Pompownia melioracyjna w Kończycach
- Szczegóły
- Utworzono: niedziela, 11, marzec 2012 23:38
- Poprawiono: czwartek, 04, kwiecień 2013 18:13
- Opublikowano: niedziela, 11, marzec 2012 23:36
- matołek
- Odsłony: 6359
Pompownia melioracyjna w Kończycach
Zabytek to zacny ze stuletnią ponad historią. Jest na co popatrzeć i jest gdzie posiedzieć, bo sporo tu zgrabnie wkomponowanych ławeczek, więc i miejsce na postój jak znalazł. Szkoda tylko, że wnętrza zwiedzać obecnie nie można, bo wyposażenie arcyciekawe. Chciałbym zobaczyć te pompy, co 15 ton wody przerzucić potrafią w jednej sekundzie...
O obiekcie:
Obiekt pompowni, który jest własnością Wojewódzkiego Zarządu Melioracji i Urządzeń Wodnych we Włocławku, swoją funkcję przestał pełnić w 1995 r., kiedy wybudowano nową pompownię, i do roku 2011 nie był dostępny dla turystów. Dopiero wtedy władze Nowego dogadały się z zarządem i wnętrze zabytku udostępniono do zwiedzania (w lipcu i sierpniu 2011r.).
Pompownia w Kończycach ze względu na swoją wielkość jest jedynym w swoim rodzaju obiektem w Europie. Interesujący jest zarówno sam budynek z charakterystycznym, wysokim, ceglanym kominem, pozostałości po dawnej śluzie wałowej, jak i wnętrze obiektu, gdzie można zobaczyć ogromne piece, niegdyś zasilające kotły parowe. Niemałe wrażenie sprawiają też potężne pompy, które przepompowywały 15 metrów sześciennych wody na sekundę. Zgromadzono też eksponaty związane z tym miejscem.
Historia pompowni - kliknij TU
Propozycja dojazdu:
Jeśli lubi ktoś tak jak ja, trzymać się możliwie z dala od spaliniarzy, proponuję, aby na ostatnim łuku przed Wielkim Lubieniem odbić w odnogę w prawo. Stoi tam znak "droga bez przejazdu", co zachęciło mnie właśnie do wjazdu Wystarczy trzymać się betonowej drogi biegnącej wzdłuż wału, aby na samym jej końcu spotkać zabytek z widokiem na Nowe.
Do obiektu można dojechać też tradycyjną drogą przez ZAJĄCZKOWO - MĄTAWY - TRYL - MORGI DOLNE, skręcając tuż przed mostem na Mątawie w prawo.
Uwagi o drodze:
1. Nawierzchnia z płyt betonowych "jumbo" w dwóch rzędach, dość równo położonych i ze znośnej wielkości otworami. Jedzie się po tym o wiele lepiej niż po niejednym krajowym asfalcie. Jedynym utrudnieniem są miejscowe kopki ziemi wyrzucane otworami w płytach przez krety.
2. W każdej chwili można wrócić do asfaltu licznymi odnogami.
3. Spokój od motoryzacji, ponieważ obowiązuje tu zakaz ruchu, który nie dotyczy służb powodziowych, pojazdów rolniczych i zapewne rowerów, tylko ktoś zapomniał dopisać
4. Droga atrakcyjna ze względu na otaczające pola oraz liczne stawy, oczka wodne i rozlewiska. Szkoda, że nie wiedzie grzbietem wału, ale wadę tę rekompensują liczne i wygodne wjazdy na wał i zjazdy do krainy nadwiślańskich krajobrazów.
Ps. Słyszałem śpiew skowronka
Dołączam kilka fotek, choć pogoda była mało fotograficzna
i orientacyjną mapkę, choć nie wiem, czy się komuś przyda
matołek
Przewodnik rowerowy IT
- Szczegóły
- Utworzono: piątek, 24, luty 2012 20:49
- Poprawiono: niedziela, 07, kwiecień 2013 22:10
- Opublikowano: piątek, 24, luty 2012 20:45
- matołek
- Odsłony: 2357
Jeszcze raz gorąco dziękuję Szanownej Redakcji i wszystkim, którzy przyczynili się do powstania tego cennego materiału.
Zapraszam do POBIERALNI
Pobudka :o))
- Szczegóły
- Utworzono: czwartek, 23, luty 2012 16:30
- Poprawiono: czwartek, 02, maj 2013 08:31
- Opublikowano: czwartek, 23, luty 2012 16:28
- matołek
- Odsłony: 2066
Szanowni rowerzyści!
Za oknem słońce a temperatura w plusie. Trudno oprzeć się wrażeniu, że idzie ku nam wiosna...
Pamiętam dobrze naukę z czasów podstawówki, że wiosną budzą się niedźwiedzie, jeże oraz rowerzyści. Czas więc pompować koła, oliwić łańcuchy i namawiać do tego innych.
Nie wiem jak Wy, ale ja zamierzam ten rok aktywnie przepedałować.
Widziałem na stronie Grudziądzkiej Informacji Turystycznej, że pierwszy miejski rajd MORiWu rusza już 29 kwietnia, a niezawodny jak zawsze Michał, rozdaje właśnie najnowsze wersje "Przewodników rowerowych po okolicach Grudziądza".
Serdecznie zapraszam również do naszej UMAWIALNI :o)
Do zobaczenia w trasie :o)
z rowerowym pozdrowieniem
matematołek
Pretekst 14 - Śnieżyczkowe dywany
- Szczegóły
- Utworzono: niedziela, 19, luty 2012 19:51
- Poprawiono: środa, 16, lipiec 2014 11:43
- Opublikowano: niedziela, 19, luty 2012 19:49
- matołek
- Odsłony: 6135
Oto pierwsze miejsce, które przyszło mi na myśl i które serdecznie polecam rowerzystom, patyczakom i tym wszystkim, którym piękno przyrody powoduje te niepowtarzalne uniesienia w duszy...
Opis miejsca:
Ścieżka przyrodnicza Wielkie Łunawy położona jest w kompleksie leśnym, ciągnącym się wzdłuż zbocza Wisły, między Gogolinem a Wielkimi Łunawami. Długość ścieżki wynosi około 2,5 km. Jest bardzo interesująca ze względu na występowanie rzadkich, często chronionych gatunków roślin kwitnących wiosną.
Ścieżka rozpoczyna się na skraju wsi Wielkie Łunawy od niewielkiego stawu przy drodze Chełmno-Grudziądz. Wędrówka brzegiem stawu, daje możliwość obserwacji gatunków wodnych i przybrzeżnych flory i fauny. Z gatunków wodnych dominuje moczarka kanadyjska i rzęsa wodna. Na brzegu stawu występuje olsza szara, z fauny różne gatunki ślimaków. W okresie wiosny obserwować można stadia rozwojowe płazów, skrzek kijanki, młode żaby i kilka gatunków ważek. Do stawu wpływają trzy źródła, które tworzą półkoliste nisze gdzie nanoszony jest materiał skalny. Ścieżka wiedzie zboczem porośniętym lasem grądowym gdzie występują różne gatunki drzew: wiąz górski, lipa drobnolistna, jesion wyniosły, klon zwyczajny. Wiosną obserwować można duże zbiorowisko rzadko spotykanej rośliny - czosnku niedźwiedziego a z innych interesujących gatunków konwalię majową, kokoryczkę wielokwiatową, konwalijkę dwulistną, kopytnika pospolitego. Tu i ówdzie powierzchnię gleby i dolne partie drzew oplata bluszcz pospolity - jedna z nielicznych krajowych lian pod ochroną. Na trasie znajduje się skupisko pomnikowych, około dwustuletnich dębów bezszypułkowych oraz jar o stromych zboczach porośniętych lasem grądowym z przewagą grabu pospolitego. Ścieżka obejmuje również zagadnienia związane z uprawami leśnymi gdyż na małej śródleśnej polanie znajdują się młodniki dębowe. Na terenie ścieżki spotkać można dzika i sarnę a w pobliskim borze niewielkie wniesienia, kurhany - miejsca pochówków.
Propozycja trasy dojazdowej:
GRUDZIĄDZ PIEŃKI KRÓLEWSKIE SZTYNWAG GOGOLIN dość stroma górka, na szczycie której jest przystanek autobusowy, kapliczka i punkt widokowy na Dolinę Wisły za górką jakieś 300 m w miarę poziomo, po czym jednocześnie zaczyna się las i droga ciągnie stromo w dół. Nie rozpędzajmy się za mocno, bo w pędzie możemy przeoczyć nasz cel. Zanim więc skończy się zjazd z górki, po lewej naszym oczom ukaże się mały staw i tu właśnie warto się zatrzymać. Serdecznie polecam, z rowerem (ja tam wolę tę wersję), czy jak kto woli bez obejść ten magiczny zakątek. Wiosną jest tu wręcz baśniowo...
Propozycja trasy powrotnej:
Po powrocie do asfaltu kontynuujemy rozpoczęty kierunek WIELKIE ŁUNAWY za neoromańskim kościołem widocznym po lewej skręcamy w prawo PODWIESK jeszcze raz w prawo BRANKÓWKA SOSNÓWKA PIEŃKI KRÓLEWSKIE GRUDZIĄDZ
Kilka fotek, które udało mi się wydłubać z komputera
Orientacyjna mapka (czerwony rowerek oznacza rejon opisanego miejsca)
Kliknij w żaróweczkę w tekście, aby dowiedzieć się więcej o wybranym miejscu
Do zobaczenia w terenie
Wyprawa rowerowa 2011. Słowacja, Węgry, Czechy, Austria. Relacja z podróży
- Szczegóły
- Utworzono: środa, 01, luty 2012 20:35
- Poprawiono: czwartek, 25, kwiecień 2013 21:25
- Opublikowano: środa, 01, luty 2012 20:33
- Kamil
- Odsłony: 2290
Relacja z podróży
Zdjęcia wraz opisami nadesłane przez autora (przypis matematołka)
Spóźniona, ale jest. Zapraszam do czytania.
Pochodzimy znikąd, a możemy zawędrować wszędzie. Taką myślą przywitał mnie pewien czerwcowy poranny program telewizyjny. Tego samego wieczora miałem spotkać się ze znajomymi, żeby porozmawiać o planach wakacyjnych. Patrzyliśmy na mapy, przeanalizowaliśmy wszystkie za i przeciw i doszliśmy do smutnego wniosku. Zarówno kraje zachodnie jak i cała skandynawia jest dla nas jeszcze za droga. W tym momencie uderzyła jednego z nas myśl o kierunku przeciwnym, południowym. Czechy, Słowacja? A co tam. Jeszcze Węgry, Austria? Może Włochy, Niemcy? Z Włochami to może przesada, ale Pozostałe kraje wchodzą w grę. 1200 km według Google maps, startując od południowej granicy Polski. To w rzeczywistości wyjdzie jakieś 1500. Błażej i może ktoś jeszcze chce wyjechać z Grudziądza. To prawie 2000.
Ładna nazwa. EUROPA ŚRODKOWA ROWEREM. Postanowiliśmy poinformować prasę i znaleźć sponsorów. Intensywne poszukiwania w całym Grudziądzu dały nam sponsoring sklepu rowerowego Ebar, należącego do sieci Dobre Sklepy Rowerowe, obszerną relację w Gazecie Pomorskiej oraz w portalu Grudziądz Twoje Miasto i możliwość zaprezentowania zdjęć z wyprawy w filii Biblioteki Miejskiej w Grudziądzu. Dodatkowo otrzymaliśmy od Urzędu Miejskiego w Grudziądzu gadżety i foldery, którymi promowaliśmy nasze miasto. Jak na nasz pierwszy raz, nie było źle.
Kilka dni przed wyprawą pojawił się w Gazecie Pomorskiej artykuł zatytułowany: "Jedziemy nad piękny Balaton". Znajomi się nas pytali, czy tak mówi się na Budapeszt. Sprawdziliśmy gdzie to jezioro dokładnie jest. Zmieniliśmy nieco zarys naszego planu trasy no i może być i Balaton. A co tam. I żeby nie było. Faktycznie coś wspominaliśmy Pani redaktor, że być może tam pojedziemy.
Początkowo z Grudziądza wyruszyliśmy w sześć osób Agnieszka, Paweł, Łukasz, Kasia, Robert i ja. Jeszcze tego samego dnia wieczorem dołączył Błażej ze swoim nowiutkim lśniącym Herkulesem. Kasia, Robert i ja następnego dnia musieliśmy niestety wrócić do domu. Powodem był ostatni tydzień moich praktyk. Robert tylko odprowadzał nas.
Część Pierwsza Grudziądz - Kraków
Trasa przejechana w tydzień. "Zaliczony" nocleg pieszej pielgrzymki grudziądzkiej, następnie gdańskiej. Wspinaczka na skałkach Jury krakowsko-częstochowskiej no i zwiedzanie Krakowa. Uzupełnienie zapasów i małe pranie tuż przed jednym z nielicznych deszczowych dni na wyprawie.
Rowery niezniszczalne, niestety ludzie zawodzą. Trzeba było się udać do lekarza z powodu ukąszenia owada. Czas minął szybko i trzeba było się rozstać z częścią ekipy - Łukasz i Paweł pojechali do domu, oraz powitać nowych członków załogi - Kasia i Kamil.
Część Druga Kraków - Jelenia Góra.
Początkowo mieliśmy dołączyć do Błażeja i Agnieszki w Krakowie, ale oni byli tak rozpędzeni, że wyhamowali dopiero za Wieliczką.
Polska pożegnała nas, jak się później okazało, najbardziej stromym podjazdem całej wyprawy.
Tak dojechaliśmy na Słowację. Pierwszy nocleg spędziliśmy na niesamowitym polu namiotowym niedaleko miejscowości Liptovsky Mikulas. Z jednej strony jezioro, z drugiej góry, a pośrodku my z namiotami. Trzeba przyznać, że za każdym zakrętem w tym kraju czekał nas kolejny niesamowity, zapierający dech w piersiach widok. Niestety. Coś za coś. Trzeba było wjeżdżać z obładowanymi rowerami niejednokrotnie kilka-kilkanaście kilometrów pod górę. Na dodatek z każdym dniem słońce przygrzewało coraz bardziej. Ale my szczęśliwi czerpaliśmy to co przynosił nam los. 71 km/h z góry, kilkunastokilometrowe zjazdy, smażony ser i inne specjały. W sercu Słowacji trafiliśmy na kemping idealny. W Polsce nazwano by to czymś w rodzaju agroturystyki. Górski wiejski domek z budynkami gospodarstwa, owce, kozy kury, kot i pies. Gospodarz stawia tutejsze piwo i wino na powitanie, rowery możemy trzymać w szopie, bardzo przyzwoite warunki sanitarne. Internet, prąd. Trampolina do zabawy. Na rano można zamówić świeże bułki. Następnego dnia niechętnie opuszczamy to miejsce, aby być już niemal pod granicą z Węgrami. Droga przywiodła nas do Hrinovy, gdzie znaleźliśmy jedynie pensjonaty i to z zajętymi miejscami. Na szczęście znaleźli się dobrzy ludzie, którzy na skrawku trawnika, na swojej posesji pozwolili nam rozbić namioty, oraz umyć się w ich łazience. Przejechaliśmy bokiem Tatry Wysokie i centralnie przez Tatry Niskie. Na Słowacji straszono nas cyganami żebrzącymi czy nawet kradnącymi pod marketami. Nic z tych rzeczy nas nie spotkało. Mijaliśmy jedynie uboższe osiedla, na których stały gromadki dzieci, a dorośli zatrudnieni byli przy sprzątaniu i porządkowaniu miast. Podobna sytuacja na Węgrzech. Tu mieliśmy do czynienia z cyganami już pierwszego dnia. Jeden z nich pomógł nam i zadzwonił ze swojego telefonu po właściciela kempingu.
Węgierski jest bardzo trudnym językiem, a mieszkańcy tego kraju, których spotykaliśmy na swojej drodze rzadko mówili biegle czy to po angielsku czy niemiecku. Mimo to w kraju, w którym spędziliśmy najwięcej czasu z naszej wyprawy nie mieliśmy większych problemów z dogadaniem się. Nawet w kwestii cen i noclegu. Tu już nie było takich gór jak na Słowacji i mogliśmy nieco odpocząć od ciągłego podjeżdżania. Zamiast tego doskwierały nam 40 stopniowe upały. Piękne widoki górskie zostały zamienione na niekończące się pola słoneczników, oraz kilka pięknych jezior. W Budapeszcie trafiliśmy na obchody święta narodowego - Dnia Świętego Stefana. Spędziliśmy wieczór na zwiedzaniu. Następnego dnia z miasta pomógł nam się wydostać pewien Węgier, który perfekcyjnie mówił po angielsku i poprowadził nas drogami omijającymi główne, niebezpieczne drogi. Nad Balaton dotarliśmy dwa dni później. Udało nam się spędzić tam nocleg mając z namiotu widok na jezioro. Odbyliśmy wiele kąpieli, zrobiliśmy setki zdjęć, najedliśmy się słonecznika, arbuza i melona prosto z pola, ale instynkt nie pozwalał siedzieć za długo w jednym miejscu i już musieliśmy jechać dalej. Tym razem w kierunku Austrii.
Chcieliśmy tu spędzić jak najmniej czasu, ze względu na przeraźliwie wysokie ceny, a zwebrać jak najwięcej doświadczeń. Poza butelką wody, która we wszystkich odwiedzanych krajach kosztowała podobnie, w przeliczeniu około 2zł, wszystko było znacznie droższe. Przy wjeździe robiliśmy sobie tradycyjnie jak na każdej wyprawie zdjęcie z tablicą. Tu z tablicą witającą nas w Austrii. Niestety przez ciągły wiatr, ciężko było ustawić mój rower, który miał służyć za statyw i niestety przewrócił się. Na szczęście nie uszkodził aparatu, ale pękł za to mój bagażnik, co mogłoby nawet oznaczać koniec jazdy, chociażby do czasu sprawienia sobie nowego. Ale nie dla nas. Spięliśmy go paskami plastikowymi i metalowymi. Jak się później okazało wytrzymało to do końca wyprawy. Swoją drogą, to na wyprawie psuły się elementy jedynie w moim rowerze. Reszta przejechała wyprawę bez żadnych usterek.
Austria jest bardzo czysta, co rzuca się w oczy chyba każdemu, kto ją odwiedza. Wszystko jest poukładane i na najwyższym poziomie zadbania. Krzewy winogron są równo przycięte, strzegą ich urządzenia generujące dźwięki, ale nie ma żadnych ogrodzeń. Skorzystaliśmy z tego faktu i posmakowaliśmy pysznych zarówno białych jak i czerwonych winogron. Za pierwszy nocleg w Austrii zapłaciliśmy najwięcej na całej wyprawie, bo za noc dla czterech osób pod dwoma namiotami, bez dodatkowego prądu i innych udogodnień zapłaciliśmy 43zł/osobę. Za to odbiliśmy to sobie w następną noc, bo udało nam się szczęśliwym trafem znaleźć polaków w małej miejscowości kilkanaście kilometrów za Wiedniem. Spaliśmy pod namiotami, ale zostaliśmy ugoszczeni niemal po królewsku. Dostaliśmy kolację i piwo, które jest idealne na zmęczenie po niemal stukilometrowej jeździe w słońcu. Rano pożegnali nas świeżymi bułkami i dodatkowo załatwili nam prawdziwe austriacki wino z regionalnej winnicy, które każdy z nas przywiózł do domu.
Wiedeń przejechaliśmy szybko, trochę tego żałowaliśmy, ale zważywszy na ceny w Austrii oraz straszliwy upał uważaliśmy to za dobre wyjście.
Wyjeżdżając z Austrii nagięliśmy przepisy, jadąc cały czas drogą wyłączoną z ruchu, z powodu remontu fragmentu drogi. Na szczęście drogowcy pozwolili przejechać po jeszcze mokrym asfalcie, dzięki czemu zaoszczędziliśmy sporo kilometrów.
Czechy raziły nas bałaganem i zarośniętymi krzakami poboczami, odczego odzwyczailiśmy się przejeżdżając Austrię. Drugą rzeczą, która nas zdziwiła, to różnica w językach słowackim i czeskim. Słowacki jest dużo bardziej podobny do naszego i łatwiej się dogadać. Trzeba jednak przyznać, że stereotyp mówiący o Czechach nie lubiących Polaków został przez nas obalony.
Czechy wiele razy na zaskakiwały. W środku wioski trafiliśmy na sztuczny otwarty basen z kempingiem. Kolejnym zdziwieniem było to, że wszyscy spotkani przez nas barmani nalewali piwo nie po ściance, ale w taki sposób, że czekali przez długi czas, aż piana opadnie i następnie nalewali dalej.
Przejazd przez Czechy wydawał się nam bardzo szybki, mimo tego, że spędziliśmy tam trzy noce. Udało nam się również tam znaleźć jeden nocleg darmowy. A wyglądało to tak, że podczas jazdy, kilkaset metrów od końca naszej podróży-pola namiotowego zatrzymał nas pewien Czech, jeden z organizatorów triatlonu, który miał się tam odbyć następnego dnia. Poprosił nas o przypilnowanie przez noc namiotów rozłożonych w tym celu. Delektowaliśmy się smażonym serem i Kofolą - czeską Colą.
Ostatnią noc w Czechach spędziliśmy w hotelu, gdzie udało nam się wynegocjować pokój z jednym dużym łóżkiem dla nas wszystkich za o połowę niższą cenę. Dziewczyny spały na łóżkach, my po bokach na karimatach. Na dzień przed wjazdem do Polski zrobiliśmy zakupy w dużym markecie. Kupiliśmy regionalne alkohole, oraz słodycze. Drogi poboczne w Czechach są w słabym stanie, dlatego też jazda z obładowanymi do granic możliwości torbami była nie tylko ostrożniejsza, ale również wolniejsza. Ostatni dzień był zdecydowanie zimniejszy niż poprzednie i zjazd z Malej Upy do Polski nie był dla nas przyjemny mimo jazdy w kurtkach. W Jeleniej Górze skorzystaliśmy z promocji w pizzerii, oraz jednym z pierwszych w naszym kraju sklepie Aldi, zapewniając sobie posiłek na powrót do domu. Dzięki temu, że wsiedliśmy i zapakowaliśmy rowery do pociągu dość szybko udało nam się zamocować cztery rowery w jedynym przedziale rowerowym na cały dwunastowagonowy skład. Ugotowaliśmy pierożki, delektowaliśmy się słodyczami i zapadliśmy w sen w wiozącym nas do domu pociągu. Ciężko jest zawrzeć w krótkiej relacji wszystkie nasze wspomnienia, jeszcze trudniej opisać przeżycia i emocje im towarzyszące. Na rowerem.bloog.pl są zdjęcia, część naszych relacji możecie również przeczytać w archiwum na stronie Gazety Pomorskiej, oraz portalu Grudziądz Twoje Miasto.
Nasze rowery były załadowane głównie z tyłu, jedynie Błażej miał z przodu śpiwór i karimatę. Razem mieliśmy cały niezbędny nam sprzęt do naprawienia wszelkich usterek. Zabraliśmy też GPS, który okazał się momentami bardzo przydatny, mimo to ja nadal uważam zwykłe papierowe mapy za główny środek do nawigowania.
Przejechaliśmy podczas całej wyprawy niemal 1900km, ze średnią prędkością trochę ponad 17km/h. Zapraszam do śledzenia naszych dokonań w przyszłości, bo nie jest to ostatnia rzecz jaką zrobiliśmy. Teraz każdy z nas zajmuje się ważnymi dla swojego przyszłego życia czynnościami. Jedni szukają pracy inni kończą studia lub zaczynają kolejny ich etap. Ale jak tylko zatęsknimy trochę bardziej za podróżą...
Jak zmarnować 100 tysięcy czyli Rondo Herberta i brakujący odcinek ścieżki
- Szczegóły
- Utworzono: niedziela, 30, październik 2011 09:42
- Poprawiono: czwartek, 28, marzec 2013 18:43
- Opublikowano: niedziela, 30, październik 2011 09:40
- Matołek
- Odsłony: 2045
czyli Rondo Herberta i brakujący odcinek ścieżki
Na ostatniej rozmowie, od Pana Jarosława Murgały, dyrektora Zarządu Dróg Miejskich, otrzymałem obietnicę zainteresowania się tą sprawą. Aby się upewnić, że sprawa nie umarła, korzystając z chwili wolnego czasu, 27 października odwiedziłem Panią Dyrektor. Pani Sylwia Łazarczyk zapewniła, że sprawa nie jest martwa a jej istotę nazwała "bublem projektowym". Jest lepiej, bo rzeczy zaczyna nazywać się po imieniu, zamiast wpadać w samozachwyt, jak czynią to urzędnicy, których nazwisk przytoczenia wolę tu zaniechać...
Przy okazji wspomniałem też o kilku innych sprawach, a między innymi o ponownym spięciu Portowej z Klasztorną. Może jeszcze coś z tego będzie, ale o tym innym razem...
Kolejna ścieżka antyrowerowa już w Grudziądzu
- Szczegóły
- Utworzono: czwartek, 27, październik 2011 19:43
- Poprawiono: środa, 01, maj 2013 05:57
- Opublikowano: czwartek, 27, październik 2011 19:06
- Matołek
- Odsłony: 2036
Dziś po raz pierwszy miałem nieprzyjemność przejechać nową ścieżką antyrowerową wzdłuż ulicy Wiślanej. Te kretyńskie barierki, które tam przedwczoraj postawiono, wyrastają rowerzyście nagle, na zakręcie ścieżki i do tego jeszcze ten słup! Zakaz ruchu rowerów odzyskał już moc, tak na wszelki wypadek, bo jak rowerzysta, co bardzo prawdopodobne fiknie na jezdnię, to wina ma być rowerzysty. Ale nic z tego! Wina będzie urzędnika, który zaakceptował taki stan rzeczy nie tylko niebezpieczny, ale i niezgodny z prawem.
W razie wypadku, który jest tam bardziej prawdopodobny niż zaistniały niedawno na moście (zdarzył się przecież na prostej, a tu mamy zakręt), osobiście zadbam o to, aby sprawa znalazła się w prokuraturze! To jest szczyt głupoty i kolejny dowód na to, że bezpieczeństwo rowerzystów ma się u nas w dupie!
Inwestorem, jak mnie poinformowano, jest właściciel Alfy. Swoją drogą trzeba by się zainteresować, czy nie mają czasem dofinansowania z UE na budowę drogi. Jeśli tak, to trzeba powiadomić właściwy urząd, jak wydaje się unijne pieniądze...
Czy to jakiś żart???
- Szczegóły
- Utworzono: niedziela, 23, październik 2011 23:19
- Poprawiono: środa, 01, maj 2013 05:59
- Opublikowano: niedziela, 23, październik 2011 23:17
- Matołek
- Odsłony: 3420
Wcale się nie wkurzam bo wierzę, że zgodnie z obietnicą Dyrekcji Zarządu Dróg Miejskich takich baboli ma już nie być. Krawężnik w tym miejscu zniwelowano niemal do zera a spadki wydłużono. Czekam więc cierpliwie...
Rower to jednoślad. Kiedy straci równowagę, w przeciwieństwie do samochodu prawdopodobnie upadnie,
Słup w ścieżce lub blisko obok niej to duże prawdopodobieństwo zahaczenia kierownicą, co niemal w 100 procentach kończy się upadkiem,
Ścieżka w tym miejscu łączy się z jezdnią a rower najczęściej upada w tę stronę, którą zahaczył - tu w stronę jezdni,
Nawierzchnia betonowa, zwłaszcza wilgotna i/lub zapiaszczona, w przeciwieństwie do asfaltu jest nawierzchnią bardzo śliską, co zwiększa ryzyko upadku również w przypadku, kiedy rowerzysta zauważywszy wyrastający przed nim słup, próbuje go nagle ominąć,
Przy zderzeniu z samochodem, kierowcy grozi co najwyżej lekkie uszkodzenie pojazdu, rowerzyście potłuczenia, kalectwo albo śmierć!!!,
Zmiana koloru nawierzchni, jak to właśnie wykonano przy ulicy Wiślanej, nie jest rozwiązaniem zwiększającym bezpieczeństwo. Kolor kostki zabrudzonej i/lub po zmroku jest nieodróżnialny.
O istniejących zagrożeniach informowałem już Dyrekcję ZDM-u i jutro zawiadomię ponownie. Jako niepoprawny optymista wierzę, że żaden urzędnik nie przeprowadzi odbioru zagrażającej bezpieczeństwu drogi. Jeśli jednak to zrobi musi mieć świadomość złamania prawa i pociągnięcia do odpowiedzialności za skutki zaistniałego ewentualnie wypadku.
Pretekst 13 - przejażdżka grądem zboczowym
- Szczegóły
- Utworzono: piątek, 21, październik 2011 22:03
- Poprawiono: wtorek, 02, kwiecień 2013 21:35
- Opublikowano: piątek, 21, październik 2011 22:01
- Matołek
- Odsłony: 6044
Rezerwat leśny, zajmujący powierzchnię 27 ha został utworzony w 1997 roku, w celu ochrony fragmentu naturalnego lasu liściastego (grądu zboczowego z chronionymi i rzadkimi gatunkami roślin zielnych) z przewagą grabu, z rzadkimi gatunkami roślin zielnych i bogatym runem. W drzewostanie dominują gatunki liściaste: graby, buki i dęby, a w warstwie krzewów: leszczyna, jarzębina, bez koralowy i trzmielina. Oprócz rzadkości florystycznych na uwagę zasługują liczne wąwozy i wzniesienia, które urozmaicają teren rezerwatu.
Opis dojazdu w wersji terenowej i najatrakcyjniejszej moim zdaniem przyrodniczo:
Polityka rowerowa, czy antyrowerowa? - cz. 2
- Szczegóły
- Utworzono: czwartek, 13, październik 2011 02:13
- Poprawiono: środa, 01, maj 2013 06:00
- Opublikowano: czwartek, 13, październik 2011 02:12
- Matołek
- Odsłony: 1832
Na ostatniej rozmowie z Prezydentem Grudziądza w sprawie infrastruktury rowerowej, pojawił się najczęściej przytaczany przez urzędników argument na obronę fatalnego jej stanu lub w ogóle braku, mianowicie kwestia finansowa. Niestety, mnie ten argument nie przekonuje nawet w najmniejszej części i nikogo racjonalnie myślącego też nie powinien.
Pamiętajmy, że wykonanie błędnego, nieprzemyślanego projektu kosztuje tyle samo, co dobrego. Analogicznie obniżanie uskoków do zera kosztuje tyle samo, co budowanie wysokich, etc, etc...;
Często pozorna oszczędność powoduje zmarnowanie nakładów na inwestycję. Jako przykładem, posłużę się brakiem połączenia ścieżek przy Śniadeckich i Korczaka z kontynuacją przy Kalinkowej. Z obu górek rowerzyści już zjeżdżają jezdnią, bo komu chce się zatrzymywać na dole, żeby znosić rower po schodach (rzecz zupełnie przewidywalna, nawet dla niejeżdżącego rowerem, logicznie myślącego człowieka)... Ignorowana ścieżka, to zmarnowane pieniądze!;
Jeśli wykłada się trzymilionydwieście złotych na ok 450 metrów drogi (mam tu na myśli ul. Magazynową), co daje ponad siedemtysięcysto złotych za każdy metr, i robi się przy tym "pseudościeżki - pajacyki" (wykonanie 1 m dobrej ścieżki to koszt 100-200 zł), to nie widzę tu żadnej oszczędności;
Jest nadzieja na konsultacje społeczne
- Szczegóły
- Utworzono: czwartek, 06, październik 2011 23:48
- Poprawiono: środa, 01, maj 2013 06:02
- Opublikowano: czwartek, 06, październik 2011 23:47
- Matołek
- Odsłony: 3348
Poniżej kilka faktów:
Pismo do Prezydenta Grudziądza z dnia 24 sierpnia 2011 r. (plik PDF)
Odpowiedź na w/w pismo, otrzymana 20 września 2011 r. (plik GIF)
Powyższą odpowiedź otrzymałem po spotkaniu z Prezydentem Grudziądza, które miało miejsce 15 września 2011 r.
Dzisiaj, tj. 6 października 2011 r. odbyłem spotkanie z wicedyrektorem grudziądzkiego ZDM-u Panem Jarosławem Murgałą. Muszę przyznać, że rozmowa była rzeczowa, przebiegała w pozytywnej atmosferze i po raz pierwszy nie czułem w biurze ZDM-u tej charakterystycznej, wiszącej w powietrzu niechęci i wrogości :-) Od tej pory postanowiłem unikać urzędników, którzy ją tam tworzą.
Oto, co obiecał mi Pan Dyrektor:
Przy nowych inwestycjach niwelować uskoki do nieodczuwalnych, czyli krawężniki zero :-)
Stopniowo niwelować istniejące uskoki w ciągu najbliższych lat :-)
Zorganizować cykliczne spotkania z przedstawicielami praktykujących rowerzystów i rozważać stosowanie ich sugestii i wytycznych :-)
Zamieścić link do Grudziądzkiej Strony Rowerowej na oficjalnej stronie ZDM-u :-)
A ze spraw bieżących:
Dołożyć starań w celu przywrócenia ciągłości ścieżki na odcinku Portowa-Klasztorna :-)
Zbadać możliwość "dorobienia" brakującego połączenia ścieżek przy rondzie łączącym ulice Korczaka i Śniadeckich :-)
Panie Dyrektorze. Rowerzyści trzymają mocno za słowo :-)
Chciałbym dodać, że jeśli ktoś chciałby uczestniczyć w w/w spotkaniach, to proszę o kontakt ze mną pod adresem Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript. lub GaduGadu 7464136. Nadmieniam, że w spotkaniach będziemy uczestniczyć nieodpłatnie, w imię ogólnego dobra społecznego.
matematołek
Jak zmarnować popołudnie
- Szczegóły
- Utworzono: środa, 05, październik 2011 22:29
- Poprawiono: sobota, 27, kwiecień 2013 20:15
- Opublikowano: środa, 05, październik 2011 22:27
- Matołek
- Odsłony: 1808
Jesień to wspaniała pora roku, zwłaszcza na rowerowanie. Jeśli ktoś mi powie, że jest inaczej, nie uwierzę....
Mamy już październik i jak na razie dopisuje idealna pogoda, i tylko dni są niestety coraz krótsze. Wypadów w teren odbyliśmy już sporo i każdy uważam za udany. Trzeba tylko mieć w sobie trochę dyscypliny, przemóc zmęczenie i wsiąść na rower. Dalej, to już sama przyjemność... zapach jesiennego lasu, gęste dywany brązowych liści, trzaskające pod kołami żołędzie, bursztynowo-koralowe pagórki, świeżo zielone pola wschocącej oziminy i hektolitry rzeźkiego powietrza. Cóż może chcieć więcej zapalony rowerzysta?
Nie marnujcie popołudnia! Wsiadajcie na rowery! Nie ma z kim? Zapraszamy do UMAWIALNI. Jeśli pogoda dopisze, to może jeszcze się zobaczymy :)
Kilka fotek z jesiennego rowerowania:
24 września 2011 - Sobota w Borach Tucholskich
28 września 2011 - Wypad do Dubielna
3 października 2011 - Wypad do Gniewu i z powrotem
9 października 2011 - Park w Sartowicach
13 października 2011 - Wałem do zmroku
22 października 2011 - Pretekst 13 - przejażdżka grądem zboczowym
23 października 2011 - Czarcie Góry z ogniskiem na Wiśle
30 października 2011 - Morskie Oko z ogniskiem i czarownicą
Kolejne łamanie prawa
- Szczegóły
- Utworzono: sobota, 01, październik 2011 01:22
- Poprawiono: środa, 01, maj 2013 06:04
- Opublikowano: sobota, 01, październik 2011 01:20
- Matołek
- Odsłony: 3083
Chciałem po przyjeździe z dzisiejszego wypadu napisać luźną i spokojną relację z sobotniej włóczęgi po Borach Tucholskich, ale nie mogę, bo gotuje się we mnie krew. Jadąc na umówione spotkanie zaskoczył mnie widok dwóch panów, którzy właśnie kończyli stawiać widoczny na zdjęciu obiekt (drugi taki sam stoi po przeciwnej stronie mostu). Zgadnijcie proszę drodzy rowerzyści, gdzie stanęło owo cudo? Podpowiem - stoi dokładnie w miejscu budowanej właśnie rowerowej ścieżki (widziałem projekt), a dokładniej jakieś pół metra w jej wnętrzu.
To już nie jest tylko zwykła bezmyślność, to jest ŁAMANIE POLSKIEGO PRAWA!!!, a konkretnie Rozporządzenia Ministra Transportu i Gospodarki Morskiej w sprawie warunków technicznych, jakim powinny odpowiadać drogi publiczne i ich usytuowanie (Dz. U. z dnia 14 maja 1999 r.) Załącznik numer 1 wymienionego wyżej rozporządzenia zawiera poniższy rysunek, który pokazuje, że na drodze rowerowej i w odległości do 20 centymetrów od niej nie może stać żaden słupek, latarnia, drzewo, ani inna przeszkoda.
W Grudziądzu mamy obecnie całe mnóstwo takich niezgodnych z prawem ścieżek. Ta jednak jest w trakcie budowy i ktoś będzie przeprowadzał jej odbiór. Jeśli któryś z urzędników zatwierdzi odbiór, złamie prawo. Urzędnicy mają absolutny obowiązek działania zgodnie z prawem. Do przestrzegania prawa zobowiązuje ich bowiem Kodeks Postępowania Administracyjnego (Dz. U. 98 poz. 1071 z 2000 roku). A dokładniej artykuł 6: "Organy administracji publicznej działają na podstawie przepisów prawa".
Swoją drogą, można by przecież wydłużyć tę nieszczęsną konstrukcję o tyle, żeby stanęła poza chodnikiem. W obecnej postaci stanowi realne zagrożenie dla rowerzystów. Wystarczy przecież włączyć odrobinę myślenia aby wiedzieć, że rowerzysta zahaczywszy o słupek może nawet wpaść na jezdnię. Ale w końcu urzędnik, który rowerem nie jeździ wie lepiej...
Na najbliższy czwartek jestem umówiony na rozmowę z wicedyrektorem grudziądzkiego ZDM-u Panem Jarosławem Murgałą. Chciałbym poruszyć głównie sprawę obiecanej w 2008 roku w obecności Prezydenta a do tej pory skutecznie blokowanej kontroli społecznej rozwoju infrastruktury rowerowej w naszym mieście. Ponadto chcę poruszyć kilka kwestii bieżących, jak ratowanie bezsensownie przerwanego odcinka Portowa - Klasztorna, cały szereg budowanych obecnie rowerowych bubli oraz wrogie nastawienie do spraw rowerowych urzędników z ZDM-u, bo niestety od jakiegoś czasu mam nieprzyjemność tam bywać (przepraszam tych, których to nie dotyczy, bo są tam i tacy). Podjadę tam również w poniedziałek, póki sprawa gorąca, aby zakomunikować o fakcie. Łudzę się nadzieją, że reakcja urzędników będzie prawidłowa, a przede wszystkim zgodna z prawem...
matematołek
Więcej artykułów…
- Czterech muszkieterów - na podbój Morza
- Wspólna definicja stojaków rowerowych :-))
- Rowerowa, czy antyrowerowa? - cz. 1
- Pod mostem, znowu legalnie :-)
- Porzućcie telewizory :-)
- Pretekst 12 - Grudziądz w nadwiślańskich krajobrazach
- Strona na Facebooku
- Fotki z rajdu miejskiego "szlakiem trzech kultur"
- Kolejna kpina z rowerzystów
- Rajd rowerowy Szlakiem trzech kultur
- Pretekst 9 - Bydgoszcz, miasto nad Brdą
- Walnie, nie walnie...
- Wypad z niespodziewanką ;-)
- II Ogólnopolski Wyścig MTB Susz 2011
- ZDM - odpowiedź 1
- Grudziądzka Infrastruktura Rowerowa
- O dwóch takich
- Wiosło na rowerze
- Fotki z ...
- GIR
- Pretekst 3 - Grodzisko w Świeciu nad Osą
- Tydzień na wyspie
- Wypad do Rulewa
- 101 pretekstów na luźne porowerowanie :-)
- Dział wizytówek