest prawdziwa, bo znam Martina i Drago z tylko trzech spotkań. Każdy z nich ma swoją ciekawą historię do opowiedzenia, otwarty dom dla przyjaciół i widoczną niechęć do pozerstwa. Z całą pewnością nie była to nasza ostatnia wyprawa na polowanie. Za jakiś czas, kiedy wrócę z mojego długiego rejsu, będę głodny Velebitu. Mam nadzieję, że wgnieciona na trasie rama mojej broni wytrzyma. Wiem, że łomotanie jej na takich trasach to grube przegięcie, ale... Ten rower jest tak mój, tak osobisty, tak zgrany ze mną, że ufam mu na każdej trasie. Jest mi przykro, kiedy zadaję mu ból, kiedy widzę, jakie blizny zbiera, ale mam czasem wrażenie, że on, tak samo, jak każdy z nas, od czasu do czasu, kiedy już zapominamy o konsekwencjach, lubi czuć się dumny ze swoich blizn. Zwłaszcza po kilku piwkach w towarzystwie ludzi, którzy być może pamiętają większość z historii wiążących się z wejściem w ich posiadanie.
Koniec. Teraz, moi mili, pora byście poszli na rower!
.:t IMO n:.
Dodaj komentarz na Forum ( już dodano 0 ).
Więcej artykułów…
- Nić porozumienia
- 50-ty Miejski Rajd Rowerowy
- W Masie siła!
- Rajd miejski do młynów na Mątawie - podejście 2
- I Grudziądzka Masa Krytyczna
- Wiceprezydent Sikora obiecuje standardy projektowe i wykonawcze
- Akcja "Burak miejski"
- 100-lecie Biblioteki w Grudziądzu
- Rajd rowerowy z okazji 100-lecia Biblioteki w Grudziądzu
- 50-ty Rowerowy Rajd Miejski
- Weekend wśród jezior
- Rajd rowerowy do młynów na Mątawie
- Z rowerem na podbój pola
- Dolina Osy
- Rajd Miejski Na Powitanie Wiosny
- Dialog na dwóch kółkach - Sprostowanie
- Grudziądzka Masa Krytyczna
- Rajd rowerowy na powitanie wiosny
- Coś na plus ((o:
- II etap średnicówki :-?
- Zawiadomienie do Urzędu Marszałkowskiego
- Jak w Grudziądzu powstaje Wiślana Trasa Rowerowa
- List otwarty do Prezydenta miasta
- Idzie wiosna - kwiatki rosną /o:
- Odpowiedź na Pismo nr ZDM/01/18/03/2012